„Bogactwo teściów kontra nasze życie: Dlaczego mój syn nie może zabrać prezentów do domu?”
– Mamo, a mogę zabrać ten samochód do domu? – głos Antosia rozbrzmiewał w przestronnym salonie teściów, gdzie podłoga uginała się pod ciężarem zabawek, jakich nie widziałam nawet w najlepszych sklepach. Stałam obok, czując jak serce ściska mi się z bezsilności.
– Kochanie, to są zabawki do zabawy tutaj, u babci i dziadka – odpowiedziałam cicho, starając się ukryć drżenie w głosie. Antoś spojrzał na mnie z niezrozumieniem, a potem na swoją babcię, która już śmiała się lekko i poprawiała złotą bransoletkę na nadgarstku.
– No właśnie, skarbie – dodała teściowa, pani Halina. – Tutaj masz wszystko, czego dusza zapragnie! W domu i tak nie miałbyś gdzie tego trzymać.
To był kolejny raz, kiedy czułam się jak intruz w ich świecie. Mój mąż, Tomek, stał z boku i udawał, że nie słyszy rozmowy. Wiedziałam, że dla niego to też jest trudne, ale nigdy nie potrafił się postawić swoim rodzicom.
Teściowie są bogaci. Mają trzy mieszkania w centrum Warszawy, luksusowy dom na obrzeżach i nowiutkiego SUV-a, którym Halina wozi Antosia do przedszkola, kiedy tylko ma ochotę. Mój teść, pan Zbigniew, mimo siedemdziesiątki na karku wciąż pracuje jako dyrektor w dużej firmie budowlanej. Oboje mają wysokie emerytury i nie muszą liczyć się z wydatkami.
A my? Z Tomkiem spłacamy kredyt na nasze 48 metrów na Ursynowie. Każda rata to dla nas wyzwanie. Tomek zarabia przeciętnie, ja po urlopie macierzyńskim wróciłam na pół etatu do pracy w bibliotece. Często zastanawiam się, czy starczy nam na rachunki i jedzenie do końca miesiąca.
Zawsze powtarzałam sobie, że pieniądze to nie wszystko. Ale kiedy widzę Antosia bawiącego się kolejką elektryczną za dwa tysiące złotych – kolejką, którą może dotknąć tylko u dziadków – czuję ukłucie zazdrości i bezsilności.
– Mamo, dlaczego nie możemy mieć takich zabawek w domu? – pyta mnie Antoś wieczorem, kiedy wracamy do naszego mieszkania. – Bo nie mamy pieniędzy?
Nie wiem, co odpowiedzieć. Przecież nie powiem pięciolatkowi prawdy o naszych finansach ani o tym, jak bardzo boli mnie to upokorzenie.
Kiedyś próbowałam porozmawiać z Haliną:
– Może moglibyście dawać Antosiowi mniejsze prezenty? Albo takie, które mógłby zabrać do domu?
Popatrzyła na mnie z pobłażaniem:
– Emilko, przecież my chcemy dla niego jak najlepiej! U nas ma przestrzeń i warunki do zabawy. U was… no cóż…
Nie dokończyła zdania. Ale wiedziałam, co miała na myśli: u was jest ciasno i biednie.
Z Tomkiem coraz częściej się kłócimy. On twierdzi, że przesadzam:
– Przecież Antoś i tak ma lepiej niż większość dzieci! Dziadkowie go kochają.
Ale czy to jest miłość? Czy miłość polega na tym, żeby pokazywać dziecku świat luksusu tylko po to, by potem wracało do szarej rzeczywistości?
Ostatnio Antoś zaczął mówić rzeczy, które mnie przerażają:
– Mamo, a dlaczego nie mamy takiego dużego telewizora jak babcia? Czemu nie jeździmy na wakacje za granicę?
Czuję się coraz bardziej winna. Zaczynam unikać wizyt u teściów. Ale wtedy Halina dzwoni:
– Emilko, dlaczego tak rzadko przychodzicie? Antoś tęskni za swoimi zabawkami!
Mam ochotę krzyczeć: „Może byście raz dali mu coś do domu?!”, ale milczę. Wiem, że nie wygram tej walki.
W święta sytuacja osiągnęła apogeum. Pod choinką u teściów czekały na Antosia prezenty warte więcej niż nasz miesięczny dochód. A dla mnie? Perfumy z promocji i książka kucharska.
Wieczorem płakałam w łazience. Tomek próbował mnie pocieszać:
– Nie przejmuj się nimi. Dla mnie jesteś najlepszą mamą na świecie.
Ale ja czułam się przegrana. Jak mam wychować syna w szacunku do pracy i pieniędzy, skoro jego dziadkowie pokazują mu zupełnie inny świat?
Kilka dni temu Antoś wrócił od dziadków i powiedział:
– Babcia mówiła, że jak będę duży, to będę miał taki dom jak oni. To prawda?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy mam mu powiedzieć prawdę o życiu? O tym, że nie każdy może mieć wszystko?
Czasem myślę o tym wszystkim nocami i pytam siebie: czy powinnam odciąć syna od dziadków? Czy powinnam walczyć o swoją godność kosztem jego relacji z rodziną?
A może powinnam pogodzić się z tym, że zawsze będziemy „tymi gorszymi”? Czy ktoś z was był w podobnej sytuacji? Jak sobie z tym poradziliście?