Mój brat chce się ożenić i żąda połowy domu rodziców – czy rodzina przetrwa tę próbę?
– Nie zamierzam mieszkać z Emilią w wynajętej kawalerce na obrzeżach miasta, skoro należy mi się połowa domu! – głos Jakuba drżał, ale w oczach miał determinację, której nigdy wcześniej u niego nie widziałam.
Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Mama siedziała przy stole, blada jak ściana. Tata patrzył przez okno, udając, że nie słyszy tej rozmowy. Ale słyszał. Wszyscy słyszeliśmy.
– Kuba, przecież wiesz, że ten dom to nie tylko mury. To nasze życie, nasze wspomnienia… – zaczęłam ostrożnie.
– Wiem, ale ja też mam prawo do życia! – przerwał mi brat. – Chcę być z Emilią, chcę mieć rodzinę. A bez pieniędzy z tego domu nie dam rady. Nie będę całe życie mieszkał kątem u teściów albo kisił się w wynajmie.
Zawsze byłam tą rozsądną. Starsza siostra, która pomagała odrabiać lekcje, tłumaczyła świat i łagodziła konflikty. Ale tego dnia czułam się bezradna jak nigdy wcześniej.
Wszystko zaczęło się rok temu, gdy Kuba skończył 18 lat. Zamiast świętować wejście w dorosłość, ogłosił, że zamierza się ożenić z Emilią – dziewczyną z sąsiedztwa, którą znał od podstawówki. Nie było żadnej ciąży, żadnego przymusu. Po prostu miłość. Tak przynajmniej twierdził.
Początkowo myśleliśmy, że to młodzieńczy bunt albo chwilowa fascynacja. Ale Kuba był uparty. Zaczął pracować na pół etatu w sklepie spożywczym, Emilia dorabiała jako kelnerka. Wynajęli razem małą kawalerkę na obrzeżach Lublina. Przez kilka miesięcy byli szczęśliwi – przynajmniej tak mówili.
Aż pewnego dnia Kuba zadzwonił do mnie wieczorem:
– Magda, musimy pogadać. Nie dajemy rady finansowo. Czynsz rośnie, rachunki też…
– Może wrócisz do domu? – zaproponowałam naiwnie.
– Nie chcę być ciężarem dla rodziców. Ale… należy mi się połowa domu po nich, prawda?
Zamurowało mnie. Wiedziałam, że rodzice zapisali dom na nas oboje w testamencie, ale nigdy nie sądziłam, że Kuba upomni się o swoją część za życia rodziców.
Od tamtej rozmowy wszystko zaczęło się sypać. Kuba coraz częściej przychodził do domu rodzinnego i wywoływał kłótnie. Mama płakała po nocach, tata zamykał się w garażu i dłubał przy starym maluchu.
Pewnego wieczoru Emilia przyszła z Kubą na kolację. Atmosfera była napięta jak struna.
– Proszę państwa – zaczęła Emilia cicho – my naprawdę chcemy być razem i mieć normalne życie. Ale bez pieniędzy z tego domu nie damy rady…
Tata spojrzał na nią z niedowierzaniem:
– Chcecie sprzedać dom?
– Albo chociaż połowę! – dodał Kuba.
– A gdzie my mamy pójść? – zapytała mama drżącym głosem.
Nikt nie odpowiedział.
Przez kolejne tygodnie dom zamienił się w pole bitwy. Każda rozmowa kończyła się krzykiem lub łzami. Ja próbowałam mediować, ale czułam się coraz bardziej rozdarta. Z jednej strony rozumiałam Kubę – chciał być dorosły, samodzielny, zapewnić coś Emilii. Z drugiej strony – jak można żądać od rodziców sprzedaży domu tylko dlatego, że życie okazało się trudniejsze niż myślał?
W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanka z biura zapytała mnie kiedyś:
– Magda, co się dzieje? Wyglądasz jakbyś nie spała od tygodnia.
– Bo nie śpię – odpowiedziałam szczerze.
W końcu doszło do rodzinnej narady. Siedzieliśmy wszyscy przy stole: ja, Kuba, Emilia i rodzice.
– Może spróbujemy znaleźć kompromis – zaproponowałam cicho. – Może rodzice pomogą wam na początek? Pożyczka albo wsparcie przy wynajmie?
Kuba pokręcił głową:
– To nie rozwiąże problemu na stałe. Chcę mieć coś swojego.
Mama rozpłakała się na dobre:
– Synku… My całe życie pracowaliśmy na ten dom! Chcesz nam go odebrać?
Tata milczał długo, aż w końcu powiedział:
– Jeśli naprawdę chcesz swojej części… będziemy musieli sprzedać dom i podzielić pieniądze.
Zapadła cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
Po tej rozmowie wszystko się zmieniło. Mama przestała gotować obiady, tata coraz częściej nocował u kolegi na działce. Ja czułam się winna za wszystko – za to, że nie potrafię pogodzić brata z rodzicami, za to, że nie umiem znaleźć rozwiązania.
Kuba i Emilia wyprowadzili się do jej rodziców. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać na kilka miesięcy. Dom stał pusty i zimny jak nigdy wcześniej.
Któregoś dnia spotkałam Kubę przypadkiem na przystanku autobusowym. Wyglądał na zmęczonego i przygnębionego.
– Magda… Myślisz, że kiedyś nam to wybaczą? – zapytał cicho.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Dziś dom nadal stoi pusty. Rodzice rozważają sprzedaż i wyjazd do mniejszego mieszkania. Ja czuję się rozdarta między lojalnością wobec nich a współczuciem dla brata.
Czy naprawdę pieniądze mogą zniszczyć rodzinę? Czy można kochać i jednocześnie ranić najbliższych? Czasem zastanawiam się: czy gdybyśmy byli biedniejsi albo bogatsi – byłoby łatwiej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?