Zostawił mnie w dziewiątym miesiącu ciąży. Po trzech latach wrócił z prośbą o wybaczenie…

— Nie możesz mi tego zrobić, Paweł! — krzyknęłam, czując, jak łzy zalewają mi policzki. Stałam w przedpokoju, z ogromnym brzuchem, a on pakował swoje rzeczy do torby. W jego oczach nie było już czułości, tylko zmęczenie i coś na kształt ulgi.

— Przepraszam, Aniu. Ja… nie potrafię. To mnie przerasta — powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy.

Wtedy świat mi się zawalił. Byłam w dziewiątym miesiącu ciąży, nasze mieszkanie tonęło w pudłach z rzeczami dla dziecka, a on po prostu wyszedł. Zostawił mnie samą z lękiem, samotnością i pytaniami, na które nie znałam odpowiedzi.

Przez pierwsze tygodnie po jego odejściu funkcjonowałam jak automat. Moja mama przyjechała do mnie z Wrocławia i próbowała mnie wspierać, ale czułam się jak cień człowieka. Każda noc była walką z bezsennością i łzami. Bałam się porodu, bałam się przyszłości, bałam się wszystkiego.

Gdy przyszedł czas, pojechałam do szpitala sama. Na porodówce patrzyłam na inne kobiety, którym partnerzy ściskali dłonie i szeptali słowa otuchy. Ja miałam tylko zimną dłoń pielęgniarki i własny strach. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam mojego synka, Michała, poczułam coś, czego nie umiem opisać — mieszaninę miłości i rozpaczy. Wiedziałam, że muszę być silna dla niego.

Pierwsze miesiące były koszmarem. Michał płakał nocami, a ja płakałam razem z nim. Czasem miałam ochotę zadzwonić do Pawła i błagać go, żeby wrócił, ale duma mi na to nie pozwalała. Moja mama musiała wrócić do pracy, więc zostałam sama z dzieckiem i tysiącem problemów: rachunki, pieluchy, kolki, samotność.

Znajomi powoli się wykruszali. „Trzymaj się!” — pisali w wiadomościach, ale nikt nie przychodził pomóc. Czułam się niewidzialna. W nocy leżałam na kanapie i zadawałam sobie pytanie: dlaczego on mnie zostawił? Czy byłam za mało dobra? Za mało kochająca? Może to wszystko moja wina?

Po roku wróciłam do pracy w bibliotece miejskiej. Michał poszedł do żłobka. Każdego ranka patrzyłam na jego małą buzię i obiecywałam sobie, że dam radę. Z czasem nauczyłam się żyć bez Pawła. Zaczęłam nawet czuć coś na kształt spokoju — aż do tego dnia.

Było czerwcowe popołudnie, Michał bawił się klockami na dywanie. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam i… zobaczyłam Pawła. Stał tam, jakby czas się zatrzymał. Wyglądał inaczej — starszy, zmęczony, z siwymi włosami na skroniach.

— Aniu… — zaczął niepewnie — Muszę z tobą porozmawiać.

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale Michał podbiegł do przedpokoju.

— Kto to? — zapytał cicho.

— To… znajomy mamy — odpowiedziałam drżącym głosem.

Paweł ukląkł przy synku i spojrzał mu w oczy. Widziałam łzy w jego oczach.

— Michałku… jestem twoim tatą — wyszeptał.

Michał spojrzał na mnie pytająco. Poczułam, jak serce ściska mi się z bólu.

Usiedliśmy w kuchni. Paweł opowiedział mi wszystko: o tym, jak uciekł do Gdańska, bo nie radził sobie z presją ojcostwa; o samotności; o terapii; o tym, jak przez trzy lata codziennie myślał o nas i żałował swojej decyzji.

— Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę — powiedział cicho — Ale chciałem cię prosić… pozwól mi być ojcem dla Michała. Chcę naprawić to, co zepsułem.

Patrzyłam na niego długo. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jego uśmiech sprzed lat, nasza pierwsza randka nad Wisłą, wspólne plany o domu z ogródkiem… i ten dzień, kiedy zostawił mnie samą.

Przez kolejne tygodnie Paweł próbował odzyskać nasze zaufanie. Przychodził do Michała z zabawkami, zabierał go na spacery do parku. Michał był ostrożny, ale ciekawy nowego „znajomego”. Ja byłam rozdarta: część mnie chciała wybaczyć Pawłowi dla dobra syna; druga część nigdy nie zapomniała bólu tamtych dni.

Moja mama była przeciwna:
— Aniu, on cię zostawił w najgorszym momencie! Jak możesz mu zaufać?

Przyjaciółka Marta mówiła:
— Ludzie się zmieniają… Może warto dać mu szansę? Dla Michała?

A ja? Każdej nocy leżałam bezsennie i zastanawiałam się: czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?

Pewnego dnia Michał zapytał:
— Mamo, dlaczego tata nie był ze mną wcześniej?

Zabrakło mi słów. Przytuliłam go mocno i poczułam łzy na policzkach.

Dziś mija pół roku od powrotu Pawła. Michał coraz bardziej go akceptuje. Ja wciąż nie wiem, czy potrafię wybaczyć. Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy warto dawać drugą szansę komuś, kto raz już zawiódł? Czy serce matki jest w stanie zapomnieć o bólu dla dobra dziecka?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy wybaczylibyście komuś taką zdradę?