Przypomniałam sobie, że kocham – historia o tym, jak remont uratował moje małżeństwo

— Tomek, gdzie są te cholerne papiery od kredytu? — krzyknęłam z kuchni, próbując przekrzyczeć hałas wiertarki. Pył unosił się w powietrzu, a ja miałam wrażenie, że oddycham kurzem i frustracją. Nasze mieszkanie wyglądało jak pole bitwy: wszędzie kartony, narzędzia, stare meble upchnięte w kątach. Szesnaście lat temu wprowadziliśmy się tu pełni marzeń i planów. Teraz patrzyłam na te same ściany i czułam tylko zmęczenie.

Tomek wszedł do kuchni, przecierając czoło rękawem bluzy. — Sprawdź w szufladzie pod telewizorem. — Jego głos był zmęczony, obojętny. Tak rozmawialiśmy od miesięcy: krótkie komunikaty, bez czułości, bez złości. Po prostu… byliśmy.

Remont miał być tylko formalnością. Odświeżenie ścian, nowa podłoga, może lepsza kanapa. Ale już pierwszego dnia okazało się, że nie możemy się dogadać nawet w sprawie koloru farby. — Beżowy jest nudny — powiedział Tomek. — A ty zawsze chcesz wszystko na biało! — odparłam z irytacją. Zaczęliśmy się kłócić o rzeczy tak błahe, że aż śmieszne. Ale pod tym wszystkim buzowało coś więcej.

Wieczorami siedzieliśmy na materacu rozłożonym w salonie, jedząc pizzę z kartonu. W telewizji leciały wiadomości, ale żadne z nas nie słuchało. Patrzyłam na Tomka i zastanawiałam się, kiedy ostatni raz naprawdę na niego spojrzałam. Jego włosy posiwiały na skroniach, miał nowe zmarszczki wokół oczu. Był mi tak znajomy, a jednocześnie obcy.

Pewnej nocy obudził mnie hałas. Tomek siedział w kuchni przy stole, głowę miał opartą na dłoniach. — Nie śpisz? — zapytałam cicho.

— Nie mogę — odpowiedział bez podnoszenia wzroku. — Myślisz czasem o tym, jak to było na początku?

Zaskoczył mnie tym pytaniem. Przez chwilę milczałam. — Myślę… Czasem wydaje mi się, że to było w innym życiu.

Usiadłam naprzeciwko niego. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy. — Pamiętasz naszą pierwszą kłótnię? O to, kto ma wyrzucić śmieci? — uśmiechnęłam się smutno.

Tomek też się uśmiechnął. — Wtedy wydawało mi się to końcem świata.

— A teraz? — zapytałam.

— Teraz… nie wiem nawet, czy jeszcze potrafimy się kłócić o coś ważnego.

Remont trwał dalej, a my coraz częściej rozmawialiśmy nocami. O tym, co nas boli, czego nam brakuje, czego się boimy. Okazało się, że przez lata nauczyliśmy się nie mówić o swoich uczuciach. Zamiast tego zakładaliśmy maski: on był spokojny i opanowany, ja – wiecznie zajęta i zorganizowana.

Któregoś dnia przyszła moja mama. Usiadła na stercie kartonów i spojrzała na mnie badawczo.

— Dziecko, wy się chyba mijacie w tym wszystkim — powiedziała cicho.

— Mamo… — zaczęłam protestować.

— Nie przerywaj mi. Ja wiem, jak to jest żyć obok siebie i nie widzieć drugiego człowieka. Twój ojciec i ja… też przez to przeszliśmy.

Popatrzyłam na nią zaskoczona. Zawsze myślałam, że ich małżeństwo było idealne.

— Co wam pomogło? — zapytałam niepewnie.

— Musieliśmy sobie przypomnieć, dlaczego kiedyś się pokochaliśmy. I nauczyć się mówić o tym głośno.

Te słowa długo we mnie rezonowały. Wieczorem usiadłam obok Tomka na materacu i po raz pierwszy od lat przytuliłam się do niego bez powodu.

— Przepraszam cię za wszystko, co przemilczałam przez te lata — wyszeptałam.

Tomek objął mnie mocno i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.

— Ja też przepraszam… Za to, że czasem byłem nieobecny nawet wtedy, gdy byłem obok ciebie.

Remont powoli dobiegał końca. Nasze mieszkanie nabrało nowego blasku – jasne ściany, drewniana podłoga pachnąca świeżością. Ale najważniejsze zmiany zaszły między nami. Zaczęliśmy znów rozmawiać – nie tylko o rachunkach czy zakupach, ale o marzeniach i lękach. O tym, co nas cieszy i co boli.

Pewnego wieczoru Tomek przyniósł butelkę wina i dwa kieliszki.

— Pamiętasz naszą pierwszą randkę? — zapytał z uśmiechem.

— Jak mogłabym zapomnieć? Byłeś wtedy taki nieśmiały…

— Chciałem ci wtedy powiedzieć coś ważnego… Ale bałem się.

Spojrzałam mu w oczy i poczułam coś dziwnego – jakby motyle w brzuchu po tylu latach wróciły na chwilę.

— A teraz?

Tomek ujął moją dłoń.

— Teraz wiem jedno: chcę być z tobą naprawdę. Nie tylko obok ciebie.

Uśmiechnęłam się przez łzy szczęścia.

Dziś patrzę na nasze odnowione mieszkanie i widzę nie tylko nowe ściany czy meble. Widzę nas – innych niż kiedyś, ale prawdziwych. Remont był tylko pretekstem do tego, żebyśmy musieli się zatrzymać i spojrzeć sobie w oczy bez uciekania przed prawdą.

Czasem zastanawiam się: ile par żyje tak jak my – obok siebie, a nie razem? Ile osób boi się powiedzieć „przepraszam”, „potrzebuję cię”, „kocham”? Czy naprawdę trzeba aż takiego zamieszania jak remont, żeby sobie przypomnieć o tym, co najważniejsze?