Obietnica, która zmieniła wszystko: Historia Magdaleny z Bydgoszczy

– Teraz wszystko się zmieni. Obiecuję… – powiedziałam do lustra, ścierając łzy z policzków. W tle słychać było cichy szum pralki i odgłosy dzieci bawiących się w pokoju obok. W tej chwili nie wiedziałam jeszcze, czy to ja próbuję siebie przekonać, czy może już tylko udaję przed samą sobą. Miałam trzydzieści siedem lat, dwójkę dzieci i męża, który właśnie wyznał mi, że od pół roku spotyka się z inną kobietą.

– Magda, musimy porozmawiać – usłyszałam jego głos jeszcze godzinę wcześniej, gdy wrócił z pracy szybciej niż zwykle. Siedziałam wtedy przy kuchennym stole, sortując rachunki i planując, jak rozciągnąć pensję do końca miesiąca. – To nie jest twoja wina… – zaczął, a ja już wiedziałam. Czułam to od dawna. Zapach innego szamponu na jego włosach, nieobecność w spojrzeniu, coraz częstsze wieczorne wyjścia „na siłownię”.

Wybuchłam płaczem. – Jak mogłeś? Przecież mamy dzieci! – krzyczałam przez łzy, a on tylko patrzył na mnie bezradnie. – Przepraszam, Magda. Nie chciałem cię skrzywdzić…

Wtedy weszła Zosia, nasza ośmioletnia córka. – Mamo, dlaczego płaczesz? – zapytała cicho. Szybko otarłam oczy i przytuliłam ją mocno.

– Nic się nie stało, kochanie. Po prostu jestem zmęczona – skłamałam.

Tego wieczoru Michał spakował walizkę i wyszedł. Zostałam sama z dziećmi i tysiącem pytań bez odpowiedzi. Przez pierwsze dni funkcjonowałam jak automat: praca w urzędzie miasta, zakupy w Biedronce, odrabianie lekcji z dziećmi, kolacja, bajka na dobranoc. Ale nocami nie spałam. Wpatrywałam się w sufit i słuchałam ciszy, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.

Moja mama zadzwoniła po tygodniu.

– Magda, musisz się trzymać. Dla dzieci…

– Mamo, nie rozumiesz! On był wszystkim! – wybuchłam.

– Nie był wszystkim. Masz siebie i masz dzieci. To wystarczy.

Nie wystarczało. Czułam się jak cień człowieka. W pracy szefowa patrzyła na mnie z litością, koleżanki szeptały za plecami.

– Słyszałaś? Michał ją zostawił dla tej młodej z działu IT…

Wiedziałam, że plotkują. W Bydgoszczy wszyscy wszystko wiedzą szybciej niż ty sama.

Najgorsze były weekendy. Dzieci pytały o tatę.

– Kiedy tata wróci?

– Nie wiem… Może niedługo…

Kłamałam coraz częściej. Zosia zaczęła moczyć się w nocy, Staś zamknął się w sobie i przestał rozmawiać ze mną o szkole.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa.

– Magda, Michał popełnił błąd… Ale może powinnaś mu wybaczyć? Dla dobra dzieci?

Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.

– Pani syn złamał mi serce! Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć!

– Każdy zasługuje na drugą szansę…

Rozłączyłam się bez słowa.

Wieczorem zadzwoniła moja siostra Aneta.

– Magda, musisz zacząć żyć dla siebie. Przyjedź do mnie do Poznania na weekend. Odpoczniesz.

Nie chciałam jechać. Bałam się zostawić dzieci z Michałem nawet na dwa dni. Ale Aneta nie odpuszczała.

– Zasługujesz na chwilę oddechu! Dzieci przeżyją weekend z ojcem!

Pojechałam. W pociągu płakałam całą drogę. Aneta przywitała mnie gorącą herbatą i czekoladowym sernikiem.

– Opowiadaj wszystko od początku – powiedziała stanowczo.

Wylałam przed nią cały żal i ból. Słuchała bez oceniania.

– Magda, jesteś silniejsza niż myślisz. Musisz tylko uwierzyć w siebie.

Wróciłam do domu z nową energią. Postanowiłam zawalczyć o siebie. Zapisałam się na jogę do lokalnego domu kultury. Poznałam tam Ewę – samotną matkę po rozwodzie.

– Też myślałam, że życie się skończyło – powiedziała mi po zajęciach. – Ale zobaczysz, jeszcze będziesz szczęśliwa.

Zaczęłyśmy spotykać się na kawie po zajęciach. Dzieci zaprzyjaźniły się ze sobą. Powoli wracałam do życia.

Ale wtedy Michał pojawił się znowu.

– Magda… Popełniłem błąd. Chcę wrócić do domu.

Patrzyłam na niego długo w milczeniu.

– Dlaczego mam ci wybaczyć?

– Dla dzieci… Dla nas…

Zosia wbiegła do pokoju i rzuciła mu się na szyję.

– Tato! Tato!

Serce mi pękało na pół.

Wieczorem zadzwoniła mama.

– Co zamierzasz zrobić?

– Nie wiem…

Przez kolejne dni Michał próbował mnie przekonać do powrotu. Przynosił kwiaty, gotował obiady, zabierał dzieci na spacery.

Ale ja już byłam inna. Silniejsza. Wiedziałam, że nie mogę żyć tylko dla innych.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole.

– Michał… Możemy być rodzicami naszych dzieci. Ale nie potrafię już być twoją żoną.

Spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

– Rozumiem…

Dzieci płakały przez kilka tygodni. Ale potem zaczęły się śmiać coraz częściej. Ja też zaczęłam śmiać się głośniej i częściej niż przez ostatnie lata.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba pozwolić odejść temu, co nas niszczyło, żeby zrobić miejsce na coś nowego. Może kiedyś jeszcze uwierzę w miłość? Czy można naprawdę wybaczyć wszystko? Czy wy byście potrafili?