Córka z dzieckiem wróciła do rodziców. Jest w drugiej ciąży i nie chce powiedzieć o tym mężowi
– Mamo, rozwodzę się. Aleksander ma inną kobietę. – Głos Marty drżał, a ja poczułam, jak serce ściska mi się w piersi. Stała w progu z małą Zosią na rękach, jej oczy były czerwone od płaczu.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę tylko patrzyłam na nią, próbując zrozumieć, czy to jakiś koszmarny żart. Przecież jeszcze tydzień temu rozmawiałyśmy przez telefon i wszystko wydawało się w porządku.
– Dlaczego nie zadzwoniłaś? – zapytałam w końcu, czując narastającą panikę. – Przecież spotkalibyśmy was na dworcu, pomogli z bagażami…
Marta spuściła wzrok. – Nie chciałam nikomu przeszkadzać. Po prostu… musiałam wyjść. Dziś. Teraz.
Mój mąż, Andrzej, stał obok mnie, milczący i blady. Widziałam, jak zaciska pięści. Zawsze był opanowany, ale teraz jego twarz zdradzała gniew i bezradność.
Zosia zaczęła płakać. Marta przytuliła ją mocniej i weszła do środka. Zamknęłam drzwi za nimi, czując, jakbyśmy odcięli się od całego świata.
Wieczorem siedzieliśmy w kuchni. Marta piła herbatę, patrząc w okno. Andrzej krzątał się przy zlewie, udając, że myje naczynia, ale widziałam, jak co chwilę zerka na nas ukradkiem.
– Powiesz nam coś więcej? – spytałam cicho.
Marta wzruszyła ramionami. – Nie ma o czym mówić. Aleksander od miesięcy mnie unikał. W końcu przyznał się, że kogoś ma. Kazał mi się wyprowadzić.
– A Zosia? – Andrzej pierwszy raz się odezwał.
– Powiedział, że mogę ją zabrać. Jemu nie zależy.
Zrobiło mi się niedobrze na myśl o tym człowieku. Przecież jeszcze dwa lata temu przysięgał mojej córce miłość do grobowej deski.
Przez kolejne dni Marta była jak cień. Pomagałam jej przy Zosi, gotowałam ulubione potrawy z dzieciństwa, próbowałam rozmawiać. Ale ona zamykała się w sobie coraz bardziej.
Pewnego ranka zauważyłam coś dziwnego. Marta źle się czuła, często biegała do łazienki. Przypomniałam sobie własne ciąże i nagle mnie olśniło.
– Marto… czy ty jesteś w ciąży? – zapytałam ostrożnie.
Zamarła z łyżką nad talerzem zupy. Przez chwilę milczała, potem skinęła głową.
– Tak… Jestem w drugim miesiącu.
Zaniemówiłam. – Aleksander wie?
– Nie. I nie chcę mu mówić.
– Ale jak to?!
– Nie chcę, żeby ten człowiek miał cokolwiek wspólnego z moim drugim dzieckiem! – wybuchła nagle Marta. – On już nas zostawił! Nie chcę jego litości ani pieniędzy!
Andrzej wszedł do kuchni akurat w tej chwili. Spojrzał na Martę z niedowierzaniem.
– To nie jest takie proste – powiedział cicho. – Dziecko ma prawo znać ojca.
Marta spojrzała na niego z bólem w oczach.
– A ja mam prawo chronić siebie i swoje dzieci!
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Andrzeja i słyszałam jego ciężki oddech.
– Co my teraz zrobimy? – szepnął w ciemności.
– Nie wiem…
Następnego dnia zadzwoniła moja siostra Halina.
– Słyszałam o Marcie – zaczęła bez ogródek. – Co zamierzacie?
– Na razie dajemy jej czas…
– Klaudia, nie możesz pozwolić jej ukrywać tej ciąży przed Aleksandrem! To nieuczciwe!
Zacisnęłam usta. Halina zawsze była zasadnicza, ale czy miała rację? Czy powinnam zmusić córkę do rozmowy z byłym mężem?
Wieczorem usiadłam z Martą przy stole.
– Córeczko… Rozumiem twój ból, ale czy naprawdę chcesz całe życie ukrywać prawdę przed ojcem dziecka?
Marta spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Mamo, ja już nie mam siły walczyć…
Przytuliłam ją mocno.
Kolejne tygodnie mijały powoli. Zosia zaczęła chodzić do przedszkola w naszej dzielnicy, Marta znalazła pracę w pobliskiej aptece na pół etatu. Wydawało się, że wszystko zaczyna się układać… aż do dnia, gdy Aleksander pojawił się pod naszym blokiem.
Zadzwonił domofonem. Był wieczór, padał deszcz.
– Marta! Otwórz! Musimy porozmawiać!
Marta pobladła i schowała się w łazience.
Andrzej podszedł do domofonu.
– Czego chcesz?
– Chcę zobaczyć córkę! I żonę!
Andrzej spojrzał na mnie pytająco. Skinęłam głową.
Aleksander wszedł do mieszkania mokry i roztrzęsiony.
– Marta… Proszę cię… Wiem, że zawaliłem… Ale chcę być ojcem dla Zosi…
Marta wyszła z łazienki powoli, trzymając się za brzuch.
Aleksander spojrzał na nią uważnie.
– Jesteś w ciąży?
Zapadła cisza.
– Tak – odpowiedziała cicho Marta.
Aleksander usiadł ciężko na krześle.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Marta zaczęła płakać.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w Aleksandrze człowieka zagubionego i skruszonego. Próbował objąć Martę, ale ona odsunęła się gwałtownie.
– To już nie ma znaczenia – wyszeptała. – Nie chcę twojej obecności ani pomocy.
Aleksander spojrzał na mnie błagalnie.
– Pani Klaudio… Proszę mi pomóc…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież był ojcem moich wnuków… Ale czy miał prawo wracać po tym wszystkim?
Po jego wyjściu długo rozmawialiśmy z Andrzejem i Martą. Każde z nas miało inne zdanie: Andrzej uważał, że dzieci powinny znać ojca; ja bałam się kolejnych ran; Marta chciała tylko spokoju.
Minęły miesiące. Marta urodziła zdrowego chłopca – Bartka. Aleksander pojawiał się coraz rzadziej pod naszym domem, aż w końcu przestał przychodzić zupełnie. Zosia mówi czasem o tacie; Bartek nigdy go nie poznał.
Czasem patrzę na moją córkę i zastanawiam się: czy dobrze zrobiłyśmy? Czy lepiej było powiedzieć prawdę od razu? Czy można chronić dzieci przed bólem świata, nie odbierając im prawa do własnej historii?
A może głupotą jest nie mówić mężowi o ciąży? Co wy byście zrobili na moim miejscu?