Siostrzane Więzi: Historia Haliny i Marii
— Haluś, po co aż tyle? Wrócę przecież jutro — głos mojego męża, Władka, rozbrzmiał w kuchni, kiedy zobaczył wypchaną torbę. Stałam przy kuchence, mieszając jajecznicę, a w głowie miałam już tysiąc myśli. — Dwa dni to jednak jest. Nie będziesz miał czasu gotować, więc odgrzejesz i zjesz. Nie marudź. Poza jedzeniem spakowałam też cieplejsze skarpety, bo w tych twoich nogi ci zmarzną — odpowiedziałam, starając się ukryć niepokój w głosie.
Władek uśmiechnął się pod nosem, ale widziałam, że jest mu miło. Lubił, gdy o niego dbałam. Ale dziś nie potrafiłam się cieszyć jego wdzięcznością. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, poczułam dziwną pustkę. Zostałam sama w domu — a raczej sama z myślami, które od lat nie dawały mi spokoju.
Wiedziałam, że dziś przyjedzie Maria. Moja siostra. Ta sama Maria, która od dzieciństwa była moim cieniem i moim przekleństwem. Ostatni raz widziałyśmy się na pogrzebie mamy trzy lata temu. Wtedy rzuciła mi tylko chłodne „cześć” i uciekła do ciotki Zosi. Od tamtej pory nie rozmawiałyśmy ani razu.
Przez te trzy lata wiele się zmieniło. Ojciec zachorował, a ja zostałam z nim sama. Maria mieszkała w Warszawie, miała dobrą pracę i nowego partnera. Ja zostałam na wsi, z ojcem i Władkiem, w domu pełnym wspomnień i niedopowiedzianych słów.
Zadzwoniła tydzień temu. — Halina, muszę przyjechać. Chcę zobaczyć ojca. — Jej głos był twardy, jakby bała się okazać słabość. — Przyjedź — odpowiedziałam krótko, choć serce waliło mi jak młotem.
Teraz siedziałam przy stole i patrzyłam na zegar. Dziesiąta rano. Maria miała być o jedenastej. Przez godzinę chodziłam po domu jak struta, poprawiałam poduszki na kanapie, ścierałam kurz z półek, choć wszystko już lśniło czystością.
W końcu usłyszałam dźwięk samochodu na podjeździe. Zamarłam na chwilę, po czym powoli podeszłam do drzwi. Maria wysiadła z auta w eleganckim płaszczu i butach na obcasie — zupełnie niepasujących do naszej wiejskiej drogi.
— Cześć, Hala — powiedziała cicho, nie patrząc mi w oczy.
— Cześć — odpowiedziałam równie chłodno.
Weszłyśmy do domu w milczeniu. Maria zdjęła płaszcz i powiesiła go na wieszaku obok mojego starego swetra. Przez chwilę stałyśmy obok siebie, jak dwie obce kobiety.
— Ojciec śpi jeszcze — powiedziałam w końcu. — Chcesz kawy?
— Poproszę — odpowiedziała.
Zaparzyłam kawę i postawiłam filiżanki na stole. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Maria bawiła się łyżeczką, ja patrzyłam przez okno na ogród.
— Długo tu nie byłam — zaczęła niepewnie Maria. — Wszystko wygląda tak samo.
— Bo nic się tu nie zmienia — odpowiedziałam ostrożnie.
Zapadła cisza. Czułam narastające napięcie. Chciałam jej powiedzieć tyle rzeczy: jak ciężko było mi samej z ojcem, jak bardzo brakowało mi wsparcia, jak bolało mnie jej milczenie przez te wszystkie lata. Ale nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.
— Halina… — zaczęła Maria nagle. — Wiem, że myślisz, że cię zostawiłam z tym wszystkim. Ale ja… ja po prostu nie mogłam tu być. Po śmierci mamy wszystko mnie tu przytłaczało.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
— Myślisz, że mnie nie przytłaczało? Że było mi łatwo? — głos mi zadrżał.
— Nie wiem… Może myślałam, że ty jesteś silniejsza ode mnie — wyszeptała Maria.
Poczułam nagle falę gniewu i żalu.
— Silniejsza? Ja? Codziennie walczyłam ze sobą, żeby nie zwariować! Ojciec coraz słabszy, dom coraz większy i pusty… A ty? Ty nawet nie zadzwoniłaś! Nawet nie zapytałaś, czy żyję!
Maria spuściła głowę.
— Przepraszam… Naprawdę przepraszam…
Wtedy usłyszałyśmy kroki na schodach. Ojciec wszedł do kuchni powoli, opierając się o laskę.
— Dziewczyny… Nie kłóćcie się już… — powiedział cicho.
Obie spojrzałyśmy na niego ze łzami w oczach.
— Tato… — szepnęła Maria i podeszła do niego, obejmując go delikatnie.
Patrzyłam na nich przez chwilę, czując mieszankę ulgi i zazdrości. Przez tyle lat byłam tu sama z ojcem, a teraz Maria wróciła i wszystko miało być dobrze?
Po południu poszłyśmy razem na spacer po ogrodzie. Maria opowiadała o swoim życiu w Warszawie: o pracy w banku, o nowym partnerze Pawle, o planach na przyszłość. Słuchałam jej uważnie, ale czułam dystans między nami.
— Hala… Chciałabym częściej tu przyjeżdżać. Pomagać ci z ojcem…
— Teraz? Po tylu latach? — zapytałam gorzko.
— Wiem, że to za późno… Ale chcę spróbować naprawić to wszystko…
Nie odpowiedziałam. Bałam się zaufać jej ponownie.
Wieczorem siedziałyśmy razem przy stole, pijąc herbatę i wspominając dzieciństwo. Przypomniałyśmy sobie stare zabawy w ogrodzie, kłótnie o lalki i wspólne wyprawy do lasu po poziomki. Przez chwilę poczułam ciepło w sercu — jakby czas cofnął się o dwadzieścia lat.
Kiedy Maria wyjeżdżała następnego dnia rano, objęła mnie mocno.
— Hala… Dziękuję ci za wszystko. Spróbuję być lepszą siostrą…
Patrzyłam za nią długo przez okno. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę potrafię jej wybaczyć? Czy można odbudować coś, co przez lata było tylko ruiną?
Może każdy zasługuje na drugą szansę? Może czasem trzeba pozwolić sobie na słabość i dać komuś wrócić do naszego życia? Co wy byście zrobili na moim miejscu?