Kiedy kule wzlatują na nieboskłonie – historia o zdradzie, wyborach i rodzinnych więzach

Kule wzlatują na nieboskłonie, a ja stoję na środku kuchni, trzymając w dłoni telefon, który właśnie upadł na podłogę. Dzwoniła policja. Mój brat, Paweł, został zatrzymany za pobicie sąsiada. Mama krzyczy z drugiego pokoju: „Co się stało, Martyna?!”, ale ja nie mogę wydusić z siebie słowa. Wiem tylko jedno – od tej chwili nic już nie będzie takie samo.

Paweł zawsze był czarną owcą w naszej rodzinie. Ojciec powtarzał: „Z niego nic nie będzie, Martyna, ty przynajmniej się uczysz”. Mama broniła go do końca, nawet kiedy wracał pijany i rzucał talerzami. Ja byłam tą „grzeczną”, tą, która miała wyjść na ludzi. Ale tej nocy, kiedy usłyszałam o Pawle, poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce.

– Martyna, powiedz mi wreszcie! – Mama wbiegła do kuchni, jej twarz była blada jak ściana.

– Paweł… Paweł jest na komisariacie – wyszeptałam.

Mama osunęła się na krzesło i zaczęła płakać. Ojciec wszedł chwilę później, spojrzał na nas z pogardą i tylko rzucił:

– Wiedziałem. Zawsze wiedziałem.

Wtedy zaczęło się piekło. Ojciec przestał odzywać się do mamy. Mama przestała gotować obiady. Ja chodziłam do pracy jak automat, wracałam do domu i słuchałam ich kłótni przez ścianę. Czułam się jak intruz we własnym domu.

W pracy też nie było lepiej. Mój szef, pan Romanowski, coraz częściej rzucał mi dwuznaczne spojrzenia. Pewnego dnia zaprosił mnie do swojego gabinetu.

– Martynko, wiem, że masz teraz ciężko w domu… Może chcesz trochę dorobić? – powiedział i położył mi rękę na ramieniu.

Odsunęłam się gwałtownie.

– Dziękuję, poradzę sobie sama – odpowiedziałam chłodno.

Ale nie radziłam sobie. Pieniędzy było coraz mniej. Paweł potrzebował adwokata. Mama błagała mnie o pomoc:

– Martynka, przecież to twój brat! Musimy mu pomóc!

Ojciec tylko splunął:

– Niech gnije w więzieniu! Sam sobie winien!

Wtedy po raz pierwszy poczułam nienawiść do ojca. Jak można być tak zimnym? Ale potem pomyślałam o wszystkich razach, kiedy Paweł wracał do domu pijany i bił mamę. O tym, jak ja musiałam ją opatrywać po nocach.

Mimo wszystko pojechałam do Pawła na widzenie. Siedział za szybą, wychudzony, z podbitym okiem.

– Martyna… Przepraszam – wyszeptał.

– Dlaczego to zrobiłeś? – spytałam z płaczem.

– Nie wiem… Byłem wściekły… Sąsiad wyzywał mamę… Nie wytrzymałem…

Wróciłam do domu rozbita. Mama czekała na mnie w kuchni.

– I co? – spytała z nadzieją.

– On żałuje… Ale potrzebuje adwokata…

Mama zaczęła płakać jeszcze bardziej. Ojciec wszedł do kuchni i zaczął krzyczeć:

– Nie dam ani grosza! Niech sobie radzi sam!

Wtedy wydarzyło się coś, czego nigdy sobie nie wybaczę. Zadzwoniłam do pana Romanowskiego i zgodziłam się na jego propozycję. Wiedziałam, co to oznacza. On też wiedział. Następnego dnia przyniósł mi kopertę z pieniędzmi i uśmiechnął się szeroko:

– Wiedziałem, że jesteś rozsądna dziewczyna.

Czułam się jak śmieć. Ale zapłaciłam adwokatowi Pawła. Mama była szczęśliwa, ojciec nawet nie zapytał skąd mam pieniądze.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w letargu. Każdy dzień był taki sam: praca, dom, kłótnie rodziców, wizyty u Pawła. Zaczęłam nienawidzić siebie za to, co zrobiłam.

Pewnego dnia mama znalazła kopertę z resztą pieniędzy w mojej torebce.

– Skąd to masz? – spytała podejrzliwie.

– Dostałam premię w pracy – skłamałam bez mrugnięcia okiem.

Ale ona wiedziała. Matki zawsze wiedzą.

– Martyna… Ty coś ukrywasz…

Nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam z domu i poszłam przed siebie. Wylądowałam w parku na ławce i zaczęłam płakać jak dziecko.

Wtedy zadzwonił mój telefon. To był Paweł.

– Martyna… Dziękuję ci za wszystko… Ale nie chcę już żyć tak dalej…

Zamarłam ze strachu.

– Co masz na myśli?!

– Chcę się leczyć… Proszę cię, pomóż mi znaleźć terapię…

Poczułam ulgę i nadzieję po raz pierwszy od miesięcy. Pomogłam mu znaleźć ośrodek leczenia uzależnień pod Warszawą. Mama była wdzięczna, ojciec milczał.

Ale ja nie mogłam spać po nocach. Każdego dnia patrzyłam w lustro i widziałam tam kogoś obcego. Kogoś, kto zdradził samą siebie dla rodziny.

Minęły miesiące. Paweł wyszedł z ośrodka odmieniony. Przeprosił mamę i ojca. Ojciec przyjął go chłodno, ale mama płakała ze szczęścia.

Pewnego wieczoru usiedliśmy wszyscy przy stole po raz pierwszy od lat. Było cicho, niezręcznie. W końcu ojciec powiedział:

– Może spróbujemy jeszcze raz być rodziną?

Mama uśmiechnęła się przez łzy. Paweł skinął głową.

A ja? Ja nadal nie potrafię sobie wybaczyć tego, co zrobiłam dla pieniędzy. Czy można naprawić własną duszę po takiej zdradzie? Czy rodzina naprawdę jest warta każdej ceny?

Czasem patrzę w niebo i widzę te kule wzlatujące na nieboskłonie – czy to nadzieja na nowy początek czy tylko złudzenie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?