Zemsta miłości: Ślub, który miał zranić

— Po co w ogóle rozmawiamy o przyszłości, skoro ty ciągle uciekasz od odpowiedzi? — wykrzyczałem, patrząc na Marię, która już trzeci raz w tym miesiącu unikała rozmowy o ślubie. Siedzieliśmy w jej małym mieszkaniu na Pradze, a ja czułem, jak coś we mnie pęka. Zawsze była taka tajemnicza, nieuchwytna. Kochałem ją za to, ale teraz ta cecha doprowadzała mnie do szału.

Maria spojrzała na mnie spod długich rzęs, jej oczy były chłodne jak zimowy poranek. — Olek, nie każdy musi mieć wszystko zaplanowane. Może po prostu cieszmy się tym, co mamy?

— Ale ja chcę czegoś więcej! — głos mi się załamał. — Chcę być z tobą na zawsze. Chcę rodziny, domu…

Wzruszyła ramionami. — Może ty chcesz, ale ja nie jestem pewna.

To był cios. Przez dwa lata byłem gotów przenosić dla niej góry. Zrezygnowałem z pracy w Gdańsku, żeby być bliżej niej w Warszawie. Pomagałem jej matce, kiedy zachorowała. Myślałem, że to wystarczy. Ale ona ciągle była gdzieś obok, nigdy naprawdę ze mną.

Kilka tygodni później dowiedziałem się prawdy. Maria spotykała się z kimś innym. Z Michałem — jej kolegą z pracy. Zobaczyłem ich razem w kawiarni na Nowym Świecie. Siedzieli blisko siebie, śmiali się, a ona patrzyła na niego tak, jak nigdy nie patrzyła na mnie.

Wróciłem do domu i rzuciłem telefonem o ścianę. Przez kilka dni nie wychodziłem z łóżka. Moja siostra Anka próbowała mnie pocieszać, ale każde słowo bolało jeszcze bardziej.

— Olek, ona nie była ciebie warta — mówiła cicho. — Zasługujesz na kogoś lepszego.

Ale ja nie chciałem słyszeć o „kimś lepszym”. Chciałem tylko Marii.

Wtedy pojawiła się Nadzieja. Zawsze była gdzieś w tle — koleżanka z uczelni, która czasem pisała do mnie na Messengerze. Była cicha, spokojna, zupełnie inna niż Maria. Pewnego wieczoru zaprosiła mnie na herbatę do swojego mieszkania na Mokotowie.

— Wiem, że ci ciężko — powiedziała delikatnie. — Ale życie toczy się dalej.

Patrzyła na mnie z troską i zrozumieniem. Była przy mnie, kiedy płakałem po Marii. Słuchała moich żali i nie oceniałam mnie. Z czasem zacząłem dostrzegać jej urodę i ciepło.

Ale w głębi duszy wiedziałem, że to nie jest miłość. To była ucieczka od bólu.

Pewnego dnia zobaczyłem zdjęcie Marii i Michała na Facebooku — byli razem na Mazurach. Uśmiechnięci, szczęśliwi. Coś we mnie pękło po raz drugi.

— Muszę ci coś powiedzieć — zwróciłem się do Nadziei kilka dni później. — Chciałbym spróbować z tobą czegoś więcej…

Jej oczy rozbłysły nadzieją (jak ironicznie pasowało jej imię). — Naprawdę? Myślałam, że nigdy tego nie powiesz.

Nie powiedziałem jej prawdy. Nie powiedziałem, że chcę tylko udowodnić Marii, że potrafię być szczęśliwy bez niej.

Zaręczyliśmy się szybko — za szybko. Moja mama była zachwycona: — W końcu jakaś porządna dziewczyna! Nie to co ta twoja poprzednia…

Przygotowania do ślubu szły błyskawicznie. Nadzieja była szczęśliwa, planowała wszystko z entuzjazmem dziecka. Ja udawałem radość, ale w środku czułem pustkę.

Na tydzień przed ślubem spotkałem Marię przypadkiem w sklepie spożywczym.

— Słyszałam… Gratulacje — powiedziała chłodno.

— Dzięki — odpowiedziałem równie chłodno.

Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałem w niej cień smutku… czy może zazdrości? To dało mi satysfakcję.

Ślub odbył się w małym kościele na Bielanach. Nadzieja wyglądała pięknie w białej sukni, jej rodzina płakała ze wzruszenia. Ja stałem obok niej jak aktor odgrywający rolę życia.

Podczas wesela piłem za dużo. W pewnym momencie wyszedłem na zewnątrz i zadzwoniłem do Anki.

— Co ty wyprawiasz? — zapytała bez ogródek.

— Nie wiem… Chciałem tylko pokazać Marii, że potrafię być szczęśliwy bez niej…

— A jesteś?

Nie odpowiedziałem.

Miesiąc po ślubie wszystko zaczęło się sypać. Nadzieja czuła, że coś jest nie tak. Próbowała rozmawiać ze mną o przyszłości, dzieciach, wspólnych planach… Ale ja byłem nieobecny duchem.

Pewnego wieczoru wybuchła płaczem:

— Olek, powiedz mi prawdę! Kochasz mnie czy tylko próbujesz zapomnieć o niej?

Nie potrafiłem skłamać.

— Przepraszam… Chciałem tylko udowodnić sobie i jej…

Nadzieja spakowała walizkę i wyjechała do rodziców do Lublina. Zostałem sam w naszym mieszkaniu pełnym wspomnień i pustych obietnic.

Minęły miesiące. Maria i Michał zaręczyli się oficjalnie. Nadzieja nie wróciła.

Czasami siedzę wieczorami przy oknie i zastanawiam się: czy naprawdę warto było poświęcić czyjeś uczucia dla własnej dumy? Czy zemsta daje ukojenie? A może tylko pogłębia pustkę?

Może ktoś z was zna odpowiedź…