Gdy mąż wyjechał, teściowa niespodziewanie zagościła w drzwiach – historia jednej nocy, która zmieniła wszystko
Nienawidzę nocnych telefonów. Normalni ludzie nie dzwonią o tak późnej porze, chyba że zdarzyło się coś naprawdę wyjątkowego. Dlatego zawsze drżę, gdy dzwoni nocą, oczekując złych wiadomości. Już zapadałam w sen, gdy melodia telefonu męża rozdarła ciszę sypialni. Marek westchnął i sięgnął po aparat.
— Nieznany numer — rzucił, rzucając mi przez ramię spojrzenie pełne niepokoju.
Obserwowałam go spod półprzymkniętych powiek. Odetchnęłam z ulgą, gdy po chwili odłożył telefon bez słowa. Ale sen już uciekł. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie kłębiły się myśli. Gdy Marek rano pakował walizkę na służbowy wyjazd do Warszawy, czułam dziwny niepokój. Zawsze tak jest, gdy zostaję sama z dziećmi. Ale tym razem było inaczej – coś wisiało w powietrzu.
Po południu, gdy dzieci bawiły się w swoim pokoju, usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i zamarłam. W progu stała teściowa – pani Halina, z walizką i miną, która nie wróżyła niczego dobrego.
— Dzień dobry, Aniu — powiedziała chłodno. — Marek mówił, że wyjeżdża. Pomyślałam, że przyda ci się pomoc.
Nie czekała na zaproszenie. Przeszła obok mnie do przedpokoju, zostawiając za sobą zapach jej mocnych perfum i chłód, który zawsze ze sobą niosła. Dzieci wybiegły z pokoju i rzuciły się jej na szyję. Ja stałam jak wryta.
— Napijesz się herbaty? — zapytałam mechanicznie.
— Może później. Najpierw muszę się rozpakować. Mam nadzieję, że przygotowałaś dla mnie pokój — odpowiedziała z lekkim wyrzutem.
Nie przygotowałam. Nie wiedziałam nawet, że przyjedzie. Ale nie powiedziałam tego głośno. Zamiast tego zaczęłam gorączkowo sprzątać pokój gościnny, przeklinając w myślach Marka za to, że nie uprzedził mnie o tej „pomocy”.
Wieczorem atmosfera była gęsta jak śmietana. Dzieci były zachwycone obecnością babci, ale ja czułam się jak intruz we własnym domu. Halina komentowała wszystko: od sposobu, w jaki gotuję zupę, po to, jak układam dzieciom piżamy.
— Wiesz, Aniu, kiedy Marek był mały, nigdy nie pozwalałam mu chodzić spać tak późno — powiedziała z naciskiem.
— To był wyjątkowy dzień — odpowiedziałam cicho. — Pozwoliłam im obejrzeć bajkę.
— Wyjątkowy dzień? Dzieci potrzebują rutyny — skwitowała i spojrzała na mnie z góry.
Czułam narastającą frustrację. Chciałam krzyknąć: „To mój dom! Moje dzieci!”, ale połknęłam słowa razem z łzami. Położyłam dzieci spać i zamknęłam się w łazience pod pretekstem kąpieli. Siedziałam na zimnych kafelkach i próbowałam się nie rozpłakać.
W nocy obudził mnie hałas w kuchni. Zeszłam na dół i zobaczyłam Halinę przy stole z filiżanką kawy.
— Nie śpisz? — zapytała bez cienia sympatii.
— Trudno mi zasnąć — odpowiedziałam szczerze.
Usiadłam naprzeciwko niej. Przez chwilę milczałyśmy.
— Wiesz, Aniu — zaczęła nagle — ja też kiedyś byłam sama z dzieckiem. Mój mąż pracował całymi dniami. To nie jest łatwe.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Po raz pierwszy zobaczyłam w jej oczach coś innego niż chłód – może cień smutku?
— Wiem — powiedziałam cicho. — Ale czasem mam wrażenie, że nikt tego nie widzi.
Halina westchnęła ciężko.
— Marek to mój jedyny syn. Chcę dla niego wszystkiego najlepszego…
— A dla mnie? — przerwałam jej nagle, sama zdziwiona własną odwagą.
Zapanowała cisza. Halina patrzyła na mnie długo, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu.
— Ty też jesteś częścią tej rodziny — powiedziała w końcu powoli.
Nie wiedziałam, czy to szczerość, czy tylko puste słowa. Ale coś we mnie pękło. Zaczęłam mówić – o zmęczeniu, o samotności, o tym, jak trudno być dobrą matką i żoną pod ciągłą presją oczekiwań.
Rozmawiałyśmy do świtu. Były łzy i ciche pretensje, ale też śmiech przez łzy i wspomnienia z dzieciństwa Marka. Po raz pierwszy poczułam się wysłuchana.
Rano dzieci obudziły nas śmiechem i zapachem kakao. Halina zrobiła śniadanie – po swojemu, ale tym razem bez komentarzy. Gdy wychodziła do autobusu, objęła mnie niezgrabnie.
— Dziękuję za nocną rozmowę — powiedziała cicho.
Zostałam sama w kuchni z kubkiem zimnej kawy i myślami pełnymi pytań. Czy naprawdę można zmienić relację po jednej szczerej rozmowie? Czy odwaga do bycia sobą wystarczy, by być szczęśliwą?
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze takich nocy przede mną? I czy kiedyś nauczę się mówić głośno o swoich potrzebach – zanim ktoś inny zrobi to za mnie?