„Wtedy Teściowa Powiedziała: 'To Co, Umawiamy Się? Bierzesz Kredyt.’ Wszyscy Mnie Zignorowali”: Spakowałam Walizki i Wróciłam do Mamy

– No to co, umawiamy się? Bierzesz ten kredyt – powiedziała teściowa, patrząc na mnie wyczekująco, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Siedziałam przy stole w kuchni, dłonie ściskały kubek z zimną już herbatą. Jacek, mój mąż, nawet nie podniósł wzroku znad telefonu. Teść westchnął ciężko i spojrzał przez okno na szarą ulicę. Przez chwilę miałam wrażenie, że jestem przezroczysta.

– Może powinniśmy jeszcze to przemyśleć… – zaczęłam nieśmiało, ale teściowa już mi przerwała:

– Nie ma co myśleć, Aniu. Jesteście młodzi, macie pracę. Teraz jest okazja, żeby kupić mieszkanie. My z ojcem nie będziemy żyć wiecznie, a wy musicie się w końcu usamodzielnić.

Usamodzielnić się… ironia losu. Od pół roku mieszkaliśmy w ich trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Bródnie. Miało być tymczasowo – tak obiecywał Jacek. „Tylko do czasu aż skończysz studia, Aniu. Potem się wyprowadzimy.” Ale czas płynął, a ja coraz bardziej czułam się jak intruz we własnym życiu.

Tamtego dnia wróciłam z pracy wykończona. Studiowałam zaocznie pedagogikę i dorabiałam jako kelnerka w pobliskiej kawiarni. Marzyłam o chwili spokoju, o tym, żeby po prostu usiąść i odpocząć. Zamiast tego czekała na mnie rodzinna narada.

– Aniu, przecież to dla waszego dobra – dodała teściowa tonem nieznoszącym sprzeciwu. – My już swoje przeżyliśmy. Teraz wasza kolej.

Jacek nawet nie spojrzał na mnie. Widziałam tylko jego profil, zaciśniętą szczękę i opuszczone ramiona. Wiedziałam, że nie chce się kłócić z matką. Nigdy nie chciał.

– Jacek? – zapytałam cicho. – Co ty o tym myślisz?

Wzruszył ramionami.

– Mama ma rację. I tak musimy kiedyś wziąć kredyt.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć, rzucić czymś o ścianę, uciec. Ale tylko siedziałam i patrzyłam na nich wszystkich – rodzinę, do której nigdy nie należałam.

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Jackiem.

– Nie rozumiesz? – powiedziałam drżącym głosem. – To ogromna decyzja! Nie możemy jej podejmować tylko dlatego, że twoja mama tak chce.

– Aniu, przestań dramatyzować – odpowiedział zirytowany. – Mama chce dla nas dobrze. Poza tym to i tak był mój plan od dawna.

– Twój plan? A ja? Ja się nie liczę?

Odwrócił się do mnie plecami.

Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem tylko dodatkiem do życia Jacka? Czy moje zdanie nic nie znaczy? Przypomniałam sobie rozmowy z mamą sprzed ślubu: „Aniu, jesteś pewna? To wszystko dzieje się tak szybko…”

Rano obudziłam się z ciężarem na piersi. W kuchni czekała na mnie teściowa z listą banków i ofert kredytowych.

– Zobacz, tu mają dobre warunki – powiedziała z uśmiechem. – Możemy dziś po południu pojechać do oddziału.

Nie wytrzymałam.

– Nie chcę brać żadnego kredytu! – wykrzyknęłam nagle. – Nie jestem gotowa! Nikt mnie nawet nie zapytał, czego chcę!

Zapadła cisza. Teściowa spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Aniu, nie przesadzaj…

– Przesadzam?! – głos mi się załamał. – Od pół roku mieszkam tu jak cień! Wszystko jest według waszych zasad! Nawet śniadanie muszę jeść wtedy, kiedy wy chcecie!

Jacek wszedł do kuchni i spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Musisz robić sceny?

Wtedy podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę w dziesięć minut. Nie zabrałam nawet wszystkich rzeczy – tylko najpotrzebniejsze ubrania i książki do nauki.

Teściowa próbowała mnie zatrzymać:

– Aniu, nie wygłupiaj się! Gdzie ty pójdziesz?

– Do mamy – odpowiedziałam cicho.

Jacek stał w drzwiach i patrzył na mnie bez słowa. Ani razu nie zapytał: „Zostań”.

W drodze do mamy płakałam całą drogę w autobusie 500-tką przez pół miasta. Ludzie patrzyli na mnie ukradkiem, ale nikt nic nie powiedział. Wysiadłam pod blokiem na Ursynowie i zadzwoniłam domofonem.

Mama otworzyła drzwi i bez słowa przytuliła mnie mocno. Dopiero wtedy poczułam ulgę.

Przez kolejne dni próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Jacek dzwonił raz – zapytał tylko, kiedy wrócę i czy podpiszę papiery w banku. Powiedziałam mu, że nie wrócę. Że muszę pomyśleć o sobie.

Mama siedziała ze mną wieczorami przy herbacie i słuchała moich żali.

– Aniu, czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby zobaczyć całą sytuację z dystansu – powiedziała pewnego wieczoru.

Zaczęłam rozumieć, że przez cały ten czas próbowałam dopasować się do cudzych oczekiwań: teściowej, Jacka, nawet własnych wyobrażeń o idealnym małżeństwie. Zapomniałam o sobie.

Po miesiącu zdecydowałam się wrócić na studia dzienne i rzucić pracę w kawiarni. Mama pomogła mi znaleźć stypendium socjalne i wynająć mały pokój na Ochocie. Z Jackiem rozstaliśmy się oficjalnie kilka tygodni później – bez kłótni, bez łez. Po prostu każde z nas poszło swoją drogą.

Czasem zastanawiam się, co by było, gdybym wtedy została i podpisała ten kredyt… Czy byłabym szczęśliwa? Czy miałabym odwagę zawalczyć o siebie?

Może czasem trzeba wszystko stracić, żeby odnaleźć siebie na nowo? Co wy byście zrobili na moim miejscu?