„Zabierzcie mnie na wakacje” – Moje wołanie, którego nikt nie słyszy. Historia matki, która została sama.
– Mamo, nie obraź się, ale w tym roku jedziemy tylko z dziećmi i znajomymi – głos Agaty, mojej starszej córki, brzmiał przez telefon chłodno i rzeczowo. – Może innym razem?
Zamarłam. Stałam w kuchni, trzymając kubek z herbatą, który nagle wydał mi się cięższy niż zwykle. Przez okno widziałam sąsiadkę, panią Halinę, jak z wnukami podlewała kwiaty. U niej zawsze gwarno, śmiech dzieci rozbrzmiewa od rana do wieczora. U mnie cisza.
– Rozumiem – odpowiedziałam cicho, choć wcale nie rozumiałam. – Bawcie się dobrze.
Odłożyłam telefon i poczułam znajome ukłucie w sercu. To już trzeci rok z rzędu, kiedy nie jadę z nimi na wakacje. Kiedyś byliśmy rodziną – ja, mój mąż Marek i nasze dwie córki: Agata i Kasia. Jeździliśmy nad morze, do Zakopanego, czasem na Mazury. Zawsze razem. Odkąd Marek odszedł do innej kobiety, a dziewczyny dorosły i założyły własne rodziny, wszystko się zmieniło.
Wiem, że nie byłam idealną matką. Pracowałam dużo, czasem krzyczałam, czasem nie miałam cierpliwości. Ale zawsze kochałam je nad życie. Teraz czuję się jak niepotrzebny mebel – stoję w kącie ich życia i czekam, aż ktoś sobie o mnie przypomni.
Kilka dni później zadzwoniła Kasia.
– Mamo, słuchaj… Wiesz, my z Tomkiem planujemy wyjazd do Chorwacji. Ale to taki wyjazd we dwoje… Potrzebujemy trochę czasu dla siebie.
– Oczywiście – przerwałam jej szybko, żeby nie usłyszała drżenia w moim głosie. – Rozumiem.
Nie rozumiałam. Dlaczego nikt nie chce mnie zabrać? Czy jestem ciężarem? Czy tak bardzo przeszkadzam? Przecież nie oczekuję luksusów ani specjalnego traktowania. Chciałabym po prostu być z nimi. Usłyszeć śmiech wnuków, zobaczyć jak rosną, poczuć się częścią rodziny.
Wieczorem zadzwoniłam do przyjaciółki, Joli.
– Joluś, powiedz mi szczerze… Czy ja coś zrobiłam nie tak? – zapytałam łamiącym się głosem.
– Zosiu, kochana… Twoje dziewczyny są dorosłe. Mają swoje życie. Ale wiem, co czujesz. Ja też czasem mam wrażenie, że jestem niewidzialna dla własnych dzieci.
– Ale przecież ja tylko proszę o wspólne wakacje! To tak wiele?
– Może one myślą, że chcesz im przeszkadzać? Albo że będziesz narzekać?
Zamilkłam. Może rzeczywiście czasem narzekam… Ale czy to powód, żeby mnie wykluczać?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Agatą twarzą w twarz. Pojechałam do niej bez zapowiedzi. Drzwi otworzyła mi wnuczka Ola.
– Babciu! – rzuciła mi się na szyję. – Chodź, pokażę ci mój nowy rysunek!
Weszłam do środka. Agata siedziała przy stole z laptopem.
– Mamo… Nie mówiłaś, że przyjedziesz.
– Chciałam porozmawiać – powiedziałam cicho.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Ola biegała wokół nas z kolorowanką.
– Agatko… Ja wiem, że macie swoje życie. Ale ja naprawdę bardzo bym chciała spędzić z wami trochę czasu. Choćby kilka dni na wakacjach…
Agata spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Mamo… My po prostu chcemy odpocząć. Jak jesteś z nami, to wszystko jest inne. Martwisz się o wszystko, poprawiasz nas przy dzieciach…
Poczułam łzy pod powiekami.
– Przepraszam… Nie chcę wam przeszkadzać. Po prostu… czuję się bardzo samotna.
Agata westchnęła.
– Wiem, mamo. Ale musisz zrozumieć, że my też potrzebujemy przestrzeni.
Wyszłam stamtąd jeszcze bardziej przybita niż przyszłam. Ola wybiegła za mną na klatkę schodową.
– Babciu! A może pojedziemy razem do zoo?
Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Może kiedy wrócicie z wakacji…
Wróciłam do pustego mieszkania. Usiadłam na kanapie i patrzyłam w sufit. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem taka trudna? Czy tak wygląda starość? Czy każdy rodzic musi przeżyć moment, kiedy dzieci odchodzą i zostaje sam?
Przez kolejne dni próbowałam zająć się czymś innym – czytałam książki, chodziłam na spacery po parku, spotykałam się z Jolą na kawie. Ale wieczorami wracała ta sama pustka i żal.
Pewnego dnia zobaczyłam na Facebooku zdjęcia Agaty z rodziną znad morza. Uśmiechnięci, opaleni, szczęśliwi. Poczułam ukłucie zazdrości i smutku jednocześnie.
Napisałam do Kasi wiadomość:
„Kasiu, czy mogłabym kiedyś pojechać z wami na wakacje? Bardzo za wami tęsknię.”
Odpisała dopiero po dwóch dniach:
„Mamo, zobaczymy jak będzie za rok. Teraz mamy już wszystko zaplanowane.”
Za rok… Ile jeszcze tych „za rok” przede mną?
Zaczęłam rozważać wyjazd sama – może do sanatorium? Może nad jezioro? Ale to nie to samo. Chciałabym być częścią ich życia, a nie tylko dodatkiem od święta.
Czasem myślę: może powinnam była być inną matką? Bardziej wyrozumiałą? Mniej wymagającą? Może wtedy moje dzieci chciałyby spędzać ze mną czas?
A może to po prostu los każdej matki – dajesz wszystko z siebie przez lata, a potem zostajesz sama i musisz nauczyć się żyć na nowo?
Czy naprawdę zasłużyłam na to wykluczenie? Czy każda matka musi pogodzić się z tym, że jej miejsce jest już tylko na marginesie rodzinnych wspomnień?
Może ktoś z was ma podobne doświadczenia? Jak sobie radzicie z samotnością i tęsknotą za bliskością własnych dzieci?