Mój syn już nie przychodzi: Gdy miłość do dziecka boli bardziej niż samotność
– Michał, dlaczego znowu nie przyjedziecie na niedzielny obiad? – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć zwyczajnie. Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Słyszałam tylko cichy szmer telewizora w tle.
– Mamo, wiesz… Ania źle się czuje, a poza tym musimy jeszcze skończyć projekt do pracy – odpowiedział szybko, jakby miał gotową wymówkę. Znałam ten ton. Odkąd Michał się ożenił, coraz częściej słyszałam podobne słowa. Kiedyś był moim oczkiem w głowie, moim powiernikiem. Teraz miałam wrażenie, że jestem dla niego ciężarem.
Odłożyłam telefon i usiadłam przy kuchennym stole. Na stole leżały już pierogi, które lepiłam od rana, jego ulubione z mięsem. W powietrzu unosił się zapach cebuli i pieczonego ciasta, ale wszystko wydawało się nagle bez smaku. Przypomniałam sobie, jak jeszcze kilka lat temu Michał wpadał bez zapowiedzi, rzucał kurtkę na krzesło i opowiadał o wszystkim: o pracy, o znajomych, o swoich planach. Teraz nawet nie wiedziałam, co u niego słychać.
Poczułam łzy pod powiekami. Czy to ja zrobiłam coś nie tak? Czy może Ania mnie nie lubi? Od początku czułam, że patrzy na mnie z dystansem. Była miła, ale chłodna. Nigdy nie powiedziała niczego wprost, ale jej spojrzenia mówiły wszystko. „Nie wtrącaj się”, „To nasza sprawa” – czytałam w jej oczach za każdym razem, gdy próbowałam doradzić Michałowi.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy poczułam się naprawdę niepotrzebna. Było to na ich pierwszą rocznicę ślubu. Chciałam im zrobić niespodziankę – upiekłam tort i pojechałam do nich bez zapowiedzi. Ania otworzyła drzwi i uśmiechnęła się uprzejmie, ale widziałam w jej oczach irytację.
– Och… Dziękujemy, pani Mario, ale właśnie wychodzimy – powiedziała chłodno.
Michał stał za nią, spuścił wzrok i nawet nie zaprosił mnie do środka. Wracałam wtedy do domu z ciężkim sercem i łzami w oczach.
Od tamtej pory coraz rzadziej dzwoniłam, coraz rzadziej pisałam. Bałam się być nachalna. Ale tęsknota była silniejsza od dumy. Każda niedziela była dla mnie próbą sił – czy zadzwonią? Czy może tym razem przyjadą?
Moja córka, Kasia, próbowała mnie pocieszać:
– Mamo, daj im trochę przestrzeni. Michał jest dorosły, ma swoje życie.
Ale jak mam dać przestrzeń komuś, kto był częścią mnie przez tyle lat? Jak mam przestać być matką?
Czasem łapię się na tym, że zazdroszczę sąsiadce – pani Zosi. Jej syn przyjeżdża co tydzień z całą rodziną. Słychać śmiechy dzieci przez ścianę, zapach rosołu unosi się na klatce schodowej. A u mnie? Cisza.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Ani.
– Cześć Aniu, może wpadniecie na kawę w sobotę? Upiekę sernik…
– Pani Mario, dziękujemy, ale mamy już plany – odpowiedziała szybko.
– Może innym razem? – próbowałam jeszcze.
– Tak… Może – usłyszałam i wiedziałam już, że to tylko grzecznościowa odpowiedź.
Zaczęłam analizować każdy szczegół naszych spotkań. Może za dużo mówiłam? Może za bardzo doradzałam? Może powinnam była milczeć wtedy, gdy Michał opowiadał o problemach w pracy i powiedzieć tylko: „Dasz sobie radę”?
W święta było najgorzej. Wszyscy spotykali się przy jednym stole – rodzina Ani i moja rodzina. Ale czułam się jak gość we własnym życiu. Rozmowy toczyły się obok mnie. Michał był uprzejmy, ale zdystansowany. Ania rozmawiała głównie ze swoją mamą.
Po Wigilii podeszła do mnie Kasia:
– Mamo… Może powinnaś porozmawiać z Michałem szczerze? Powiedz mu, co czujesz.
Bałam się tej rozmowy bardziej niż czegokolwiek innego. Ale pewnego wieczoru zadzwoniłam do syna.
– Michał… Tęsknię za tobą. Czuję się trochę samotna ostatnio…
Po drugiej stronie znów zapadła cisza.
– Mamo… Wiem… Ale Ania nie czuje się komfortowo… Ona uważa, że za bardzo ingerujesz w nasze życie…
Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
– Chciałam tylko pomóc… – wyszeptałam.
– Wiem… Ale czasem to dla nas trudne…
Rozłączyliśmy się bez pożegnania.
Od tamtej pory przestałam dzwonić. Przestałam zapraszać. Zajęłam się ogródkiem na działce, zaczęłam chodzić na spacery z sąsiadką. Ale pustka została.
Czasem patrzę na stare zdjęcia – Michał jako mały chłopiec na rowerku, Michał z pierwszym świadectwem z paskiem, Michał przytulający mnie po maturze. Gdzie popełniłam błąd? Czy mogłam coś zrobić inaczej?
Ostatnio spotkałam go przypadkiem w sklepie. Był sam. Uśmiechnął się lekko.
– Cześć mamo…
– Cześć synku…
Chciałam go przytulić, ale powstrzymałam się.
– Wszystko u was dobrze? – zapytałam cicho.
– Tak… Wszystko dobrze – odpowiedział i spojrzał gdzieś w bok.
Wróciłam do domu ze ściśniętym sercem.
Czasem myślę: czy naprawdę muszę pogodzić się z tym, że już nigdy nie będziemy blisko? Czy miłość matki może być przeszkodą? A może to ja powinnam nauczyć się odpuszczać?
Czy ktoś z was też czuje ten ból rozstania z własnym dzieckiem? Jak znaleźć siłę, by kochać i jednocześnie pozwolić odejść?