Test na chciwość: Jak jeden wybór rozbił moją rodzinę
Już od rana czułam, że coś wisi w powietrzu. Mama krzątała się po kuchni bardziej nerwowo niż zwykle, a ojciec – zwykle milczący i zamknięty w sobie – poprosił nas obie z siostrą do salonu. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie: ja, Marta, starsza o trzy lata, i ona – Zuzanna, oczko w głowie rodziców.
– Dziewczyny, musimy porozmawiać – zaczął ojciec, a ja poczułam ścisk w żołądku. – Postanowiliśmy z mamą przepisać dom na Zuzę.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Zuzanna spojrzała na mnie zaskoczona, ale w jej oczach błysnęło coś, czego nie potrafiłam nazwać.
– Ale… dlaczego? – zapytałam cicho. – Przecież zawsze mówiliście, że wszystko podzielicie po równo.
Mama spuściła wzrok. Ojciec westchnął ciężko.
– Zuza zostaje w mieście, będzie się nami opiekować na starość. Ty masz swoje życie w Warszawie. To dla nas logiczne rozwiązanie.
Poczułam, jak narasta we mnie gniew. – Czyli co? Moja lojalność przez lata nic nie znaczy? Przez to, że wyjechałam na studia i pracuję na własne mieszkanie, nie zasługuję już na dom?
– Marta… – zaczęła mama, ale przerwałam jej.
– Nie! To niesprawiedliwe! – krzyknęłam i wybiegłam z pokoju.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak śmietana. Zuzanna próbowała ze mną rozmawiać, ale unikałam jej jak ognia. W końcu przyszła do mojego pokoju wieczorem.
– Marta, nie chciałam tego… Przysięgam! Nawet nie wiedziałam, że rodzice mają taki plan.
– Jasne – prychnęłam. – Całe życie ci wszystko pod nos podstawiali. Teraz jeszcze dom dostaniesz za darmo.
Zuzanna usiadła na łóżku obok mnie i zaczęła płakać.
– Ty zawsze miałaś więcej odwagi. Wyjechałaś, zrobiłaś karierę… Ja zostałam tutaj, bo się bałam. Myślisz, że to łatwe?
Przez chwilę milczałyśmy. W końcu powiedziałam:
– Może i nie jest łatwe, ale to nie powód, żeby mnie wykluczać.
Następnego dnia wróciłam do Warszawy z ciężkim sercem. Próbowałam skupić się na pracy w agencji reklamowej, ale myśli ciągle wracały do domu rodzinnego w Toruniu. Telefon od mamy tylko dolał oliwy do ognia.
– Martuś, nie gniewaj się… To dla naszego dobra. Zuzia naprawdę się nami zajmie.
– A ja? Ja już nie jestem waszą córką?
Mama rozpłakała się do słuchawki.
Przez kolejne tygodnie unikałam kontaktu z rodziną. Nawet święta spędziłam u przyjaciółki. Ale wtedy wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Zuzanna.
– Marta… Tata miał zawał. Jest w szpitalu.
Rzuciłam wszystko i pojechałam do Torunia pierwszym pociągiem. W szpitalu zobaczyłam mamę zapłakaną i Zuzannę bladą jak ściana.
– Przepraszam… – wyszeptała Zuzanna, gdy zostałyśmy same na korytarzu. – Nie chcę tego domu. Chcę tylko, żebyśmy znowu były rodziną.
Przytuliłyśmy się obie i płakałyśmy długo. Ale wtedy podszedł do nas prawnik rodziców.
– Przepraszam, muszę porozmawiać z paniami o sprawach spadkowych.
Spojrzałyśmy na siebie z przerażeniem.
– Ojciec żyje! – wykrzyknęłam.
– Tak, ale państwo podpisali już akt darowizny. Dom należy do pani Zuzanny.
Wróciłyśmy do domu w milczeniu. Mama siedziała przy stole i patrzyła w okno.
– Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy… – powiedziała cicho.
Zuzanna spojrzała na mnie błagalnie.
– Oddam ci połowę domu… Albo sprzedamy go i podzielimy się pieniędzmi!
Pokręciłam głową.
– To nie o dom chodzi. Chodzi o to, że nikt mnie nie zapytał o zdanie. Że zostałam potraktowana jak ktoś obcy.
Zuzanna rozpłakała się jeszcze bardziej.
W kolejnych tygodniach ojciec wracał do zdrowia powoli. Ja coraz częściej jeździłam do Torunia pomagać mamie i siostrze. Ale rany zostały – nieufność, żal i poczucie zdrady wisiały nad nami jak chmura gradowa.
Pewnego dnia usiedliśmy wszyscy razem przy stole. Ojciec spojrzał mi prosto w oczy.
– Marta… Przepraszam cię. Myślałem, że robię dobrze dla wszystkich. Ale chyba się pomyliłem.
Zuzanna ścisnęła moją dłoń pod stołem.
– Może spróbujemy zacząć od nowa? – zapytała cicho.
Nie odpowiedziałam od razu. Wciąż bolało mnie serce i miałam wrażenie, że już nigdy nie będziemy tą samą rodziną co kiedyś.
Dziś mieszkam znów w Warszawie. Dom rodzinny stoi pusty – Zuzanna wyjechała za granicę za pracą, a rodzice przeprowadzili się do mniejszego mieszkania. Czasem wracam tam sama i patrzę na puste ściany pełne wspomnień i żalu.
Czy można wybaczyć bliskim taką zdradę? Czy pieniądze zawsze będą ważniejsze niż więzi rodzinne? Co wy byście zrobili na moim miejscu?