Cena przyjaźni: Czy po rozwodzie można jeszcze komuś zaufać?
— Naprawdę, Anka, nie rozumiem, jak możesz być taka naiwna — głos Tomka odbijał się echem w mojej głowie, choć siedzieliśmy w mojej kuchni, a za oknem padał czerwcowy deszcz. — Przecież wiesz, jak to się kończy. Najpierw rozwód, potem nowy facet, a na końcu zostajesz z niczym.
Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. Parowała, parzyła mnie w palce, ale nie chciałam jej puścić. To był jedyny punkt zaczepienia w tej rozmowie, która coraz bardziej przypominała przesłuchanie niż spotkanie starych przyjaciół.
— Tomek, proszę cię… — zaczęłam cicho. — To nie tak. Ja po prostu… próbuję się pozbierać. Nie szukam nikogo na siłę. Chcę tylko…
— Chcesz tylko mieć święty spokój? — przerwał mi z goryczą. — A może chcesz mieć kogoś, kto zapłaci za twoje rachunki? Wiesz, ludzie gadają.
Zamarłam. To był cios poniżej pasa. Przez chwilę miałam ochotę wyrzucić go za drzwi, ale przecież to Tomek — mój przyjaciel od liceum, człowiek, który trzymał mnie za rękę, kiedy umierał mój ojciec. Ale teraz patrzył na mnie z czymś, co przypominało pogardę.
— Ludzie zawsze gadają — odpowiedziałam ostrożnie. — Ale ty nie musisz.
Tomek wzruszył ramionami i spojrzał w okno. Przez chwilę milczeliśmy. W głowie miałam mętlik: czy naprawdę wszystko się zmieniło? Czy rozwód przekreślił naszą przyjaźń?
Mój świat rozpadł się pół roku temu. Michał spakował walizki i wyszedł bez słowa wyjaśnienia. Zostawił mi mieszkanie, kredyt i wspomnienia, które bolały bardziej niż samotność. Przez pierwsze tygodnie nie wychodziłam z łóżka. Potem zaczęłam chodzić na długie spacery po Starym Mieście, próbując odnaleźć siebie wśród obcych ludzi.
Tomek był wtedy przy mnie. Przynosił pizzę, śmiał się z moich żartów i powtarzał, że jeszcze będzie dobrze. Ale od kiedy zaczęłam pracować w nowej firmie i powoli stawać na nogi, coś się zmieniło. Jego wiadomości były coraz rzadsze, a spotkania coraz bardziej napięte.
— Słyszałem, że awansowałaś — powiedział nagle. — Niezły numer. Michał by się zdziwił.
— Tomek…
— Nie udawaj, że cię to nie cieszy! — wybuchnął. — Zawsze byłaś ambitna. Ale teraz… Teraz masz wszystko: mieszkanie, pracę i jeszcze pewnie nowego faceta na oku.
Poczułam gulę w gardle. Czy naprawdę tak mnie widzi? Czy cała nasza przyjaźń sprowadza się do zazdrości i podejrzeń?
— Nie mam nikogo — powiedziałam cicho. — I nawet gdybym miała, to co z tego? To moje życie.
Tomek spojrzał na mnie z wyrzutem.
— Wiesz, co boli najbardziej? Że już cię nie potrzebuję. Że radzisz sobie beze mnie.
Zamilkłam. Nagle wszystko stało się jasne: jego pytania o pieniądze, o nowe znajomości, o plany na przyszłość… To nie była troska. To była zazdrość.
Wstałam od stołu i podeszłam do okna. Deszcz bębnił o parapet, a ja czułam się jak dziecko zamknięte w klatce własnych lęków.
— Tomek… Ja też cię potrzebuję. Ale nie mogę być twoim projektem ratunkowym. Muszę nauczyć się żyć sama ze sobą.
Usłyszałam szelest krzesła. Odwróciłam się — stał już w przedpokoju, z ręką na klamce.
— Może masz rację — powiedział cicho. — Może muszę się pogodzić z tym, że już nie jesteś tą samą Anką co kiedyś.
Drzwi zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem.
Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku, ale w środku czułam pustkę. Czy naprawdę muszę wybierać między niezależnością a przyjaźnią? Czy każdy sukces musi rodzić zazdrość?
Mama zadzwoniła wieczorem.
— Aniu, wszystko dobrze?
Chciałam powiedzieć „tak”, ale głos ugrzązł mi w gardle.
— Mamo… Boję się, że straciłam Tomka na zawsze.
Usłyszałam jej westchnienie.
— Czasem ludzie muszą odejść, żebyśmy mogli pójść dalej. Może kiedyś zrozumie.
Położyłam słuchawkę i długo patrzyłam w sufit. Przypomniałam sobie wszystkie chwile z Tomkiem: wspólne wagary nad Wisłą, pierwsze piwo po maturze, nocne rozmowy o życiu i śmierci…
Ale teraz byłam kimś innym. Kobietą po przejściach, która uczy się ufać samej sobie bardziej niż innym.
Kilka tygodni później dostałam od Tomka krótką wiadomość: „Przepraszam”. Nie odpisałam od razu. Musiałam najpierw wybaczyć sobie to, że pozwoliłam mu zranić mnie tak bardzo.
Dziś wiem jedno: przyjaźń to nie jest coś oczywistego ani wiecznego. Czasem trzeba ją stracić, żeby zrozumieć własną wartość.
Czy można odbudować zaufanie po zdradzie przyjaciela? A może lepiej nauczyć się być swoim własnym najlepszym przyjacielem?