Porzuciłem żonę dla młodszej kochanki. Dziś żałuję każdego dnia…

– To już koniec, Piotrze. – Głos Marty drżał, ale jej oczy były twarde jak stal. Stała w progu naszego mieszkania na Grochowie, trzymając w rękach walizkę. Nasz syn, Michał, miał wtedy zaledwie siedem lat. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, nie rozumiejąc jeszcze, że właśnie rozpadł się jego świat.

Nie potrafiłem wtedy odpowiedzieć. Miałem wrażenie, że ktoś ściska mi gardło od środka. W głowie huczały mi słowa Justyny – mojej młodszej kochanki: „Z tobą czuję się jakby świat był tylko nasz”. Wierzyłem jej. Wierzyłem, że to właśnie z nią odnajdę szczęście, którego brakowało mi w małżeństwie z Martą. Zostawiłem więc wszystko – rodzinę, wspólne mieszkanie, nawet psa – i zamieszkałem z Justyną w wynajętej kawalerce na Pradze.

Początkowo było jak w bajce. Justyna była pełna energii, spontaniczna, śmiała się z moich żartów i patrzyła na mnie tak, jak Marta nie patrzyła od lat. Każdy dzień był nową przygodą – wyjazdy za miasto, nocne spacery po Warszawie, wspólne gotowanie. Czułem się młodszy o dziesięć lat. Ale po kilku miesiącach zaczęły pojawiać się rysy.

– Piotrze, czemu ciągle patrzysz na zdjęcia tego chłopca? – zapytała pewnego wieczoru Justyna, kiedy przyłapała mnie na przeglądaniu zdjęć Michała na Facebooku.
– To mój syn – odpowiedziałem cicho.
– Ale przecież masz teraz nowe życie. Ze mną.

Wtedy po raz pierwszy poczułem ukłucie żalu. Zacząłem coraz częściej myśleć o Marcie i Michale. O tym, jak razem układaliśmy Lego na podłodze w salonie, jak Marta śmiała się z moich nieudolnych prób gotowania. Przypominałem sobie zapach jej włosów i ciepło jej dłoni.

Justyna była coraz bardziej zazdrosna. Chciała mieć mnie tylko dla siebie. Kiedy próbowałem zadzwonić do Michała, robiła mi wyrzuty:
– Po co do nich dzwonisz? Przecież wybrałeś mnie!

Z czasem nasze rozmowy zamieniły się w kłótnie. Justyna chciała wyjechać za granicę, mówiła o wspólnej przyszłości w Berlinie czy Londynie. Ja coraz częściej myślałem o tym, co zostawiłem za sobą.

Pewnego dnia spotkałem Martę przypadkiem w sklepie spożywczym. Stała przy kasie z Michałem. Chłopiec urósł, miał już dziewięć lat i nosił okulary. Kiedy mnie zobaczył, spuścił wzrok.
– Cześć – powiedziałem niepewnie.
Marta spojrzała na mnie chłodno:
– Czego chcesz?
– Chciałem tylko… zobaczyć was.
– Nie jesteśmy już twoją rodziną.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Wróciłem do pustego mieszkania i długo płakałem. Justyna tego nie rozumiała.
– Może powinieneś wrócić do swojej starej rodziny? – rzuciła z ironią.

Zacząłem coraz częściej pić po pracy. Czułem się samotny i zagubiony. Justyna wychodziła ze znajomymi, wracała późno, czasem nie wracała wcale. Nasze życie zamieniło się w ciąg nieporozumień i pretensji.

Któregoś wieczoru zadzwonił do mnie Michał.
– Tato… czy przyjdziesz na moje przedstawienie w szkole?
Głos mu drżał. Poczułem łzy napływające do oczu.
– Oczywiście, synku. Będę.

Na przedstawieniu siedziałem z tyłu sali. Marta siedziała z przodu z nowym partnerem. Michał występował jako król w szkolnym teatrzyku. Był taki poważny i dorosły… Po występie podszedł do mnie niepewnie.
– Tato… czemu nas zostawiłeś?
Nie potrafiłem odpowiedzieć. Przytuliłem go tylko mocno.

Po powrocie do domu Justyna czekała na mnie z walizką.
– Wyjeżdżam do Berlina. Ty zostań tu ze swoimi wspomnieniami.
Nie zatrzymywałem jej.

Zostałem sam w pustym mieszkaniu. Każdy kąt przypominał mi o błędach i straconych szansach. Próbowałem napisać do Marty list – przeprosić ją za wszystko, poprosić o rozmowę. Odpisała krótko:
„Za późno.”

Dziś mijają trzy lata od tamtych wydarzeń. Widuję Michała co drugi weekend, ale wiem, że nigdy nie będę już dla niego prawdziwym ojcem. Marta ułożyła sobie życie na nowo. Ja zostałem sam ze swoim żalem i pytaniami bez odpowiedzi.

Czy można naprawić to, co samemu się zniszczyło? Czy człowiek zasługuje na drugą szansę po zdradzie? Czasem myślę, że największą karą jest świadomość własnych błędów…