Czy mogę wybaczyć matce, która wybrała mężczyznę zamiast mnie? Moja historia o zdradzie, samotności i trudnym przebaczeniu

– Nie możesz tu zostać, Aniu. On nie chce cię widzieć – głos mamy był cichy, jakby bała się, że ktoś usłyszy jej słowa. Stałam na korytarzu w starej kamienicy babci, z plecakiem pełnym książek i sercem rozrywanym na strzępy. Miałam jedenaście lat i właśnie dowiedziałam się, że nie jestem już częścią jej nowego życia.

Pamiętam ten dzień jak przez mgłę, ale emocje są wciąż żywe. Mama przyjechała po mnie do szkoły, nie patrząc mi w oczy. W samochodzie milczała, a ja czułam, że coś jest nie tak. Kiedy dotarłyśmy do babci, powiedziała tylko: „Musisz tu zostać na jakiś czas”. Nie wiedziałam wtedy, że „jakiś czas” zamieni się w lata.

Babcia starała się jak mogła. Gotowała moje ulubione pierogi z serem, tuliła mnie do snu i powtarzała: „Twoja mama cię kocha, tylko teraz jest jej ciężko”. Ale ja widziałam prawdę w oczach sąsiadek, które szeptały na klatce schodowej: „Zostawiła dziecko dla faceta”.

Przez kolejne lata mama dzwoniła rzadko. Czasem wysyłała kartki na święta z podpisem „Mama i Wiktor”. Nigdy nie zaprosiła mnie do siebie. Wiktor był dla niej wszystkim – ja byłam tylko wspomnieniem z poprzedniego życia.

W gimnazjum zaczęłam się buntować. Uciekałam z lekcji, włóczyłam się po mieście z koleżankami, które też miały swoje rany. Babcia płakała po nocach, a ja udawałam twardą. W głębi duszy byłam przerażona i samotna. Czułam się jak niechciany bagaż.

Kiedy miałam siedemnaście lat, babcia zachorowała. Opiekowałam się nią najlepiej jak umiałam – gotowałam zupę, podawałam leki, czytałam jej książki. Mama zadzwoniła tylko raz: „Nie mogę przyjechać, Wiktor jest chory”.

Po śmierci babci zostałam sama w dwupokojowym mieszkaniu. Pracowałam po szkole w sklepie spożywczym, żeby opłacić rachunki. Nauczyłam się być dorosła szybciej niż moi rówieśnicy. Zazdrościłam im rodzinnych obiadów i ciepłych słów rodziców.

Minęło dziesięć lat. Skończyłam studia zaocznie, znalazłam pracę jako księgowa w małej firmie transportowej. Miałam swoje życie – skromne, ale własne. O mamie myślałam rzadko. Czasem śniła mi się jej twarz – zmęczona, smutna, pełna żalu.

Aż pewnego listopadowego wieczoru usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam ją – starszą, wychudzoną, z walizką w ręku.

– Aniu… – wyszeptała. – Nie mam dokąd pójść.

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę zatrzasnąć drzwi przed jej nosem. Ale stała tam – moja matka, która kiedyś mnie zostawiła.

– Co się stało? – zapytałam chłodno.

– Wiktor… odszedł. Straciłam mieszkanie. Nie mam nikogo…

Patrzyłyśmy na siebie przez długą chwilę. W jej oczach widziałam strach i rozpacz. W moim sercu walczyły gniew i litość.

Wpuściłam ją do środka. Usiadła na kanapie i zaczęła płakać. Przez godzinę słuchałam jej historii o tym, jak Wiktor ją zdradził i wyrzucił z domu. Jak próbowała znaleźć pracę, ale nikt nie chciał zatrudnić kobiety po pięćdziesiątce bez doświadczenia.

– Przepraszam cię, Aniu… – szlochała. – Byłam głupia. Myślałam, że robię dobrze…

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam ją przytulić i jednocześnie krzyczeć z bólu.

Przez kolejne dni mieszkała u mnie na kanapie. Gotowałyśmy razem obiady – tak jak kiedyś z babcią. Czasem rozmawiałyśmy o dawnych czasach; częściej milczałyśmy.

Pewnego wieczoru wybuchłam:
– Dlaczego mnie zostawiłaś? Dlaczego on był ważniejszy ode mnie?

Mama spuściła wzrok.
– Bałam się samotności… Myślałam, że jeśli wybiorę ciebie zamiast niego, zostanę zupełnie sama…

– Ale to ja byłam twoją córką! – krzyknęłam przez łzy.

Przepraszała setki razy. Ale czy przeprosiny mogą naprawić lata samotności?

Znajomi pytali: „Jak możesz ją przyjąć po tym wszystkim?” Sama nie znałam odpowiedzi.

Czasami patrzę na nią śpiącą na kanapie i widzę starą kobietę, która straciła wszystko przez własne wybory. Innym razem widzę matkę, która powinna była mnie chronić.

Czy potrafię jej wybaczyć? Czy mogę pozwolić jej zostać w moim życiu?

A może powinnam zamknąć drzwi raz na zawsze?

Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć? Czy rodzina naprawdę znaczy wszystko?