Północny telefon od teściowej: Jak jedna noc zmieniła moje życie na zawsze

— Zosia, wstawaj! — głos teściowej przeszył ciszę nocy jak nóż. Telefon zadzwonił o 1:37. Przez chwilę myślałam, że to sen, ale jej roztrzęsiony głos był zbyt realny. — Musisz natychmiast przyjechać. Coś się stało z Pawłem.

Serce mi zamarło. Paweł, mój mąż, od miesięcy był coraz bardziej nieobecny. Praca, stres, a ostatnio coraz częściej alkohol. Ostatnia kłótnia zakończyła się trzaskiem drzwi i ciszą, która ciążyła nad naszym mieszkaniem jak gradowa chmura. Spojrzałam na śpiącego w łóżeczku Jasia — miał dopiero osiem miesięcy. Wzięłam go na ręce, zarzuciłam kurtkę i wybiegłam na klatkę schodową.

Na dworze lało jak z cebra. Biegłam przez mokre chodniki, ściskając synka pod płaszczem. Teściowa mieszkała dwie ulice dalej. Gdy dotarłam, drzwi były otwarte na oścież. W środku czuć było zapach wódki i strachu.

— Co się stało? — zapytałam, ledwo łapiąc oddech.

— Paweł… On… On się zamknął w łazience i nie chce wyjść. Krzyczy, że ma już dość wszystkiego! — łzy spływały jej po policzkach.

Zostawiłam Jasia w ramionach teściowej i podeszłam do drzwi łazienki.

— Paweł! To ja, Zosia! Otwórz, proszę cię!

Cisza. Potem usłyszałam szloch i brzęk szkła.

— Zostawcie mnie wszyscy! — wrzasnął Paweł. — Mam dość tej waszej kontroli!

Teściowa zaczęła lamentować:

— To przez ciebie! Gdybyś była lepszą żoną, nie piłby tyle!

Poczułam, jak we mnie coś pęka. Od miesięcy słyszałam podobne słowa. Zawsze to ja byłam winna — bo za mało gotuję, bo za dużo pracuję, bo nie umiem „utrzymać męża w domu”.

— Może gdybyś ty nie wtrącała się w nasze życie, byłoby lepiej! — wybuchłam.

W tej chwili Paweł otworzył drzwi łazienki. Był blady, z podkrążonymi oczami, trzymał pustą butelkę po wódce.

— Wszyscy się ode mnie odczepcie! — krzyknął i wybiegł z mieszkania.

Teściowa rzuciła się za nim, ale potknęła się i upadła. Ja zostałam z płaczącym Jasiem na rękach. Próbowałam ją podnieść, ale była ciężka i bezwładna. Zadzwoniłam po pogotowie.

Karetka przyjechała po dziesięciu minutach. Ratownicy zabrali teściową do szpitala — miała złamaną rękę. Ja zostałam sama z dzieckiem w obcym mieszkaniu, przesiąkniętym zapachem alkoholu i rozpaczy.

Po godzinie zadzwonił domofon. Policja.

— Pani Zofia Nowak? — zapytał młody funkcjonariusz.

— Tak… Co się stało?

— Otrzymaliśmy zgłoszenie o awanturze domowej. Musi pani pojechać z nami na komisariat i złożyć zeznania.

Zebrałam rzeczy Jasia i wyszłam na klatkę schodową. Sąsiedzi patrzyli zza uchylonych drzwi. Czułam ich wzrok na plecach jak igły.

Na komisariacie siedziałam na plastikowym krześle, tuląc synka do piersi. Policjant zadawał pytania:

— Czy mąż stosował wobec pani przemoc?
— Czy wcześniej dochodziło do awantur?
— Czy teściowa groziła pani lub dziecku?

Czułam się naga i bezbronna. Każde pytanie wbijało się we mnie jak szpilka. Próbowałam tłumaczyć, że to tylko kryzys, że Paweł zawsze był dobrym człowiekiem, tylko ostatnio coś się w nim zmieniło…

Wróciłam do domu nad ranem. Jaś spał wtulony we mnie, a ja patrzyłam w sufit i nie mogłam zasnąć. W głowie dudniły mi słowa teściowej: „To przez ciebie”.

Następnego dnia Paweł wrócił do domu pijany. Zaczęliśmy się kłócić — tym razem głośniej niż zwykle.

— Ty wszystko psujesz! — wrzeszczał. — Przez ciebie nie mam spokoju!

— To ty pijesz! To ty uciekasz od problemów!

Wtedy pierwszy raz podniósł na mnie rękę. Uderzył mnie otwartą dłonią w twarz. Jaś zaczął płakać tak głośno, że aż sąsiadka zapukała do drzwi.

Tego wieczoru spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłam do rodziców. Mama przytuliła mnie bez słowa, tata milczał ze spuszczoną głową.

Przez kolejne dni dzwoniła teściowa:

— Zosia, wracaj do Pawła! On cię kocha, tylko ma trudny okres!

Ale ja już wiedziałam, że nie mogę wrócić. Nie dla siebie — dla Jasia.

Zaczęły się sprawy sądowe o opiekę nad dzieckiem, wizyty kuratora, rozmowy z psychologiem. Każdego dnia walczyłam o normalność dla siebie i synka. Czułam się winna — czy naprawdę to wszystko przeze mnie? Czy mogłam zrobić coś inaczej?

Minęły miesiące. Paweł trafił na odwyk po tym, jak zatrzymano go za jazdę po alkoholu. Teściowa przestała dzwonić. Ja powoli zaczęłam odbudowywać swoje życie — znalazłam pracę w bibliotece, Jaś poszedł do żłobka.

Czasem budzę się w nocy zlękniona dźwiękiem telefonu. Boję się kolejnej burzy, kolejnego oskarżenia.

Ale wiem jedno: tamtej nocy coś we mnie pękło i już nigdy nie będę tą samą Zosią.

Czy można jeszcze zaufać rodzinie po tym wszystkim? Czy kiedyś przestanę czuć się winna za cudze błędy?