Czuję, że nigdy się nie rozstaliśmy… Historia Wandy i Krzysztofa

Czasem wydaje mi się, że nigdy się nie rozstaliśmy… Każdego dnia, kiedy wracam do mieszkania na Grochowie, łapię się na tym, że nasłuchuję kroków na klatce schodowej. Wciąż mam w głowie ten dźwięk – jego trampki szurające po wycieraczce. Przecież zostawił klucze, kiedy odchodził. Wiem o tym doskonale. A jednak za każdym razem, gdy przekręcam zamek, przez sekundę mam nadzieję, że zobaczę w przedpokoju jego buty. Tym razem cud się nie wydarzył.

Spędziliśmy razem dwa lata. Dwa lata, które wypełnił śmiech, kłótnie o drobiazgi i wspólne gotowanie makaronu w niedzielne wieczory. Krzysztof miał w sobie coś, co sprawiało, że świat wydawał się mniej szary. Nawet kiedy padał deszcz i tramwaje spóźniały się jak zwykle, potrafił mnie rozbawić jakimś głupim żartem. Ale potem wszystko zaczęło się psuć. Najpierw były drobne nieporozumienia – on chciał wyjechać na weekend w góry, ja wolałam zostać w domu. Potem pojawiły się poważniejsze sprawy: jego matka, która nigdy mnie nie zaakceptowała, i mój ojciec, który uważał Krzysztofa za nieudacznika.

Pamiętam tamten wieczór, kiedy wszystko się rozpadło. Siedzieliśmy przy stole, a ja płakałam nad niedojedzoną kolacją. „Wanda, nie możemy tak dalej,” powiedział cicho. „Nie chcę cię ranić.” Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ostatni raz, kiedy usłyszę jego głos tak blisko. Zostawił klucze na stole i wyszedł bez słowa. Od tamtej pory minęły trzy miesiące.

Moja mama powtarzała mi: „Czas leczy rany.” Ale co jeśli czas tylko je rozdrapuje? Każdego dnia budzę się z nadzieją, że coś się zmieni. Że zadzwoni telefon albo usłyszę jego śmiech na podwórku. Zamiast tego dostaję wiadomości od siostry: „Wanda, musisz się ogarnąć. Życie toczy się dalej.” Łatwo jej mówić – ona zawsze miała wszystko poukładane. Mąż, dwójka dzieci, dom pod Warszawą. Ja mam tylko puste mieszkanie i wspomnienia.

Próbowałam wrócić do normalności. Chodziłam do pracy, spotykałam się z koleżankami na kawie. Ale nawet wtedy czułam się jak widmo. Siedziałam przy stoliku w kawiarni i patrzyłam na pary trzymające się za ręce. Zastanawiałam się, czy oni też mają swoje tajemnice i ciche wojny w czterech ścianach.

Najgorzej było w święta. Mama zaprosiła mnie na Wigilię, ale wiedziałam, że wszyscy będą patrzeć na mnie z litością. Ojciec rzucał kąśliwe uwagi: „Może następnym razem wybierzesz kogoś bardziej odpowiedzialnego?” Udawałam, że mnie to nie rusza, ale w środku czułam się jak dziecko, które znowu zawiodło rodziców.

Pewnego dnia spotkałam Krzysztofa przypadkiem na ulicy. Stał przy kiosku i kupował gazetę. Przez chwilę miałam ochotę podejść i zapytać: „Dlaczego?” Ale zabrakło mi odwagi. On spojrzał na mnie przelotnie i odwrócił wzrok. Może też cierpiał? A może już o mnie zapomniał?

Wieczorami siadam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzę na światła miasta. Próbuję sobie wyobrazić życie bez niego – nowe plany, nowe marzenia. Ale wszystko wydaje się takie puste. Nawet kot przestał miauczeć pod drzwiami tak głośno jak dawniej.

Ostatnio zaczęłam pisać listy do Krzysztofa, których nigdy nie wysyłam. W jednym z nich napisałam: „Czasem wydaje mi się, że nigdy się nie rozstaliśmy. Że jesteś tuż za rogiem i zaraz wrócisz do domu.” Może to głupie, ale te listy pomagają mi przetrwać kolejne dni.

Moja siostra mówi: „Musisz zacząć od nowa.” Ale jak zacząć od nowa, kiedy wszystko przypomina o tym, co było? Nawet zapach jego perfum unosi się jeszcze w szafie.

W pracy szefowa zaczęła zwracać uwagę na moje spóźnienia i roztargnienie. „Wanda, co się z tobą dzieje?” – zapytała ostatnio podczas zebrania. Nie potrafiłam odpowiedzieć. Jak powiedzieć komuś, że twoje życie zatrzymało się w miejscu?

Czasem myślę o tym, co by było, gdybyśmy wtedy nie pokłócili się o te głupie wakacje albo gdybym była bardziej wyrozumiała wobec jego matki. Może wszystko potoczyłoby się inaczej? Ale czy naprawdę można cofnąć czas?

Ostatniej nocy śniło mi się, że Krzysztof wrócił do domu. Stał w przedpokoju i uśmiechał się do mnie tak jak kiedyś. Obudziłam się z uczuciem ulgi – przez chwilę uwierzyłam, że wszystko jest jak dawniej.

Dziś wiem jedno: czasem rozstanie nie kończy się wtedy, gdy ktoś wychodzi za drzwi. Czasem zostaje z nami na długo – w myślach, w codziennych rytuałach, w pustych kubkach po herbacie.

Czy naprawdę można nauczyć się żyć bez kogoś, kto był dla nas całym światem? A może pewne rozstania nigdy się nie kończą…