Kiedy Babcia Dowiedziała Się, Że Jej Wnuk Czeka na Jej Dom – Historia Marty

– Babciu, a kiedy będę mógł zamieszkać w tym domu? – głos mojego syna, Kuby, rozległ się w kuchni, kiedy jeszcze parowały na stole pierogi. Moja mama, a jego babcia, zamarła z łyżką w powietrzu. Przez chwilę wydawało się, że czas stanął w miejscu.

Siedziałam obok i czułam, jak robi mi się gorąco. Nie wiedziałam, że Kuba w ogóle myśli o tym domu. Przecież to dom mojej mamy, jej azyl, jej świat. A on – mój własny syn – wypalił to tak bezpośrednio, jakby pytał o nowy rower na urodziny. Mama spojrzała na mnie wzrokiem pełnym niedowierzania i bólu.

– Co ty mówisz, Kubuś? – zapytała cicho, próbując się uśmiechnąć, ale jej głos drżał. – Przecież ja tu jeszcze mieszkam.

Kuba wzruszył ramionami. – No wiem, babciu… Ale mama mówiła, że kiedyś ten dom będzie nasz. Że to rodzinny dom i że dobrze by było, żebym tu został, jak pójdę na studia do Krakowa.

Poczułam, jak serce mi zamiera. Przecież mówiłam to tylko raz, półżartem, kiedy rozmawialiśmy o przyszłości. Nie sądziłam, że on to zapamięta… A już na pewno nie sądziłam, że powie to głośno przy mojej mamie.

Mama odłożyła łyżkę i wstała od stołu. – Przepraszam was – powiedziała sztywno i wyszła do salonu. Słyszałam jej ciężkie kroki i trzask drzwi.

Kuba spojrzał na mnie zdziwiony. – O co chodzi? Przecież to normalne…

– Synku… – zaczęłam, ale głos mi się załamał. – Nie powinieneś tak mówić przy babci. To jej dom. Ona tu mieszka i…

– Ale przecież kiedyś…

– Kuba! – przerwałam mu ostrzej niż zamierzałam. – To nie jest temat na teraz.

Wieczorem zadzwoniła do mnie mama. Jej głos był zimny jak lód.

– Marta, czy wy już dzielicie mój dom za mojego życia? Czy naprawdę tak bardzo wam zależy na tych czterech ścianach?

Zaniemówiłam. Chciałam zaprzeczyć, powiedzieć, że to nie tak… Ale nie umiałam znaleźć słów. Bo przecież gdzieś w głębi duszy myślałam o tym domu jako o czymś naszym. O miejscu, które będzie schronieniem dla Kuby, kiedy pójdzie na studia. O bezpieczeństwie. O przyszłości.

– Mamo… Ja nigdy nie chciałam cię zranić – wyszeptałam.

– A jednak to zrobiłaś – odpowiedziała cicho. – Zawsze myślałam, że rodzina jest ważniejsza niż pieniądze czy domy. Ale chyba się myliłam.

Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Mama przestała do nas dzwonić. Nie zapraszała nas na niedzielne obiady. Kuba nie rozumiał, o co chodzi; był zły i obrażony na babcię za jej „focha”. Ja czułam się rozdarta między nimi.

Pewnego wieczoru pojechałam do mamy bez zapowiedzi. Siedziała w fotelu przy oknie, patrzyła na ogród pogrążony w jesiennej szarości.

– Mamo…

Nie odpowiedziała od razu. Dopiero po chwili spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Wiesz, Marta… Całe życie starałam się was wychować tak, żebyście byli dla siebie wsparciem. Żebyście nie patrzyli na siebie przez pryzmat pieniędzy czy majątku. A teraz czuję się jak stara rzecz do wyniesienia z tego domu.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Przepraszam… To był tylko niefortunny żart…

– Dla ciebie może żart. Dla mnie to całe życie – powiedziała gorzko.

Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Kuba siedział przy komputerze i nawet nie podniósł wzroku, kiedy weszłam.

– Babcia dalej się obraża? – rzucił z przekąsem.

– Kuba! Czy ty naprawdę nie rozumiesz, co się stało? – wybuchłam.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Przecież wszyscy tak robią! Każdy chce mieć coś po rodzicach czy dziadkach! Ty sama mówiłaś…

– Nie! Nigdy nie mówiłam, że masz czekać aż babcia umrze! To jej dom! Jej życie! Ty masz swoje!

Zaczął się kłócić, podnosząc głos coraz bardziej. W końcu trzasnął drzwiami do swojego pokoju.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Mama nie odbierała moich telefonów. Kuba zamknął się w sobie i coraz częściej wychodził z domu bez słowa.

W końcu nadszedł dzień Wszystkich Świętych. Pojechaliśmy razem na cmentarz – ja, Kuba i moja mama. Szliśmy obok siebie w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach.

Przy grobie dziadka mama zaczęła płakać. Uklękła przy marmurowej płycie i szeptała coś pod nosem. Podeszłam do niej i objęłam ją ramieniem.

– Mamo… Proszę cię… Wybacz nam…

Spojrzała na mnie przez łzy.

– Nie wiem, czy potrafię – wyszeptała.

Kuba stał z boku, patrzył gdzieś w dal. Po chwili podszedł do babci i niezgrabnie ją przytulił.

– Przepraszam, babciu… Nie chciałem cię zranić…

Mama spojrzała na niego długo i ciężko westchnęła.

– Chciałabym wierzyć, że rodzina jest ważniejsza niż domy i pieniądze… Ale czasem mam wrażenie, że już nie wiem, co jest prawdą.

Wróciliśmy do domu w milczeniu. Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Nasze relacje powoli się odbudowują, ale blizna została.

Często zastanawiam się nocami: czy można wybaczyć takie rany? Czy rodzina jest naprawdę silniejsza niż chciwość i lęk o przyszłość? A może każdy z nas nosi w sobie cień egoizmu, którego nie potrafimy się pozbyć?