Nie liczcie na moje oszczędności: Historia o rodzinnych oczekiwaniach i granicach
– Mamo, znowu swoje! – Ewa z irytacją uderzyła dłonią w stół. – Przecież ustaliłyśmy, że pomożesz nam z kredytem!
Siedziałam naprzeciwko niej, mieszając herbatę w moim ulubionym kubku z niebieskim wzorem. Czułam, jak napięcie narasta w powietrzu, a słowa córki odbijają się echem w mojej głowie. Przez chwilę patrzyłam na nią w milczeniu, próbując zebrać myśli.
– Nic nie ustalałyśmy – odpowiedziałam spokojnie, choć serce biło mi szybciej niż zwykle. – To ty postanowiłaś, że będę wam pomagać.
Ewa spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Jej policzki poczerwieniały, a oczy błyszczały gniewem.
– Jak to nic? – oburzyła się. – Powiedziałaś, że się zastanowisz!
– Zastanowiłam się – odparłam cicho, czując, jak ściska mnie w gardle. – I doszłam do wniosku, że nie mogę wam dać moich oszczędności.
W kuchni zapadła cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem. Przez chwilę miałam ochotę wyjść, zamknąć się w swoim pokoju i nie wracać do tej rozmowy. Ale wiedziałam, że nie mogę uciekać.
Ewa odsunęła krzesło z głośnym zgrzytem.
– Wiesz co? Zawsze jesteś taka sama! – wykrzyknęła. – Myślisz tylko o sobie! Ja i Michał próbujemy zacząć nowe życie, a ty nawet nie chcesz nam pomóc!
Poczułam ukłucie winy. Przez całe życie starałam się być dobrą matką. Po śmierci męża to ja dźwigałam wszystko na swoich barkach – dom, wychowanie Ewy, pracę w szkole. Odkładałam każdy grosz na czarną godzinę, rezygnowałam z własnych przyjemności. Teraz miałam sześćdziesiąt dwa lata i po raz pierwszy od dawna poczułam, że mam prawo pomyśleć o sobie.
– Ewo – zaczęłam łagodniej – rozumiem, że to dla was trudne. Ale te pieniądze to całe moje zabezpieczenie na starość. Nie wiem, co będzie za rok czy dwa. Może zachoruję? Może będę potrzebowała opieki? Nie mogę ryzykować wszystkiego.
Córka spojrzała na mnie z pogardą.
– Wszyscy rodzice pomagają swoim dzieciom! Tylko ty jesteś taka samolubna!
Zacisnęłam dłonie na kubku. Przypomniałam sobie rozmowy z koleżankami z pracy – niektóre rzeczywiście dawały dzieciom wszystko, inne stawiały granice. Zawsze wydawało mi się, że jestem gdzieś pośrodku. Ale teraz czułam się jak potwór.
– To niesprawiedliwe – powiedziałam cicho. – Poświęciłam ci całe życie. Teraz chcę mieć trochę spokoju.
Ewa zerwała się z miejsca.
– Nie licz na to, że jeszcze kiedykolwiek poproszę cię o pomoc! – rzuciła przez zaciśnięte zęby i wybiegła z kuchni.
Siedziałam tak przez długą chwilę, słuchając jej kroków na schodach i trzasku drzwi wejściowych. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem egoistką? Czy powinnam była oddać jej wszystko?
Wieczorem zadzwonił Michał.
– Dobry wieczór, pani Wando – zaczął uprzejmie, ale w jego głosie czułam napięcie. – Chciałem tylko powiedzieć, że Ewa jest bardzo rozczarowana. Liczyliśmy na pani wsparcie.
Westchnęłam ciężko.
– Michał, rozumiem waszą sytuację. Ale nie mogę ryzykować własnej przyszłości.
– My też mamy przyszłość! – przerwał mi ostro. – Chcemy mieć rodzinę, dom…
– I ja chciałabym mieć spokojną starość – odpowiedziałam stanowczo. – To nie znaczy, że was nie kocham.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, wspominając czasy, gdy Ewa była mała i tuliła się do mnie po koszmarze sennym. Wtedy byłam dla niej całym światem. Teraz czułam się jak wróg.
Następnego dnia spotkałam sąsiadkę, panią Krystynę.
– Coś pani taka smutna? – zapytała życzliwie.
Opowiedziałam jej wszystko, a ona pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Moja córka też chciała ode mnie pieniądze na mieszkanie – westchnęła. – Dałam jej wszystko… A teraz nawet nie dzwoni na święta.
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Czy naprawdę tak musi być? Czy relacje rodzinne zawsze muszą być targiem?
Przez kolejne dni Ewa nie odzywała się do mnie. W domu panowała cisza jak przed burzą. Zastanawiałam się, czy powinnam zrobić pierwszy krok. Napisać SMS-a? Zadzwonić? Ale bałam się kolejnej awantury.
W końcu przyszła do mnie sama. Stała w drzwiach kuchni ze spuszczoną głową.
– Mamo… Przepraszam za tamto. Po prostu… Jest mi ciężko. Michał naciska, rodzina jego też pomaga… Czuję się gorsza od innych.
Podniosłam się i przytuliłam ją mocno.
– Kochanie, każdy ma swoją drogę. Ja też muszę dbać o siebie.
Usiadłyśmy razem przy stole. Tym razem bez krzyków i pretensji. Rozmawiałyśmy długo o życiu, o strachu przed przyszłością i o tym, jak trudno jest być dorosłym dzieckiem i starzejącym się rodzicem jednocześnie.
Nie wiem, czy podjęłam dobrą decyzję. Może kiedyś Ewa mi wybaczy, a może zawsze będzie miała do mnie żal. Ale wiem jedno: czasem trzeba postawić granicę nawet wobec najbliższych. Czy to egoizm… czy może odwaga? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?