Biały koperta na wycieraczce: Czy można wybaczyć zdradę, o której nie wiedziało się przez lata?
– Co to jest, Piotr? – mój głos drżał, a w dłoni ściskałam białą kopertę, którą jeszcze godzinę temu znalazłam na wycieraczce. W środku było zdjęcie: mój mąż, Piotr, trzymający w ramionach małego chłopca. Dziecko miało może cztery lata, jasne włosy i ten sam uśmiech, który widziałam codziennie w lustrze u naszej córki, Zosi.
Piotr zbladł. Przez chwilę patrzył na mnie pustym wzrokiem, jakby próbował znaleźć odpowiednie słowa, ale żadne nie przychodziły mu do głowy. W kuchni cicho tykał zegar, a zza okna dochodziły odgłosy budzącego się miasta. Zosia bawiła się w swoim pokoju, nieświadoma burzy, która właśnie przetaczała się przez nasz dom.
– To nie tak, jak myślisz – wyszeptał w końcu Piotr.
– A jak? – przerwałam mu ostro. – Bo ja widzę tylko jedno: ty i jakieś dziecko. Kim on jest?
Piotr usiadł ciężko przy stole. Przez chwilę milczał, a potem zaczął mówić. Słowa wypływały z niego powoli, jakby każde z nich ważyło tonę.
– To Bartek. Mój syn… z czasów zanim poznałem ciebie.
Poczułam, jak świat osuwa mi się spod nóg. Przez dwanaście lat małżeństwa Piotr nigdy nie wspomniał o żadnym dziecku. Byliśmy razem od studiów, przeszliśmy przez kredyt hipoteczny, narodziny Zosi, śmierć mojej mamy… Myślałam, że znam go na wylot.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytałam cicho.
– Bałem się. Bałem się, że odejdziesz. Że nie będziesz chciała ze mną być…
Wstałam i wyszłam na balkon. Potrzebowałam powietrza. W głowie kłębiły mi się myśli: kim jest matka Bartka? Czy Piotr utrzymuje z nim kontakt? Czy płaci alimenty? Czy Zosia ma brata?
Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra, Marta. Zawsze była moją podporą, ale tym razem nie wiedziałam, co jej powiedzieć.
– Coś się stało? – zapytała od razu.
– Marta… Piotr ma syna. Ukrywał to przede mną przez tyle lat.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Musisz z nim porozmawiać. I zadać sobie pytanie: czy chcesz mu wybaczyć?
Nie spałam całą noc. Piotr próbował tłumaczyć się jeszcze kilka razy, ale każde jego słowo tylko pogłębiało moją ranę. Przypomniałam sobie wszystkie nasze wspólne chwile – śluby znajomych, wakacje nad morzem, pierwsze kroki Zosi… Czy wszystko to było kłamstwem?
Następnego dnia postanowiłam spotkać się z matką Bartka. Piotr dał mi jej numer telefonu. Spotkałyśmy się w kawiarni na Mokotowie. Anna była spokojna, trochę zmęczona życiem.
– Nie chciałam burzyć waszego życia – powiedziała cicho. – Ale Bartek coraz częściej pytał o ojca. Chciał go poznać.
– Czy Piotr utrzymuje z nim kontakt?
– Od kilku miesięcy tak. Ale wcześniej… długo się wahał.
Wróciłam do domu jeszcze bardziej rozdarta. Z jednej strony rozumiałam Bartka – miał prawo znać swojego ojca. Z drugiej strony czułam się zdradzona i oszukana przez człowieka, któremu ufałam bezgranicznie.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Zosia wyczuwała napięcie i coraz częściej pytała: „Mamo, dlaczego tata jest smutny?”
W końcu usiedliśmy razem przy stole. Piotr płakał pierwszy raz odkąd go znam.
– Przepraszam cię za wszystko – powiedział drżącym głosem. – Chcę być ojcem dla Bartka i mężem dla ciebie. Ale jeśli nie potrafisz mi wybaczyć… zrozumiem.
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w nim strach, żal i nadzieję. Wiedziałam, że decyzja należy do mnie.
Minęły tygodnie zanim podjęłam decyzję. Spotkałam się z Bartkiem – był podobny do Piotra jak dwie krople wody. Zosia polubiła go od razu; dzieci mają niesamowitą zdolność akceptowania rzeczywistości taką, jaka jest.
Zdecydowałam się spróbować wybaczyć Piotrowi. Nie dla niego – dla siebie i dla naszych dzieci. Ale rana została i czasem boli do dziś.
Czasami patrzę na Piotra i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy miłość jest silniejsza od bólu? A może są rzeczy, których nigdy nie da się zapomnieć?