Między dwiema kobietami: Opowieść o niedopowiedzeniach i rodzinnych ranach
– Magda, mogłabyś mi pomóc przy obiedzie? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał łagodnie, choć w środku już czułam narastające napięcie.
Siedziała przy stole obok mojego syna, Pawła, śmiejąc się z jakiegoś żartu, którego nie dosłyszałam. Przez chwilę udawała, że mnie nie słyszy. Paweł spojrzał na nią z uśmiechem, a potem na mnie – jego spojrzenie było krótkie, jakby chciał powiedzieć: „Mamo, daj spokój”.
W kuchni czułam się jak intruz we własnym domu. Zawsze wyobrażałam sobie, że kiedy mój syn założy rodzinę, będziemy razem gotować, rozmawiać, dzielić się przepisami i wspomnieniami. Tymczasem Magda wydawała się być zupełnie poza tym światem.
– Magda! – powtórzyłam głośniej. – Ziemniaki już się gotują, trzeba tylko pokroić ogórki do sałatki.
W końcu podniosła wzrok. – Zaraz przyjdę – rzuciła, ale nie ruszyła się z miejsca. Paweł nachylił się do niej i coś szepnął. Zachichotali razem.
Zacisnęłam dłonie na blacie. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam kroić ogórki sama. Każdy ruch noża był jak cichy protest przeciwko tej obojętności. Czy naprawdę tak trudno jest po prostu wstać i pomóc? Czy to ja jestem zbyt wymagająca?
Kiedy w końcu weszli do kuchni – razem, trzymając się za ręce – obiad był już prawie gotowy. Magda spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
– Przepraszam, zamyśliliśmy się – powiedziała.
– Nic nie szkodzi – odpowiedziałam chłodno, choć w środku aż kipiałam.
Podczas obiadu rozmowa toczyła się głównie między nimi. O pracy Magdy w agencji reklamowej, o planach Pawła na nowy projekt w firmie IT. Ja próbowałam wtrącić coś o nowym przepisie na szarlotkę, ale nikt nie podjął tematu. Czułam się przezroczysta.
Po południu poszli nad jezioro. Zostałam sama w kuchni z górą naczyń. Przez okno widziałam ich sylwetki na pomoście – śmiali się, trzymali za ręce, wyglądali na szczęśliwych. I nagle poczułam coś, czego nie chciałam czuć: zazdrość. Nie o synową jako kobietę, ale o to, że Paweł już nie potrzebuje mnie tak jak kiedyś.
Wieczorem usiedliśmy przy ognisku. Paweł grał na gitarze, Magda śpiewała cicho pod nosem. Próbowałam dołączyć do rozmowy:
– Pamiętacie, jak Paweł miał pięć lat i pierwszy raz złowił rybę? – zapytałam z uśmiechem.
Magda spojrzała na mnie z lekkim politowaniem.
– Nie jestem pewna, czy to interesuje wszystkich – rzuciła.
Poczułam ukłucie w sercu. Paweł nawet nie spojrzał w moją stronę.
Nocą długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: Może jestem staroświecka? Może powinnam dać im więcej przestrzeni? Ale przecież to mój dom, moje życie… Czy naprawdę tak trudno jest okazać trochę szacunku?
Następnego dnia rano Magda zaproponowała, że zrobi śniadanie. Ucieszyłam się – może jednak coś do niej dotarło? Ale kiedy weszłam do kuchni, zobaczyłam bałagan: rozlane mleko, skorupki jajek na blacie, brudne talerze wszędzie.
– Przepraszam, nie jestem taką perfekcjonistką jak pani – powiedziała z uśmiechem.
Znowu to „pani”. Ile razy prosiłam ją: „Mów mi mamo”? Ale ona zawsze trzymała dystans.
Po śniadaniu Paweł zaproponował spacer do lasu. Zgodziłam się – chciałam spędzić z nim trochę czasu sam na sam.
– Magda, zostaniesz? – zapytałam.
– Chyba pójdę poczytać nad jezioro – odpowiedziała bez wahania.
W lesie próbowałam porozmawiać z Pawłem:
– Synu… Czy coś jest nie tak między mną a Magdą?
Westchnął ciężko.
– Mamo, ona po prostu jest inna. Nie lubi takich rodzinnych klimatów jak ty. Daj jej czas.
– Ale ja się staram… Naprawdę się staram.
– Wiem – odpowiedział cicho. – Ale czasem mam wrażenie, że próbujesz ją zmienić na siłę.
Zatrzymałam się na ścieżce. Łzy napłynęły mi do oczu.
– Chcę tylko być częścią waszego życia…
Paweł objął mnie ramieniem.
– Jesteś. Tylko musisz pozwolić nam być sobą.
Wieczorem Magda przyszła do mnie sama. Usiadła naprzeciwko przy stole.
– Wiem, że pani chce dobrze – zaczęła powoli. – Ale ja mam inną rodzinę niż pani. U nas nikt nie gotował razem ani nie rozmawiał przy stole. Muszę się tego nauczyć… Ale proszę mi dać czas.
Spojrzałam na nią uważnie. Po raz pierwszy zobaczyłam w jej oczach nie obojętność, ale lęk i niepewność.
– Dobrze… Magdo – powiedziałam miękko. – Może zaczniemy od czegoś prostego? Może razem upieczemy szarlotkę?
Uśmiechnęła się niepewnie.
– Chętnie spróbuję.
Ten weekend nad jeziorem nie był taki, jak sobie wymarzyłam. Był pełen niedopowiedzeń, żalu i cichych pretensji. Ale może właśnie od takich trudnych rozmów zaczyna się prawdziwa bliskość?
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę tak trudno jest się porozumieć? Czy wystarczy po prostu spróbować zobaczyć świat oczami drugiej osoby? Co wy o tym myślicie?