Gdy teściowa wyrzuciła mnie z domu – Opowieść o zaufaniu, rodzinie i stracie
– Nie będziesz mi tu więcej rozkazywać! – krzyknęła teściowa, trzaskając drzwiami kuchni. Stałam przy zlewie, z rękami w pianie, a serce waliło mi jak młotem. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko kolejna z jej humoresek, ale jej twarz była czerwona, a oczy błyszczały gniewem.
– Pani Zofio, ja tylko chciałam… – zaczęłam nieśmiało, ale przerwała mi gestem.
– Dość! Od dziś to nie jest już twój dom. Pakuj się i wynoś! – wycedziła przez zęby.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Przecież to dom mojego męża, Krzysztofa! Nasz dom… A jednak stałam tam jak sparaliżowana, czując jak łzy napływają mi do oczu. Za oknem lał deszcz, a ja czułam się jak dziecko, które ktoś wyrzucił na bruk.
Krzysztof był w delegacji w Warszawie. Miał wrócić dopiero za trzy dni. Nie miałam dokąd pójść – moi rodzice mieszkali pod Lublinem, a ja od lat nie utrzymywałam z nimi kontaktu. To właśnie Krzysztof i jego rodzina mieli być moją nową rodziną. Tak bardzo się starałam… Gotowałam obiady, sprzątałam, nawet znosiłam kąśliwe uwagi teściowej o „dzisiejszych dziewczynach” i „braku wychowania”.
Zebrałam się w sobie i poszłam do pokoju. Spakowałam kilka rzeczy do torby – telefon, ładowarkę, kosmetyczkę, dwie pary spodni i sweter. Słyszałam za drzwiami ciężkie kroki teściowej.
– I nie waż się dzwonić do Krzysztofa! – rzuciła przez ramię. – On ma ważniejsze sprawy na głowie niż twoje fochy.
Zeszłam po schodach na dół. W korytarzu czekała już na mnie z kluczami w ręku.
– Oddaj klucz – powiedziała chłodno.
Drżącą ręką wyciągnęłam klucz z breloczka i podałam jej. Wyszłam na zewnątrz. Deszcz lał jak z cebra. Stałam przez chwilę pod daszkiem, próbując zebrać myśli. Gdzie mam iść? Do kogo zadzwonić?
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Magdy – mojej przyjaciółki jeszcze ze studiów. Odebrała po kilku sygnałach.
– Ola? Co się stało? – zapytała od razu, słysząc mój płacz.
– Magda… Teściowa mnie wyrzuciła z domu… Nie wiem, co robić… – wyszeptałam.
– Przyjeżdżaj do mnie! Zaraz ci podam adres. Nic się nie martw, jesteś u mnie mile widziana – powiedziała bez wahania.
Wsiadłam do autobusu, cała przemoczona i roztrzęsiona. W głowie miałam mętlik: co zrobię, gdy Krzysztof wróci? Czy stanie po mojej stronie? Czy może uzna, że to ja jestem winna?
Magda przyjęła mnie jak siostrę. Dała mi suchy ręcznik i gorącą herbatę. Siedziałyśmy razem do późna w nocy.
– Ola, musisz z nim porozmawiać – powiedziała cicho. – To nie może tak wyglądać. Jesteście małżeństwem.
Ale ja bałam się tej rozmowy. Bałam się usłyszeć, że Krzysztof wybierze matkę zamiast mnie.
Przez kolejne dwa dni żyłam jak w zawieszeniu. Magda chodziła do pracy, a ja siedziałam na kanapie i patrzyłam w okno. W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Krzysztofa.
– Ola? Co się dzieje? Mama mówiła, że wyjechałaś do koleżanki… – jego głos był zmęczony.
– Krzysztofie… Ona mnie wyrzuciła z domu – powiedziałam drżącym głosem.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Jak to wyrzuciła? Co się stało?
Opowiedziałam mu wszystko: o kłótni, o kluczu, o deszczu i o tym, jak bardzo czuję się samotna.
– Przyjadę jutro rano – powiedział tylko.
Nie spałam tej nocy prawie wcale. Rano Krzysztof zadzwonił:
– Jestem pod blokiem Magdy. Zejdź na dół.
Wyszedł z samochodu i przytulił mnie mocno.
– Przepraszam cię za wszystko… Nie wiedziałem… Mama nie mówiła mi prawdy – szeptał mi do ucha.
Pojechaliśmy razem do jego domu rodzinnego. Teściowa siedziała w salonie z filiżanką kawy.
– Mamo, musimy porozmawiać – zaczął Krzysztof stanowczo.
– O czym tu rozmawiać? To twój dom, ale ja tu też mieszkam! – odpowiedziała zimno.
– Olu nigdzie nie wyrzucisz. To moja żona! – powiedział zdecydowanie Krzysztof.
Teściowa spojrzała na mnie z pogardą.
– Zawsze wiedziałam, że ona cię odciągnie ode mnie… – syknęła.
Wtedy pękło we mnie coś na dobre.
– Pani Zofio, ja naprawdę chciałam być częścią tej rodziny… Ale nie pozwolę już więcej siebie poniżać – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Krzysztof objął mnie ramieniem.
– Mamo, jeśli nie możesz zaakceptować Oli, będziemy musieli się wyprowadzić – powiedział spokojnie.
Teściowa milczała przez dłuższą chwilę. W końcu wyszliśmy z salonu i zaczęliśmy pakować nasze rzeczy. Krzysztof wynajął nam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Było skromnie, ale po raz pierwszy od dawna poczułam się bezpieczna.
Przez kolejne tygodnie odbudowywaliśmy nasze małżeństwo kawałek po kawałku. Krzysztof przeprosił mnie wiele razy za swoją matkę i obiecał, że już nigdy nie pozwoli nikomu mnie skrzywdzić. Ja nauczyłam się stawiać granice i mówić głośno o swoich uczuciach.
Czasem jeszcze budzę się w nocy z lękiem, że znów ktoś odbierze mi dom. Ale wiem już jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi czy wspólny adres. Rodzina to ci, którzy stoją po twojej stronie nawet wtedy, gdy cały świat jest przeciwko tobie.
Czy można naprawdę zaufać komuś po takiej zdradzie? Czy rodzina to coś, co wybieramy sami – czy coś narzuconego przez innych? Co wy o tym myślicie?