Kiedy Miłość Gaśnie: Historia Marty, Ani i Kingi

– Nie rozumiesz mnie, Paweł! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Od miesięcy próbuję ci coś powiedzieć, a ty… ty nawet nie patrzysz mi w oczy!

Paweł stał w kuchni, oparty o blat, z kubkiem kawy w dłoni. Jego twarz była zamknięta, jakby już dawno przestał mnie słuchać. W tle cicho brzęczała lodówka, a za oknem padał deszcz. To był kolejny szary poranek w naszym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Kiedyś kochałam te poranki – teraz były tylko kolejnym powodem do smutku.

Mam na imię Marta. Mam trzydzieści sześć lat i od dziesięciu lat jestem żoną Pawła. Kiedyś wydawało mi się, że jesteśmy idealną parą – on spokojny, ja pełna energii. Ale od kilku lat coś się zmieniło. Najpierw były drobne nieporozumienia, potem coraz częstsze kłótnie o bzdury: kto wyniesie śmieci, kto odbierze Zosię z przedszkola, kto zapomni kupić mleko. W końcu przestaliśmy ze sobą rozmawiać o czymkolwiek ważnym.

– Marta, nie zaczynaj znowu – westchnął Paweł, nawet na mnie nie patrząc.

– Właśnie o to chodzi! – wybuchłam. – Ty nigdy nie chcesz rozmawiać! Nawet nie próbujesz mnie zrozumieć!

Wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z moim żalem i poczuciem winy. Przez chwilę stałam nieruchomo, słuchając ciszy. Potem usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni.

W pracy byłam zupełnie kimś innym. Tam byłam Martą – specjalistką od HR-u, która potrafi rozwiązać każdy konflikt i zawsze ma czas na rozmowę z koleżankami. Ale w domu… w domu byłam tylko cieniem samej siebie.

Zadzwoniłam do Ani. Zawsze mogłam na nią liczyć.

– Cześć, Anka… Masz chwilę?

– Jasne, co się stało? – jej głos był ciepły i troskliwy.

– Znowu się pokłóciliśmy z Pawłem. Ja już nie wiem… chyba przestaję go kochać.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Wiesz… ja chyba też to przeżywam – powiedziała w końcu Ania. – Z Tomkiem jest coraz gorzej. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz się przytuliliśmy.

Ania była moją przyjaciółką od liceum. Zawsze wydawała się taka szczęśliwa ze swoim Tomkiem – mieli dwójkę dzieci, dom pod Warszawą, psa i ogródek warzywny. Ale od jakiegoś czasu coraz częściej słyszałam w jej głosie smutek.

– Myślisz czasem o odejściu? – zapytałam cicho.

– Każdego dnia – odpowiedziała bez wahania. – Ale potem patrzę na dzieci i… nie potrafię.

Rozłączyłyśmy się po godzinie rozmowy o wszystkim i o niczym. Czułam się trochę lepiej – wiedziałam, że nie jestem sama.

Wieczorem usiadłam na kanapie z laptopem na kolanach. Przeglądałam stare zdjęcia: ślubne, z wakacji nad Bałtykiem, z pierwszych urodzin Zosi. Na każdym z nich byliśmy szczęśliwi. Co się stało z tamtymi ludźmi?

Wtedy napisała do mnie Kinga.

– Marta, musimy pogadać. Jestem w totalnej rozsypce.

Kinga była naszą wspólną znajomą z pracy. Zawsze uśmiechnięta, zawsze gotowa do pomocy. Ale ostatnio coraz częściej znikała na długie przerwy i wracała z czerwonymi oczami.

Spotkałyśmy się następnego dnia w kawiarni na Powiślu. Kinga wyglądała na zmęczoną i przygaszoną.

– Co się dzieje? – zapytałam delikatnie.

– Michał mnie zdradził – powiedziała bez ogródek. – Dowiedziałam się przypadkiem. Przez pół roku miał romans z koleżanką z pracy.

Zatkało mnie.

– I co teraz?

– Nie wiem… Chyba już go nie kocham. Ale boję się zostać sama.

Siedziałyśmy długo w milczeniu, każda pogrążona w swoich myślach. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że to wszystko jest bardziej powszechne niż myślałam. Że kobiety wokół mnie przeżywają podobne dramaty – tylko rzadko o nich mówią głośno.

Przez kolejne tygodnie zaczęłam obserwować siebie i swoje przyjaciółki. Zauważyłam trzy rzeczy, które łączyły nas wszystkie:

Po pierwsze: obojętność. Kiedyś każda kłótnia bolała jak rana cięta nożem – teraz była tylko kolejnym elementem dnia codziennego. Przestawałyśmy walczyć o bliskość, bo już nie wierzyłyśmy, że to ma sens.

Po drugie: unikanie kontaktu fizycznego. Przytulenie? Pocałunek? Seks? Wszystko stawało się obowiązkiem albo czymś zupełnie zbędnym. Ciało drugiej osoby zaczynało przeszkadzać zamiast dawać ukojenie.

Po trzecie: życie obok siebie. Każda z nas miała swoje sprawy, swoje pasje, swoje tajemnice. Przestawałyśmy dzielić się tym, co naprawdę ważne – bo wiedziałyśmy, że nie znajdziemy zrozumienia.

Pewnego wieczoru Paweł wrócił późno z pracy. Siedziałam przy stole z kubkiem herbaty i patrzyłam przez okno na mokre ulice miasta.

– Marta… możemy pogadać? – zapytał cicho.

Spojrzałam na niego uważnie po raz pierwszy od dawna.

– O czym?

– O nas… O tym wszystkim. Wiem, że coś jest nie tak.

Zaskoczył mnie tym wyznaniem. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć mu wszystko: żal, rozczarowanie, samotność. Ale zabrakło mi sił.

– Nie wiem, czy jeszcze potrafię cię kochać – powiedziałam szczerze.

Paweł spuścił głowę.

– Ja też nie wiem…

Siedzieliśmy tak długo w ciszy. Potem poszedł spać do drugiego pokoju.

Następnego dnia zadzwoniła Ania:

– Tomek wyprowadził się na kilka dni do matki. Powiedziałam mu wszystko…

– I co teraz?

– Nie wiem… Może to koniec?

Kinga napisała mi SMS-a:

„Zdecydowałam się odejść od Michała. Boję się jak cholera.”

Patrzyłam na te wiadomości i czułam narastający lęk przed przyszłością. Czy dam radę być sama? Czy potrafię jeszcze zaufać komukolwiek?

Kilka tygodni później Paweł spakował walizkę i wyprowadził się do kolegi. Zosia płakała przez całą noc; ja trzymałam ją za rękę i powtarzałam jej, że wszystko będzie dobrze – choć sama w to nie wierzyłam.

Ania zaczęła terapię dla par razem z Tomkiem; próbują odbudować to, co zostało z ich małżeństwa. Kinga wynajęła małe mieszkanie na Ursynowie i powoli uczy się żyć na nowo.

A ja? Każdego dnia budzę się z pytaniem: czy zrobiłam dobrze? Czy można jeszcze pokochać kogoś po tym wszystkim? Czy samotność jest lepsza od życia w pustym związku?

Może wy też znacie ten ból? Może ktoś z was znalazł odpowiedź na pytanie: jak rozpoznać moment, kiedy miłość naprawdę gaśnie?