Po prostu pragnęłam szczęścia – historia Aliny z warszawskiego blokowiska
Po prostu pragnęłam szczęścia. Po prostu chciałam być szczęśliwa. Alina odsunęła kołdrę, odwróciła poduszkę na suchą stronę i znów się położyła. Zrobiło się odrobinę chłodniej, ale sen nie nadchodził. Za oknem szumiały opony rzadkich samochodów. A najbardziej przeszkadzały myśli. „Dokąd śpieszy ten spóźniony kierowca? Do domu? A może ucieka przed kimś w ciemność? Kto czeka na tego pośpiesznego wędrowca?”
W tej chwili usłyszałam cichy trzask drzwi w kuchni. Mama znów nie mogła spać. Ostatnio coraz częściej budziła się w środku nocy, chodziła po mieszkaniu, robiła herbatę i wzdychała ciężko, jakby cały świat spoczywał na jej barkach. Zawsze wtedy czułam się winna. Może dlatego, że od miesięcy nie potrafiłyśmy ze sobą rozmawiać. Każda próba kończyła się kłótnią lub milczeniem.
„Alina, kiedy ty w końcu znajdziesz sobie porządną pracę?” – słyszałam jej głos w głowie. „Ile można siedzieć na tych umowach śmieciowych? Przecież masz wykształcenie!”
A ja miałam dość tłumaczenia, że świat się zmienił, że nie wszystko zależy ode mnie, że nie chcę być księgową jak ona. Chciałam czegoś więcej. Chciałam być szczęśliwa, a nie tylko przeżyć od pierwszego do pierwszego.
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Warszawa nocą była inna niż za dnia – cicha, trochę smutna, trochę tajemnicza. W oddali widziałam światła bloków, w których pewnie ktoś właśnie płakał, ktoś inny się śmiał, a jeszcze ktoś nie mógł zasnąć z powodu myśli podobnych do moich.
Nagle usłyszałam cichy płacz. Mama siedziała przy stole w kuchni, skulona nad kubkiem herbaty. Przez chwilę stałam w drzwiach, nie wiedząc, co zrobić. W końcu weszłam i usiadłam naprzeciwko niej.
– Nie śpisz? – zapytała cicho, nawet na mnie nie patrząc.
– Nie mogę – odpowiedziałam równie szeptem.
Milczałyśmy przez chwilę. W powietrzu wisiało napięcie, którego żadna z nas nie potrafiła rozładować.
– Alina… – zaczęła mama, ale urwała i tylko pokręciła głową.
– Co się stało? – zapytałam, choć bałam się odpowiedzi.
– Twój ojciec… – westchnęła ciężko. – Znowu nie wrócił na noc.
Poczułam znajome ukłucie żalu i złości. Tata coraz częściej znikał z domu, tłumacząc się pracą albo spotkaniami ze znajomymi. Wiedziałam jednak, że to tylko wymówki. Odkąd stracił pracę w fabryce, wszystko się zmieniło. Stał się obcy, zamknięty w sobie, a między nim a mamą narastała przepaść.
– Może powinniście… – zaczęłam ostrożnie, ale mama przerwała mi gestem ręki.
– Nie mów nic. Wiem, co chcesz powiedzieć. Ale ja… ja już nie mam siły walczyć.
Patrzyłam na nią i widziałam kobietę zmęczoną życiem, która kiedyś była moją bohaterką. Teraz była cieniem samej siebie.
– Mamo…
– Daj mi spokój, Alina. Idź spać.
Wyszłam z kuchni z ciężkim sercem. Położyłam się z powrotem do łóżka i znów zaczęłam myśleć o swoim życiu. O pracy w kawiarni na Mokotowie, gdzie codziennie obsługiwałam ludzi z lepszymi ubraniami i lepszymi perspektywami. O swoim chłopaku, Piotrku, który coraz częściej mówił o wyjeździe za granicę i zostawieniu wszystkiego za sobą.
„Może powinnam pojechać z nim?” – pomyślałam. „Może tam znajdę to szczęście, którego tu tak bardzo mi brakuje?”
Ale zaraz przypomniałam sobie mamę i tatę. Czy mogłabym ich tak po prostu zostawić? Czy miałabym prawo szukać własnego szczęścia kosztem ich cierpienia?
Następnego dnia Piotrek czekał na mnie pod kawiarnią.
– Musimy pogadać – powiedział bez zbędnych słów.
– Co się stało?
– Dostałem pracę w Berlinie. Wyjeżdżam za dwa tygodnie.
Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg.
– Chcesz żebym pojechała z tobą?
– Chcę… Ale wiem, że masz tu rodzinę. Nie chcę cię zmuszać.
Patrzyłam na niego długo. W jego oczach widziałam nadzieję i strach jednocześnie.
– Nie wiem… Muszę pomyśleć.
Wieczorem wróciłam do domu i zobaczyłam tatę siedzącego w salonie przed wyłączonym telewizorem. Wyglądał na starszego niż kiedykolwiek wcześniej.
– Cześć tato – powiedziałam cicho.
– Cześć Alinka – odpowiedział bez entuzjazmu.
Usiadłam obok niego i przez chwilę milczeliśmy razem.
– Tato… dlaczego już nas nie kochasz?
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Co ty mówisz? Oczywiście, że was kocham… Tylko… czasem nie wiem już jak to okazać.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Ja też nie wiem jak być szczęśliwa – wyszeptałam.
Tata objął mnie niezgrabnie ramieniem i przez chwilę poczułam się jak mała dziewczynka sprzed lat.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o Piotrku, o rodzicach, o sobie samej. Czy szczęście to coś, co można znaleźć gdzieś indziej? Czy może trzeba je budować tu i teraz, nawet jeśli wszystko wokół wydaje się rozpadać?
Rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam w swoich oczach zmęczenie i determinację jednocześnie. Może jeszcze nie wiem jak być szczęśliwa… Ale wiem jedno: nie przestanę szukać swojej drogi.
Czy naprawdę musimy wybierać między własnym szczęściem a lojalnością wobec bliskich? A może prawdziwe szczęście rodzi się właśnie wtedy, gdy próbujemy pogodzić jedno z drugim?