Przyjdź, kiedy będziesz mógł – historia zdrady, tęsknoty i wyboru

Dziennik, 12 maja 2023. Dzwonił telefon. Serce waliło mi jak młotem, gdy usłyszałem jego głos. Gdyby nie szum telewizora, pewnie obudziłbym żonę. — Cześć, Kasia? — rozległo się w słuchawce. — Tęskniłem. Nie mogłem dłużej czekać. Myślę o tobie non stop. Spotkajmy się.

Wyszedłem z sypialni, przyciskając dzwoniące skronie do zimnej ściany w przedpokoju. Nogi miałem jak z waty. W głowie szumiało mi od emocji i poczucia winy. Przez chwilę nie mogłem wydusić z siebie słowa. — Michał… — wyszeptałam, choć wiedziałam, że to imię nie powinno paść w tym domu.

— Kasia, proszę cię, przyjdź, kiedy będziesz mogła. Nie wytrzymam dłużej tej ciszy między nami — jego głos był cichy, drżący, pełen tęsknoty i desperacji.

Zamknęłam oczy. Przed oczami stanęła mi twarz mojego męża, Piotra, śpiącego spokojnie w naszej sypialni. Od lat byliśmy razem, dzieliliśmy codzienność: kredyt na mieszkanie na Ursynowie, poranne kłótnie o łazienkę, zakupy w Biedronce i wieczorne oglądanie seriali. Ale od miesięcy czułam się jak duch we własnym życiu. Piotr był dobrym człowiekiem, ale między nami coś się wypaliło. Rozmawialiśmy głównie o rachunkach i obowiązkach. Dotykaliśmy się tylko przypadkiem.

Michała poznałam pół roku temu na szkoleniu firmowym w Krakowie. Był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam: uważny, czuły, potrafił słuchać i patrzeć w oczy tak, że czułam się widziana naprawdę. Po powrocie do Warszawy wymienialiśmy wiadomości, potem spotkaliśmy się na kawie. To miało być niewinne — rozmowa o pracy, o życiu. Ale coś we mnie pękło. Zaczęłam żyć podwójnym życiem: żona Piotra i ta druga Kasia, która śmieje się z Michałem w kawiarni na Powiślu.

Telefon Michała był jak wyrok. Wiedziałam, że nie mogę już dłużej udawać przed sobą i przed światem. — Michał, nie wiem… Nie mogę tak po prostu wyjść z domu w środku nocy — powiedziałam drżącym głosem.

— Wiem, Kasiu. Ale proszę cię… Przyjdź, kiedy będziesz mogła. Potrzebuję cię — odpowiedział i rozłączył się.

Stałam w ciemnym przedpokoju jeszcze długo po tej rozmowie. W głowie miałam mętlik: poczucie winy wobec Piotra mieszało się z pragnieniem bliskości Michała. Czy to już zdrada? Czy można kochać dwóch ludzi naraz? Czy jestem potworem?

Następnego dnia Piotr zauważył moją nieobecność duchem przy śniadaniu.

— Wszystko w porządku? — zapytał z troską.

— Tak… po prostu źle spałam — skłamałam.

— Może powinniśmy gdzieś wyjechać na weekend? Odpocząć od wszystkiego? — zaproponował niepewnie.

Poczułam ukłucie w sercu. On naprawdę się starał. Ale ja już byłam gdzie indziej myślami i sercem.

W pracy nie mogłam się skupić. Michał napisał: „Czekam na ciebie dziś wieczorem. Jeśli nie możesz przyjść, zrozumiem. Ale muszę wiedzieć.”

Siedziałam przy biurku i patrzyłam na ekran komputera, a łzy same napływały mi do oczu. Wyszłam wcześniej z pracy pod pretekstem bólu głowy. Wsiadłam do metra i pojechałam na Mokotów, do mieszkania Michała.

Otworzył mi drzwi bez słowa. Przytulił mnie mocno, jakby chciał zatrzymać czas.

— Kasiu… — wyszeptał w moje włosy.

— Nie wiem, co robić — powiedziałam przez łzy. — Kocham Piotra… ale z tobą czuję się żywa.

— Nie każę ci wybierać teraz. Chcę tylko być przy tobie — odpowiedział spokojnie.

Spędziliśmy razem kilka godzin — rozmawiając, płacząc, milcząc. Czułam się rozdarta na pół.

Wróciłam do domu późno wieczorem. Piotr siedział przy stole z kubkiem herbaty.

— Gdzie byłaś? Martwiłem się — powiedział cicho.

Zamarłam. Przez chwilę chciałam skłamać, ale spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich zmęczenie i smutek.

— Musimy porozmawiać — powiedziałam drżącym głosem.

Rozmowa była najtrudniejsza w moim życiu. Piotr płakał pierwszy raz odkąd go znam.

— Czy to przez kogoś innego? — zapytał szeptem.

Nie odpowiedziałam od razu. W końcu skinęłam głową.

— Dlaczego? Co zrobiłem źle? — pytał rozpaczliwie.

— To nie twoja wina… Po prostu coś we mnie umarło przez te lata. Próbowałam to naprawić, ale nie umiem już udawać — tłumaczyłam przez łzy.

Piotr długo milczał. Potem wyszedł z domu bez słowa.

Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Przez całą noc siedziałam na podłodze w kuchni i płakałam.

Następne dni były jak koszmar na jawie: rozmowy z Piotrem o rozwodzie, płacz mojej mamy przez telefon („Kasiu, co ty wyprawiasz?!”), plotki sąsiadek („Podobno Kasia zostawiła Piotra dla jakiegoś młodszego…”). Michał był przy mnie, ale nawet jego obecność nie koiła bólu rozstania z dawnym życiem.

Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy warto było wszystko niszczyć dla chwili szczęścia? Czy można zacząć od nowa bez poczucia winy? Może każdy z nas nosi w sobie tęsknotę za czymś utraconym i czasem musi wybrać między lojalnością a własnym sercem?