Babka, wybacz, że o Tobie zapomniałam. Historia o winie, rodzinnych ranach i próbie ocalenia tego, co zostało.
— Iwona, twoja babcia od trzech dni nie jadła — usłyszałam za plecami, kiedy pakowałam zakupy do torby pod osiedlowym sklepem. Zamarłam. Głos pani Haliny, sąsiadki z klatki obok, był cichy, ale stanowczy. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć.
— Jak to nie jadła? — wydukałam, próbując ukryć drżenie głosu.
— No tak. Mówiła, że czekała na ciebie albo twoją mamę. Ale nikt nie przyszedł — odpowiedziała pani Halina, patrząc na mnie z troską i lekkim wyrzutem.
Wróciłam do domu z bijącym sercem. W głowie tłukły mi się myśli: „Jak mogłam o niej zapomnieć? Przecież to moja babcia! Ta sama, która piekła dla mnie szarlotkę i tuliła, gdy byłam mała.”
Weszłam do mieszkania i od razu usłyszałam głos mamy:
— Iwona, gdzie byłaś tak długo? Znowu się spóźniłaś! Wszystko muszę robić sama!
— Mamo, czy byłaś ostatnio u babci? — zapytałam ostrożnie.
Mama spojrzała na mnie z irytacją:
— Nie miałam czasu! Praca, dom, twój brat… A ty? Też nie byłaś!
Poczułam narastającą złość i wstyd. Ostatnio wszystko było na mojej głowie: praca w biurze rachunkowym, wieczne nadgodziny, opieka nad młodszym bratem Bartkiem, który po rozwodzie rodziców zamknął się w sobie i przestał wychodzić z pokoju. Babcia była gdzieś na końcu tej listy obowiązków — a przecież powinna być na początku.
Nie czekając na odpowiedź mamy, chwyciłam klucze i wybiegłam z domu. Babcia mieszkała dwie ulice dalej. Po drodze przypominałam sobie jej ciepłe dłonie i zapach świeżo upieczonego chleba. Kiedy byłam dzieckiem, to ona była moim całym światem. Teraz…
Zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi powoli, jakby bała się, że to ktoś obcy.
— Iwonko? — jej głos był słaby, a oczy pełne łez.
— Babciu… przepraszam — wyszeptałam i rzuciłam się jej na szyję.
W kuchni panował chłód. Na stole stał pusty talerz i kubek po herbacie. W lodówce znalazłam tylko masło i kawałek sera. Zrobiłam jej kanapki i patrzyłam, jak je powoli, z trudem przełykając każdy kęs.
— Dlaczego nic nie powiedziałaś? — spytałam cicho.
— Nie chciałam przeszkadzać… Wiem, że masz dużo na głowie — odpowiedziała ze smutnym uśmiechem.
Łzy napłynęły mi do oczu. Przypomniałam sobie wszystkie te razy, kiedy nie odbierałam od niej telefonu albo mówiłam „babciu, później”.
Po powrocie do domu wybuchła awantura. Mama zarzucała mi brak odpowiedzialności, ja jej — obojętność. Bartek zamknął się w swoim pokoju jeszcze bardziej niż zwykle. Ojciec dzwonił tylko raz w tygodniu z nową partnerką w tle.
Kolejne dni były pełne napięcia. Mama twierdziła, że to ja powinnam zajmować się babcią, bo jestem „młodsza i mam więcej siły”. Ja czułam się przytłoczona — praca zaczęła cierpieć, szefowa groziła mi zwolnieniem za spóźnienia i rozkojarzenie.
Pewnego wieczoru usiadłyśmy z mamą przy kuchennym stole. Milczenie ciążyło między nami jak kamień.
— Mamo… My ją przecież kochamy. Dlaczego tak trudno nam to okazać? — zapytałam drżącym głosem.
Mama spuściła wzrok.
— Boję się… Boję się starości. Boję się tego, że kiedyś to ja będę sama…
Pierwszy raz zobaczyłam w niej nie tylko matkę, ale też zagubioną kobietę.
Zaczęłyśmy razem odwiedzać babcię. Czasem zabierałyśmy ją na spacer do parku albo piekłyśmy razem ciasto. Bartek powoli zaczął wychodzić z pokoju i siadać z nami przy stole. Babcia rozkwitła — znów opowiadała historie z młodości i śmiała się swoim charakterystycznym śmiechem.
Ale nie wszystko było idealnie. Często kłóciłyśmy się z mamą o drobiazgi: kto ma zrobić zakupy dla babci, kto ją zawiezie do lekarza. Zdarzało się, że wracały stare żale — mama wypominała mi moje błędy z liceum, ja jej brak wsparcia po rozwodzie rodziców.
Pewnego dnia babcia upadła w łazience i złamała biodro. Spędziłyśmy z mamą całą noc w szpitalu na zmianę płacząc i milcząc. Lekarze mówili jasno: babcia wymaga stałej opieki.
Musiałam podjąć decyzję: albo rezygnuję z pracy i zajmuję się babcią na pełen etat, albo oddajemy ją do domu opieki. Mama była za drugim rozwiązaniem — tłumaczyła to zmęczeniem i brakiem sił.
Nie spałam całą noc. Przeglądałam oferty domów opieki w internecie i płakałam nad zdjęciami uśmiechniętych staruszków w katalogach reklamowych. Wiedziałam jednak, że dla babci to byłby koniec wszystkiego, co kocha.
Rano podjęłam decyzję: biorę urlop bezpłatny w pracy i zostaję z babcią w domu. Mama była wściekła:
— Zrujnujesz sobie życie przez sentymenty! — krzyczała.
Ale ja wiedziałam swoje.
Opieka nad babcią była trudniejsza niż myślałam: nocne pobudki, zmiana opatrunków, karmienie… Czasem miałam ochotę uciec i nigdy nie wracać. Ale były też chwile piękne: kiedy babcia ściskała moją dłoń i szeptała „dziękuję”, kiedy Bartek przynosił jej rysunki albo mama przynosiła ulubione ciastka.
Z czasem nauczyłyśmy się dzielić obowiązki i rozmawiać bez krzyku. Babcia powoli wracała do zdrowia, a nasza rodzina — choć nadal pełna ran — zaczęła się goić.
Dziś wiem jedno: łatwo jest zapomnieć o tych, którzy byli dla nas wszystkim. Trudniej jest znaleźć w sobie siłę, by naprawić to, co się zepsuło.
Czy naprawdę musimy czekać na tragedię, żeby przypomnieć sobie o tych, których kochamy? Czy potrafimy wybaczyć sobie własne błędy zanim będzie za późno?