Bal, którego nigdy nie było – historia o spełnionym marzeniu prababci
– Nie rozumiesz mnie, mamo! – krzyknąłem, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Właśnie dowiedziałem się, że nie mogę iść na bal z Martyną, bo jej rodzice nie chcą, żebym był jej partnerem. „Za dużo problemów, za mało ambicji” – usłyszałem od nich przez zamknięte drzwi. Czułem się upokorzony i wściekły. Siedziałem na łóżku, zaciskając pięści, a łzy napływały mi do oczu.
Wtedy usłyszałem ciche pukanie. Drzwi uchyliły się i zobaczyłem moją prababcię Zofię. Miała 84 lata, ale w jej oczach wciąż tlił się młodzieńczy błysk. Usiadła obok mnie bez słowa, położyła dłoń na moim ramieniu. Przez chwilę milczeliśmy.
– Wiesz, Dawidzie – zaczęła cicho – ja też nigdy nie byłam na swoim balu maturalnym.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Prababcia zawsze była dla mnie kimś silnym, kimś, kto przeszedł przez życie z podniesioną głową. Nigdy nie mówiła o swoich marzeniach czy tęsknotach.
– Dlaczego? – zapytałem.
Westchnęła ciężko. – Był rok 1956. Mój ojciec stracił pracę w kopalni, mama zachorowała. Nie było pieniędzy nawet na nową sukienkę, a co dopiero na bilet na bal. Poza tym… wtedy dziewczyna sama nie mogła pójść na bal. Musiała mieć partnera. A ja… byłam za bardzo nieśmiała.
Poczułem, jak coś ściska mnie w gardle. Prababcia nigdy nie narzekała na swoje życie, a teraz zobaczyłem w jej oczach smutek i żal.
– Chciałabym choć raz zatańczyć walca w pięknej sukni – powiedziała cicho.
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Myślałem o tym, jak bardzo skupiamy się na własnych problemach, nie dostrzegając marzeń tych, którzy są obok nas. Następnego dnia podjąłem decyzję.
– Prababciu – powiedziałem podczas śniadania – pójdziesz ze mną na bal maturalny.
Mama zakrztusiła się kawą. – Co ty wygadujesz?!
– Mówię poważnie. Skoro Martyna nie może iść ze mną, to pójdę z kimś, kto naprawdę na to zasługuje.
Prababcia spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Dawidzie, ja mam 84 lata!
– I co z tego? To będzie nasz bal.
Przez chwilę w kuchni panowała cisza. W końcu mama wybuchła śmiechem.
– Ludzie będą gadać! – powiedziała.
– Niech gadają – odpowiedziałem stanowczo.
Przez kolejne dni cała rodzina żyła tylko tym tematem. Babcia była zachwycona pomysłem, dziadek kręcił głową z niedowierzaniem, a mama próbowała mnie przekonać, żebym „nie robił sobie wstydu”.
– Dawidzie, pomyśl o tym, co powiedzą twoi koledzy! – próbowała mnie przekonać.
– Już pomyślałem – odpowiedziałem. – Wolę być tym dziwnym niż jednym z wielu.
Prababcia początkowo się wzbraniała, ale widziałem w jej oczach rosnącą nadzieję. W końcu zgodziła się pod jednym warunkiem: „Nie chcę żadnej litości”.
Zacząłem przygotowania. Po lekcjach szukałem sukienki dla prababci. Pomogła mi pani Zosia z sąsiedztwa – kiedyś szyła suknie ślubne. Razem wybraliśmy delikatny błękitny materiał i koronki. Prababcia płakała ze wzruszenia, kiedy zobaczyła gotową kreację.
W dniu balu cała rodzina zebrała się w salonie. Mama robiła zdjęcia telefonem, babcia poprawiała fryzurę prababci, a ja nerwowo poprawiałem krawat.
– Wyglądasz jak prawdziwa księżniczka – powiedziałem prababci.
Uśmiechnęła się szeroko. – Dawidzie, jesteś szalony.
Pod szkołą czekały już samochody kolegów i koleżanek. Kiedy wysiadłem z prababcią pod rękę, wszyscy zamarli. Słyszałem szepty: „To jego prababcia?”, „Ale numer!”. Przez chwilę poczułem ukłucie wstydu, ale szybko minęło, gdy zobaczyłem dumę w oczach Zofii.
Bal rozpoczął się tradycyjnym polonezem. Poprosiłem nauczycielkę o zgodę na zatańczenie pierwszego tańca z prababcią. Dyrektorka szkoły była zachwycona pomysłem i ogłosiła wszystkim powód naszej obecności.
– Drodzy uczniowie! Dziś spełnia się marzenie sprzed ponad sześćdziesięciu lat!
Wszyscy bili brawo. Prababcia płakała ze wzruszenia.
Tańczyliśmy walca do starej piosenki Ireny Santor. Czułem się tak dumny jak nigdy wcześniej. Koledzy podchodzili do mnie i gratulowali odwagi. Nawet Martyna podeszła i powiedziała:
– To było piękne, Dawidzie. Przepraszam za wszystko.
Po północy wróciliśmy do domu zmęczeni i szczęśliwi. Prababcia długo nie mogła zasnąć.
– Dziękuję ci, Dawidzie – powiedziała cicho. – Dałeś mi coś więcej niż bal. Dałeś mi poczucie, że moje życie miało sens.
Dziś wiem jedno: czasem największe marzenia są tuż obok nas, ukryte w oczach tych, którzy już dawno przestali o nich mówić głośno. Czy warto przejmować się opinią innych? Czy odwaga do bycia innym nie jest największym darem dla siebie i bliskich?