Blizna po poprzednim życiu: Jak jedno zdanie zmieniło wszystko

— Wiecznie jesteś ze wszystkim niezadowolona! — wybuchnąłem, nie mogąc już dłużej tłumić w sobie tej narastającej frustracji. Stała naprzeciwko mnie, z założonymi rękami, z tą swoją wiecznie niezadowoloną miną. Pani Halina, moja teściowa. W jej oczach widziałem pogardę i coś jeszcze — jakby satysfakcję, że znowu udało jej się wyprowadzić mnie z równowagi. Moja żona, Marta, siedziała przy stole, milcząca, z opuszczoną głową. Czułem się osaczony we własnym domu.

— Jakub, nie podnoś głosu przy dziecku — powiedziała cicho Marta, ale nie spojrzała mi w oczy. Nasza córka, Zosia, bawiła się w kącie salonu klockami LEGO. Udawała, że nas nie słyszy, ale wiedziałem, że każde moje słowo wbija się w nią jak szpilka.

— Może gdyby ktoś tu wreszcie dorósł i zaczął się starać, nie musiałabym wszystkiego robić sama! — odparowała Halina. Jej głos był zimny jak lód.

To był ten moment. Przegięła. Przez lata znosiłem jej docinki, wieczne narzekania na to, jak wychowuję Zosię, jak gotuję, jak zarabiam za mało. Ale tego dnia coś we mnie pękło.

— Ależ ty zawsze wszystkim niezadowolona! — warknąłem na nią jeszcze raz, tym razem już bez żadnych hamulców. — Może czas się wyprowadzić i dać nam wreszcie spokój!

Halina spojrzała na mnie z takim chłodem, że aż przeszedł mnie dreszcz. Nic nie powiedziała. Po prostu wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.

Następnego dnia wszystko się zmieniło.

Obudziłem się rano i od razu poczułem napięcie w powietrzu. Marta była blada, unikała mojego wzroku. Zosia siedziała przy stole i jadła śniadanie w milczeniu.

— Co się stało? — zapytałem Martę.

— Mama powiedziała mi wszystko — odpowiedziała cicho. — Że krzyczysz na nią, że jesteś agresywny… Że Zosia się ciebie boi.

Zamarłem. Wiedziałem, do czego to prowadzi. Halina od dawna próbowała przekonać Martę, że jestem złym ojcem i mężem. Ale nigdy nie sądziłem, że posunie się aż tak daleko.

— To nieprawda! — próbowałem się bronić. — Przecież widzisz, jak jest!

Marta tylko pokręciła głową.

— Muszę pomyśleć o Zosi — powiedziała i wyszła z kuchni.

Przez kolejne dni atmosfera była nie do zniesienia. Halina chodziła po domu jak królowa, triumfująca i pewna siebie. Marta coraz częściej zabierała Zosię do swojej matki na noc. Ja zostawałem sam w pustym mieszkaniu.

W końcu przyszedł ten dzień. Marta spakowała rzeczy swoje i Zosi.

— Przepraszam, Jakubie — powiedziała ze łzami w oczach. — Nie mogę już tak żyć. Mama ma rację… Zosia potrzebuje spokoju.

Chciałem ją zatrzymać, błagałem, żeby została. Ale ona była nieugięta. Halina stała za nią w drzwiach i patrzyła na mnie z satysfakcją.

— Jeszcze będziesz żałował — rzuciła mi na odchodne.

I żałowałem. Bardziej niż kiedykolwiek w życiu.

Rozwód był szybki i bolesny. Halina zeznawała przeciwko mnie w sądzie. Opowiadała o moich rzekomych wybuchach agresji, o tym, jak Zosia się mnie boi. Marta potwierdzała każde jej słowo. Nie miałem szans.

Sąd przyznał opiekę nad Zosią Marcie. Mnie pozwolono widywać córkę raz w miesiącu pod nadzorem kuratora.

To był najgorszy okres mojego życia. Straciłem wszystko: dom, rodzinę, dziecko. Przez długi czas nie mogłem się pozbierać. W pracy byłem cieniem samego siebie, znajomi odsunęli się ode mnie — wszyscy uwierzyli w wersję Haliny.

Minęły lata. Przeprowadziłem się do Wrocławia, zacząłem nowe życie. Poznałem Anię — ciepłą, dobrą kobietę, która pomogła mi uwierzyć w siebie na nowo. Urodził nam się synek, Staś. Mam teraz rodzinę, której nigdy nie miałem z Martą.

Ale blizna po tamtym związku wciąż boli. Bo tam została moja córka. Została — i to nie z mojej woli.

Czasem śni mi się Zosia: ma wtedy pięć lat i pyta mnie: „Tato, dlaczego mnie zostawiłeś?”. Budzę się zlany potem i nie mogę złapać tchu.

Próbowałem walczyć o kontakt z nią przez sąd, pisałem listy do Marty, prosiłem o spotkania. Bez skutku. Halina zadbała o to, żeby Zosia zapomniała o ojcu-potworze.

Czasem zastanawiam się: co by było, gdybym wtedy ugryzł się w język? Gdybym nie dał się sprowokować? Czy dziś miałbym szansę być ojcem dla mojej córki?

A może to wszystko i tak było przesądzone? Może Halina zawsze musiała wygrać?

Patrzę na Stasia i czuję wdzięczność za to, co mam teraz. Ale ta rana nigdy się nie zagoi.

Czy można wybaczyć komuś taką zemstę? Czy można pogodzić się z utratą dziecka przez czyjąś manipulację?

Czasem myślę: ile rodzin rozpadło się przez takie osoby jak Halina? Ilu ojców straciło dzieci przez cudzą nienawiść?

Może ktoś z was zna odpowiedź.