Brat żąda pieniędzy na ślub – rodzinna wojna o dom rodziców. Co robić, gdy własna rodzina się rozpada?

– Nie rozumiesz, Anka! To mój jedyny ślub, a wy nawet nie chcecie mi pomóc! – Paweł krzyczał, uderzając pięścią w stół. Siedzieliśmy w kuchni rodziców, tej samej, w której jako dzieci kłóciliśmy się o ostatni kawałek sernika. Teraz jednak nie chodziło o ciasto, tylko o coś znacznie poważniejszego.

Wszystko zaczęło się miesiąc temu, kiedy Paweł przyszedł do rodziców z narzeczoną, Magdą. Byli podekscytowani, opowiadali o ślubie, planach na przyszłość. W pewnym momencie Paweł rzucił: – Potrzebujemy pieniędzy na wynajem sali. Może sprzedacie działkę albo weźmiecie kredyt pod zastaw domu?

Mama zbladła. Tata spuścił wzrok. Ja poczułam, jak coś we mnie pęka. Nasz dom to nie tylko cztery ściany – to wspomnienia, bezpieczeństwo, miejsce, do którego zawsze wracaliśmy. Paweł jednak nie widział w tym problemu.

– Przecież i tak kiedyś ten dom będzie nasz – powiedział później do mnie na osobności. – Lepiej teraz zainwestować w coś ważnego.

– Ślub to nie inwestycja! – syknęłam. – Chcesz zrujnować rodziców dla jednego dnia?

Paweł wzruszył ramionami. – Ty zawsze byłaś tą rozsądną. Ale czasem trzeba coś poświęcić.

Od tamtej pory atmosfera w domu była napięta jak struna. Mama płakała po nocach, tata zamykał się w garażu i dłubał przy starym maluchu. Ja próbowałam rozmawiać z Pawłem, tłumaczyć mu, że rodzice nie mają takich pieniędzy, że dom to ich jedyne zabezpieczenie na starość. On jednak był nieugięty.

– Magda chce mieć piękny ślub – powtarzał. – Jej rodzina już się dorzuciła. Nie mogę być gorszy.

Zaczęły się kłótnie. Najpierw ciche pretensje przy obiedzie, potem coraz głośniejsze awantury. Mama próbowała mediować:

– Pawle, kochanie, rozumiemy cię, ale nie możemy ryzykować domu…

– To po co go trzymacie? I tak tu nie mieszkacie na stałe, tylko jeździcie do sanatorium! – wybuchnął brat.

Czułam narastającą złość i bezsilność. Próbowałam rozmawiać z Magdą:

– Naprawdę tego chcesz? Żeby Paweł pokłócił się z całą rodziną przez salę weselną?

Odpowiedziała chłodno:

– Każda panna młoda marzy o wyjątkowym dniu. Paweł obiecał.

Wtedy zrozumiałam, że nie chodzi już tylko o pieniądze. To była walka o dumę, o pokazanie się przed innymi. Ale czy warto było poświęcać rodzinę?

Pewnej nocy usłyszałam płacz mamy w kuchni. Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.

– Mamo, nie możemy ulec Pawłowi. To nasz dom…

– Wiem, Aniu… Ale on jest moim synem. Nie chcę go stracić.

Tata dołączył do nas chwilę później. Był blady i zmęczony.

– Może powinniśmy sprzedać działkę? – rzucił cicho.

– A co potem? – zapytałam ostro. – Z czego będziecie żyć?

Cisza była ciężka jak ołów.

Następnego dnia Paweł przyszedł z Magdą i zażądał decyzji.

– Albo mi pomożecie, albo nie przyjdę na Wigilię i więcej mnie tu nie zobaczycie!

Mama zaczęła płakać. Tata wyszedł bez słowa. Ja spojrzałam bratu prosto w oczy:

– Jeśli naprawdę jesteś gotów poświęcić rodzinę dla jednego dnia zabawy, to może lepiej, żebyś przemyślał swoje priorytety.

Paweł milczał przez chwilę, potem wyszedł trzaskając drzwiami.

Przez kolejne tygodnie nie odbierał telefonów od rodziców. Mama zamknęła się w sobie, tata chodził jak cień. Ja czułam się winna – czy powinnam była ustąpić? Czy może powinnam być jeszcze twardsza?

W końcu Paweł zadzwonił do mnie:

– Anka… Może przesadziłem. Ale czuję się gorszy od Magdy rodziny…

– Pieniądze nie są ważniejsze od ludzi – odpowiedziałam cicho.

Nie wiem, jak to się skończy. Może Paweł wróci na Wigilię, może nie. Może kiedyś zrozumie, że dom to nie tylko mury i dach nad głową, ale przede wszystkim ludzie i wspólne chwile.

Czasem zastanawiam się: czy można uratować rodzinę, gdy pieniądze stają się ważniejsze niż więzi? Czy warto walczyć o dom za wszelką cenę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?