Cienie przeszłości w nowym domu: Historia Wery i Zygmunta
— Przyjedźcie do mnie na wieś z mężem! — głos mamy brzmiał w słuchawce ciepło, ale czułam w nim nutę desperacji. — Na pewno, mamo, przyjedziemy — odpowiedziałam, starając się ukryć zmęczenie. Justyna zdaje egzaminy, i wtedy wszyscy razem przyjedziemy. Zygmunt też chce. Wcześniej jeździł do swojej rodziny na wieś, ale od kiedy ich zabrakło, nawet tam nie zagląda!
Odkąd tata zmarł, mama coraz częściej dzwoniła. Czułam jej samotność przez telefon, jakby była czymś namacalnym. Zygmunt patrzył na mnie z troską, kiedy odkładałam słuchawkę. — Może rzeczywiście powinniśmy pojechać — powiedział cicho. — Może to dobrze nam zrobi.
Nie wiedziałam wtedy, że ta decyzja wywróci nasze życie do góry nogami.
Przyjechaliśmy do mamy wczesnym popołudniem. Dom stał na skraju wsi, otoczony starymi jabłoniami. Pachniało świeżo skoszoną trawą i wilgotną ziemią po nocnej burzy. Justyna wyskoczyła z samochodu pierwsza, rozglądając się ciekawie. — Ale tu cicho! — zawołała. — I jak tu pachnie!
Mama wybiegła na ganek, otulona wełnianym swetrem mimo ciepła. Uściskała mnie mocno, potem Justynę i Zygmunta. — Dobrze, że jesteście — szepnęła mi do ucha.
Wieczorem siedzieliśmy przy stole w kuchni. Mama kroiła ciasto drożdżowe, Justyna opowiadała o egzaminach, a Zygmunt milczał, bawiąc się łyżeczką. W pewnym momencie mama spojrzała na niego uważnie.
— Dawno nie byłeś na swojej starej działce, Zygmunt — powiedziała nagle. — Może byś poszedł jutro zobaczyć?
Zygmunt zesztywniał. — Nie mam tam po co chodzić — odparł chłodno.
Zapadła cisza. Poczułam znajome napięcie w powietrzu. Wiedziałam, że Zygmunt unika rozmów o swojej rodzinie od lat. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym pięć lat temu. Od tamtej pory nie wracał do ich domu na wsi.
Po kolacji wyszłam na ganek. Mama usiadła obok mnie.
— On bardzo cierpi — powiedziała cicho. — Ale czasem trzeba zmierzyć się z przeszłością.
Patrzyłam na ciemniejące niebo i myślałam o tym, ile rzeczy przemilczeliśmy w naszej rodzinie. O tym, jak trudno rozmawiać o bólu.
Następnego dnia poszliśmy z Justyną na spacer po okolicy. Mijaliśmy stare domy, pola pełne maków i chabrów. Justyna nagle zatrzymała się przy zarośniętej furtce.
— To tu mieszkała babcia Zosi? — zapytała.
— Tak — odpowiedziałam. — Ale dom stoi pusty od lat.
Justyna spojrzała na mnie poważnie.
— Mamo, czemu nikt tu nie zagląda? Przecież to nasza rodzina.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W mojej rodzinie było wiele tajemnic, o których się nie mówiło. Babcia Zosia zmarła nagle, a potem wszyscy przestali o niej wspominać.
Wieczorem mama zaczęła opowiadać historie z dawnych lat. O tym, jak tata budował dom własnymi rękami, jak babcia Zosia piekła najlepszy chleb w okolicy. W pewnym momencie wspomniała o starym liście znalezionym po śmierci babci.
— Nigdy wam tego nie mówiłam — zaczęła niepewnie — ale babcia zostawiła list do twojego ojca. Pisała w nim o czymś ważnym…
Zamarłam. Mama nigdy wcześniej nie wspominała o żadnym liście.
— Co tam było? — zapytałam cicho.
Mama spuściła wzrok.
— Pisała… że ma tajemnicę, której nie zdążyła wyznać za życia. Że ktoś z rodziny zrobił coś złego dawno temu i ona przez to cierpiała całe życie.
Poczułam dreszcz na plecach. Przez chwilę nikt się nie odzywał.
Zygmunt podszedł do okna i spojrzał w ciemność za szybą.
— Może dlatego wszyscy są tacy zamknięci — powiedział cicho. — Może dlatego ja też nie potrafię wrócić do swojego domu.
Następnego dnia postanowiliśmy pójść razem na starą działkę Zygmunta. Dom jego rodziców stał pusty i zaniedbany. Klucz leżał pod kamieniem tam, gdzie zawsze go zostawiali.
Weszliśmy do środka. Kurz unosił się w powietrzu, a na ścianach wisiały wyblakłe zdjęcia rodzinne. Zygmunt przeszedł przez pokoje powoli, dotykając mebli, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół.
W pewnym momencie zatrzymał się przy komodzie i wyjął z szuflady stary album ze zdjęciami.
— Tu są moi rodzice… i ja jako dziecko… — szepnął drżącym głosem.
Usiedliśmy razem na podłodze i oglądaliśmy zdjęcia. Justyna zadawała pytania o każdą osobę na fotografiach. Zygmunt odpowiadał coraz swobodniej, aż w końcu zaczął opowiadać historie ze swojego dzieciństwa.
Wróciliśmy do domu późnym popołudniem. Mama czekała z obiadem. Atmosfera była lżejsza niż wcześniej.
Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem przy kominku. Mama podała herbatę z malinami i miodem.
— Wiecie… czasem myślę, że te wszystkie tajemnice tylko nas oddalają od siebie — powiedziała nagle. — Może lepiej mówić o tym, co boli?
Patrzyłam na nią długo. W mojej głowie kłębiły się pytania o list babci, o to, co tak naprawdę wydarzyło się w naszej rodzinie przed laty.
Zygmunt ujął moją dłoń.
— Dziękuję ci, że mnie tu przywiozłaś — powiedział cicho. — Może teraz łatwiej będzie mi wracać do tych wspomnień.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim: o bólu ukrytym pod codziennością, o słowach niewypowiedzianych przez lata, o domach pełnych duchów przeszłości.
Czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy da się wybaczyć to, czego nigdy nie wypowiedzieliśmy na głos?
Może właśnie po to są takie powroty – żeby spróbować zrozumieć siebie nawzajem i odnaleźć spokój tam, gdzie kiedyś był tylko żal.