„Czy mogłam temu zapobiec? Historia matki, która widzi, jak jej syn powiela błędy ojca”
– Mamo, ja już nie daję rady! – głos Kasi drżał, a w tle słyszałam płacz małego Antosia. – Michał znowu wrócił późno i nawet nie zapytał, czy coś trzeba zrobić. Wszystko jest na mojej głowie!
Zamarłam z telefonem przy uchu. To nie był pierwszy taki telefon, ale tym razem w jej głosie była rozpacz, której nie dało się zignorować. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć: „A nie mówiłam?”, ale połknęłam te słowa. Przecież to ja przez lata tłumaczyłam Michałowi, że chłopcy nie muszą pomagać w domu, że od tego jest mama. Teraz widziałam, jak moje błędy wracają do mnie rykoszetem.
– Kasiu, kochanie… – zaczęłam ostrożnie. – Może porozmawiacie spokojnie? Michał ostatnio dużo pracuje…
– Mamo, ja wiem! Ale ja też pracuję! I jeszcze dom, i dziecko… Ja już nie mam siły! – przerwała mi gwałtownie.
W tej chwili poczułam się jakbym patrzyła w lustro sprzed trzydziestu lat. Ja też kiedyś płakałam do swojej teściowej, błagając o zrozumienie. Ale ona tylko wzruszała ramionami: „Twój mąż pracuje, ty jesteś od domu”.
Położyłam słuchawkę i usiadłam ciężko przy kuchennym stole. Przede mną leżała stara fotografia: ja i mój mąż, Andrzej, jeszcze młodzi, uśmiechnięci. Wtedy nie wiedziałam, że jego brak zaangażowania w dom stanie się moim przekleństwem. Przez lata dusiłam w sobie żal i frustrację, aż w końcu przestałam walczyć. Czy teraz historia miała się powtórzyć?
Wieczorem Michał zadzwonił.
– Mamo, Kasia znowu robi mi awantury – westchnął ciężko. – Przecież ja pracuję po dziesięć godzin dziennie! Ona tego nie rozumie.
– A ty rozumiesz ją? – zapytałam ostrożnie.
– No… Staram się. Ale ona ciągle narzeka. Może przesadza?
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– Michał, a pamiętasz, jak byłeś mały i nigdy nie musiałeś sprzątać po sobie? – zapytałam cicho.
– No tak… Ale przecież chłopaki tak mają – odpowiedział bez zastanowienia.
Wtedy coś we mnie pękło.
– Nie, Michał. Tak mają tylko ci chłopcy, którym matki na to pozwalają. Ja ci na to pozwoliłam. I teraz Kasia cierpi przez moje błędy.
Zapadła cisza.
– Mamo…
– Synku, porozmawiaj z Kasią. Pomóż jej. Bo jeśli nie, to skończycie jak my z twoim tatą – powiedziałam drżącym głosem.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Wspomnienia wracały falami: kłótnie o brudne skarpetki, o niepozmywane naczynia, o wieczne „zaraz”. A potem milczenie i obojętność.
Następnego dnia Kasia przyszła do mnie z Antosiem.
– Przepraszam, że tak się wyżaliłam… – zaczęła nieśmiało.
– Kochana, masz do tego prawo – objęłam ją mocno. – Wiesz… Ja też kiedyś byłam na twoim miejscu.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
– Naprawdę?
– Tak. I żałuję, że wtedy nikt mi nie powiedział: „Masz prawo oczekiwać pomocy”.
Kasia rozpłakała się na dobre. Siedziałyśmy razem przy stole, a ja opowiadałam jej o swoich dawnych rozczarowaniach i o tym, jak bardzo chciałabym cofnąć czas i wychować Michała inaczej.
Kilka dni później doszło do rodzinnej kolacji. Atmosfera była napięta jak struna. Andrzej siedział sztywno przy stole, Michał patrzył w talerz, a Kasia nerwowo bawiła się serwetką.
W końcu nie wytrzymałam.
– Andrzej, pamiętasz, jak kiedyś wracałeś z pracy i nawet nie zauważałeś bałaganu w domu? – zapytałam głośno.
Mąż spojrzał na mnie zaskoczony.
– Co ty teraz wypominasz? – burknął.
– Bo widzę, że nasz syn robi dokładnie to samo swojej żonie – powiedziałam stanowczo.
Zapadła cisza. Michał spojrzał na ojca, potem na mnie.
– To prawda… – odezwał się cicho. – Nigdy o tym nie myślałem.
Andrzej spuścił wzrok.
– Może rzeczywiście… Może powinienem był bardziej pomagać – mruknął pod nosem.
Kasia spojrzała na mnie z wdzięcznością. Po raz pierwszy poczułam, że może uda nam się przerwać ten łańcuch złych wzorców.
Wieczorem Michał podszedł do mnie w kuchni.
– Mamo… Przepraszam. Chyba muszę się nauczyć być lepszym mężem i ojcem niż byłem synem.
Objęłam go mocno.
– Każdy może się zmienić, jeśli tylko chce – wyszeptałam.
Dziś patrzę na moją rodzinę z nadzieją i lękiem zarazem. Czy uda nam się przełamać stare schematy? Czy potrafimy rozmawiać o swoich potrzebach bez wyrzutów i żalu?
Czasami zastanawiam się: ile jeszcze rodzin musi przejść przez ten sam ból, zanim nauczymy się słuchać siebie nawzajem? Czy naprawdę musimy powtarzać błędy naszych rodziców?