Dlaczego miałabym teraz się martwić? Poznajcie Leona, złotego syna: Historia Ani i choroby matki

– Aniu, musisz przyjechać. Mama jest w szpitalu. – głos Leona drżał przez telefon, ale ja czułam tylko chłód. Siedziałam na kuchennym krześle, patrząc przez okno na szare, kwietniowe niebo nad Warszawą. W tej chwili powinnam była rzucić wszystko i biec do matki. Ale nie mogłam się ruszyć. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego ja?

Leon zawsze był złotym dzieckiem. Od najmłodszych lat mama powtarzała, że jest wyjątkowy, zdolny, wrażliwy. Ja byłam tą drugą – cichą, niewidzialną, zawsze na drugim planie. Kiedy Leon dostał piątkę z matematyki, cała rodzina świętowała. Kiedy ja wygrałam konkurs recytatorski, mama zapytała tylko, czy nie mogłam wybrać czegoś bardziej praktycznego.

Teraz, kiedy mama zachorowała na raka, wszyscy patrzą na mnie. „Ania, jesteś córką. Kobiety lepiej się opiekują. Leon ma pracę, rodzinę…” – słyszę od ciotek i sąsiadek. Nawet tata, choć od lat mieszka osobno, zadzwonił tylko po to, by powiedzieć: „Wiem, że dasz radę. Zawsze byłaś odpowiedzialna”.

A Leon? Przyjeżdża do szpitala raz w tygodniu z bukietem kwiatów i uśmiechem bohatera. Mama rozpromienia się na jego widok, a potem przez resztę tygodnia narzeka mi przez telefon: „Leon taki zapracowany, taki dobry chłopak… A ty? Mogłabyś częściej wpadać”.

Pamiętam jedno popołudnie sprzed lat. Miałam dziewięć lat i dostałam wysoką gorączkę. Mama siedziała przy moim łóżku, ale co chwilę zerkała na zegarek – Leon miał trening piłki nożnej. Gdy tylko tata wrócił z pracy, mama wybiegła z domu z Leonem pod rękę. Zostałam sama z dreszczami i poczuciem, że jestem nieważna.

Teraz siedzę przy łóżku mamy w szpitalu i patrzę na jej wychudzoną twarz. Oddycha ciężko, czasem otwiera oczy i szuka wzrokiem Leona. Gdy mnie widzi, uśmiecha się słabo.
– Aniu… dobrze, że jesteś – szepcze.

Chciałabym poczuć ciepło, wdzięczność. Ale czuję tylko pustkę i zmęczenie.

Wieczorem Leon wpada do sali jak burza. Przynosi mamie ulubione czekoladki i nowy szalik.
– Mamo! Wyglądasz lepiej! – mówi głośno.
Mama rozjaśnia się jak dziecko.
– Leonku… – jej głos jest miękki jak nigdy dla mnie.
Patrzę na nich i czuję ukłucie zazdrości. Przez chwilę mam ochotę wyjść bez słowa.

Po powrocie do domu dzwonię do przyjaciółki.
– Nie wiem już, co robić – mówię przez łzy. – Wszyscy oczekują ode mnie poświęcenia. Ale nikt nie pyta, jak ja się czuję.

Przez kolejne tygodnie opiekuję się mamą niemal codziennie. Zmieniam jej pościel, gotuję lekkie zupy, rozmawiam z lekarzami. Leon pojawia się rzadko – zawsze ma ważne spotkania albo dzieci chore na grypę.

Pewnego dnia mama prosi mnie o herbatę.
– Aniu… czy możesz zadzwonić do Leona? Tak dawno go nie było…
Zaciskam zęby.
– Może sama zadzwonisz? – odpowiadam ostro.
Mama patrzy na mnie zdziwiona.
– Co się z tobą dzieje?
– Nic – kłamię.
Ale w środku wszystko we mnie krzyczy: „Dlaczego zawsze on? Dlaczego nigdy ja?”

W końcu wybucham podczas rodzinnego spotkania w szpitalu. Leon przychodzi z żoną i dziećmi, wszyscy śmieją się głośno przy łóżku mamy.
– Może ktoś inny mógłby zostać dziś z mamą? – pytam cicho.
Wszyscy milkną.
– Przecież ty najlepiej się nią zajmujesz – mówi Leon z uśmiechem.
Patrzę mu prosto w oczy.
– Może dlatego, że nie miałam wyboru?
Cisza robi się gęsta jak śmietana. Mama odwraca wzrok.

Po powrocie do domu długo nie mogę zasnąć. Wspomnienia wracają falami: urodziny Leona z tortem i balonami; moje urodziny – zapomniane przez wszystkich. Pierwsza miłość Leona – mama płacze ze wzruszenia; moja pierwsza miłość – mama wzrusza ramionami.

Następnego dnia Leon dzwoni do mnie pierwszy raz od dawna bez powodu.
– Aniu… przepraszam. Nie wiedziałem, że tak to odbierasz.
Milczę przez chwilę.
– Nie chodzi o ciebie – mówię w końcu. – Chodzi o to, że zawsze musiałam być silna. Dla wszystkich.
Leon wzdycha ciężko.
– Może powinniśmy porozmawiać z mamą razem?

Zgadzam się niechętnie. Spotykamy się w szpitalu we trójkę. Leon zaczyna pierwszy:
– Mamo… Ania robi dla ciebie bardzo dużo. Może czas docenić jej wysiłek?
Mama patrzy na mnie długo. W jej oczach pojawiają się łzy.
– Przepraszam cię, Aniu… Zawsze myślałam, że jesteś taka silna, że nie potrzebujesz tyle uwagi co Leon…
Czuję ulgę i smutek jednocześnie.

Po tej rozmowie coś się zmienia. Mama częściej dziękuje mi za pomoc; Leon zaczyna przychodzić częściej i naprawdę pomagać. Ale rany z dzieciństwa nie goją się tak łatwo.

Czasem patrzę na mamę i zastanawiam się: czy potrafię jej wybaczyć? Czy jestem winna jej opiekę tylko dlatego, że jestem córką? Czy kiedykolwiek będę mogła być po prostu sobą – bez ciężaru cudzych oczekiwań?

Może każdy z nas nosi w sobie takie pytania… A wy? Czy potrafilibyście zapomnieć o dawnych ranach i poświęcić się dla rodziny?