Dom podzielony: Historia o dziedzictwie, rodzinie i przebaczeniu

– Nie rozumiesz, tato! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – On nie był tu nigdy! To nie jest jego dom!

Ojciec spojrzał na mnie ciężko, jakby ważył każde słowo, które miał wypowiedzieć. Siedzieliśmy w kuchni, tej samej, w której mama zawsze robiła pierogi na święta. Teraz jednak zapach ciasta i ciepło pieca nie koiły nerwów. Było zimno, choć za oknem maj rozkwitał zielenią.

– Marto, to mój syn – powiedział cicho. – Tak samo jak ty jesteś moją córką.

Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. Michał. Przyrodni brat. Człowiek, którego widziałam raz, gdy miałam dwanaście lat i nie rozumiałam jeszcze, dlaczego mama płakała zamknięta w łazience przez pół dnia. Michał przyjechał wtedy z matką – kobietą o ostrych rysach i spojrzeniu pełnym niechęci. Siedzieli w salonie, a ja podsłuchiwałam rozmowę zza drzwi. Pamiętam tylko podniesione głosy i trzask zamykanych drzwi.

Teraz miałam trzydzieści dwa lata i ojciec właśnie oznajmił mi, że połowa domu – tego domu, w którym dorastałam, w którym mama umarła na raka dwa lata temu – przypadnie Michałowi.

– To niesprawiedliwe – wyszeptałam. – On nie znał mamy. Nie znał mnie. Nie znał tego miejsca.

Ojciec spuścił wzrok. Przez chwilę milczeliśmy, słuchając tykania zegara nad drzwiami.

– Wiem, że to trudne – powiedział w końcu. – Ale to moja odpowiedzialność. Zawiodłem go kiedyś. Nie chcę zawieść drugi raz.

Wstałam gwałtownie, przewracając krzesło. Wybiegłam z kuchni na ganek, gdzie powietrze było ciężkie od zapachu bzu. Oparłam się o balustradę i pozwoliłam łzom płynąć swobodnie.

W głowie kłębiły mi się wspomnienia: mama śmiejąca się podczas lepienia pierogów, tata naprawiający rower pod jabłonią, ja bawiąca się z psem na trawie. Wszystko to miało być teraz podzielone z kimś obcym.

Wieczorem zadzwoniła do mnie ciotka Basia.

– Słyszałam o tej sprawie – zaczęła bez ogródek. – Twój ojciec zawsze miał miękkie serce do wszystkich swoich dzieci.

– Ale ja tu byłam zawsze! – wybuchłam. – Michał nawet nie dzwonił przez te wszystkie lata!

– Może on też cierpiał? – zasugerowała ciotka. – Może chciałby cię poznać?

Zamilkłam. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Dla mnie Michał był tylko cieniem przeszłości ojca, powodem łez mamy i rodzinnych kłótni.

Następnego dnia wróciłam do domu po pracy i zastałam ojca siedzącego przy stole z kopertą w ręku.

– Napisałem do Michała – powiedział bez wstępu. – Przyjedzie za tydzień.

Serce mi zamarło. Tydzień? Tak szybko? Przez cały tydzień chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić, w nocy śniły mi się koszmary: dom rozpadnięty na pół, mama stojąca po jednej stronie i ojciec po drugiej.

W sobotę rano usłyszałam samochód na podjeździe. Wyszłam przed dom i zobaczyłam wysokiego mężczyznę o ciemnych włosach i oczach tak podobnych do moich, że aż zabolało mnie serce.

– Cześć – powiedział niepewnie. – Marta?

Skinęłam głową. Przez chwilę staliśmy w niezręcznej ciszy.

– Chcesz wejść? – zapytałam w końcu.

W kuchni panowała atmosfera napięcia. Ojciec próbował żartować, ale nikt się nie śmiał. Michał opowiadał o swoim życiu w Warszawie: praca w korporacji, brak rodziny, samotność.

– Zawsze chciałem tu wrócić – powiedział nagle. – Mama opowiadała mi o tym domu…

Zacisnęłam zęby.

– Mama? Twoja mama nienawidziła tego miejsca.

Michał spojrzał na mnie smutno.

– Może dlatego, że czuła się tu obca…

Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Zobaczyłam w nim coś znajomego: tęsknotę za czymś utraconym.

Wieczorem ojciec poprosił nas do salonu.

– Chciałem was przeprosić – zaczął drżącym głosem. – Was oboje. Za to, że nie potrafiłem być ojcem dla was tak, jak powinniście tego oczekiwać.

Michał spuścił wzrok. Ja poczułam gulę w gardle.

– Chciałem tylko… żebyście mieli siebie nawzajem, kiedy mnie zabraknie.

Wyszłam na taras, żeby zaczerpnąć powietrza. Michał dołączył po chwili.

– Przepraszam za wszystko – powiedział cicho. – Wiem, że to dla ciebie trudne.

Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam na ogród tonący w złotym świetle zachodzącego słońca.

– To nie twoja wina – powiedziałam w końcu. – Po prostu… boję się stracić wszystko, co kocham.

Michał uśmiechnął się smutno.

– Ja też się boję.

Przez kolejne dni rozmawialiśmy coraz więcej: o dzieciństwie, o marzeniach, o mamie i ojcu. Zaczęłam dostrzegać w nim człowieka, a nie tylko rywala do spadku.

Kiedy ojciec trafił do szpitala po udarze dwa miesiące później, byliśmy już trochę bliżej siebie. Razem czuwaliśmy przy jego łóżku, razem płakaliśmy po jego śmierci.

Po pogrzebie usiedliśmy z Michałem przy stole i spojrzeliśmy sobie w oczy.

– Co teraz? – zapytałam cicho.

Michał westchnął.

– Może spróbujemy być rodziną? Nawet jeśli to będzie trudne…

Przytuliłam go po raz pierwszy w życiu i poczułam ulgę. Może dom to nie tylko mury i wspomnienia? Może dom to ludzie, którzy potrafią sobie wybaczyć?

Czasem patrzę na zdjęcia mamy i ojca i zastanawiam się: czy oni byliby ze mnie dumni? Czy potrafiliby wybaczyć sobie nawzajem tak jak ja próbuję wybaczyć Michałowi? A wy… czy potrafilibyście podzielić się domem z kimś obcym tylko z powodu więzów krwi?