Dzień, w którym moje zaufanie runęło
– Jak mogłeś to zrobić, Bartek?! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kluczyki do mojego ukochanego, czerwonego Fiata Punto, które jeszcze rano leżały spokojnie na mojej półce. Teraz były tylko symbolem zniszczenia i zdrady.
Bartek patrzył na mnie z poczuciem winy, ale i z jakąś dziwną rezygnacją. – Przepraszam, Anka. Naprawdę nie chciałem… Mama powiedziała, że mogę pożyczyć samochód na chwilę, tylko do sklepu.
– I co? Sklep nagle wyrosło na środku skrzyżowania? – syknęłam przez zaciśnięte zęby. W głowie dudniły mi słowa mamy sprzed godziny: „Nie przesadzaj, Aniu. To tylko samochód. Najważniejsze, że Bartkowi nic się nie stało.”
Tylko samochód. Tylko samochód… Dla niej to tylko rzecz, dla mnie – miesiące odkładania pieniędzy z korepetycji, rezygnacji z wyjazdów ze znajomymi, z nowych butów i kaw na mieście. Każda rysa na lakierze była jak zadra na moim sercu.
Bartek spuścił głowę. – Oddam ci pieniądze za naprawę. Obiecuję.
Prychnęłam. – Skąd? Z kieszonkowego? Pracujesz na pół etatu w pizzerii! Nawet nie masz prawa jazdy!
Wtedy do kuchni weszła mama. Jej twarz była napięta, a oczy błyszczały gniewem.
– Aniu, przestań się tak unosić! To był wypadek. Bartek już wystarczająco się denerwuje. Nie musisz go jeszcze dobijać.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. – To ja jestem winna? To ja mam się teraz czuć źle?
Mama westchnęła ciężko i zaczęła zbierać naczynia ze stołu. – Nie o to chodzi. Po prostu… jesteśmy rodziną. Powinniśmy sobie pomagać.
Zacisnęłam pięści. W mojej głowie kłębiły się myśli: „Pomagać? A kto mi pomoże teraz? Kto odda mi mój czas, moje pieniądze, moje zaufanie?”
Wieczorem siedziałam w swoim pokoju i patrzyłam przez okno na ciemniejące niebo. Wspomnienia wracały falami: jak Bartek prosił mnie o pomoc przy matematyce, jak razem budowaliśmy domek na drzewie u dziadków pod Siedlcami, jak śmialiśmy się do łez podczas rodzinnych wakacji nad morzem. Zawsze byliśmy blisko. Ale teraz czułam się zdradzona.
Telefon zawibrował na biurku. Wiadomość od Bartka: „Przepraszam jeszcze raz. Wiem, że zawaliłem. Kocham cię.”
Nie odpisałam. Nie potrafiłam.
Następnego dnia mama zaproponowała rozmowę przy herbacie.
– Aniu, wiem, że jesteś zła. Ale musisz zrozumieć… Bartek jest młody, popełnia błędy.
– A ja nie jestem młoda? – zapytałam gorzko. – Dlaczego zawsze mam być tą odpowiedzialną?
Mama spojrzała na mnie uważnie. – Bo jesteś starsza. Bo zawsze mogłam na ciebie liczyć.
Te słowa zabolały bardziej niż myślałam. Czy bycie odpowiedzialną oznaczało bycie niewidzialną? Czy moje uczucia były mniej ważne tylko dlatego, że radziłam sobie lepiej?
W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Kasia, zauważyła moją nieobecność duchem.
– Coś się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Kasia pokiwała głową ze zrozumieniem.
– U mnie było podobnie – westchnęła. – Mój brat rozbił rower taty i też wszyscy go bronili. Ale wiesz co? Po latach to on najbardziej żałował tego, jak się wtedy zachował.
To dało mi do myślenia. Może Bartek naprawdę czuje się winny? Może nie potrafi inaczej tego okazać?
Wieczorem usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojego pokoju.
– Mogę wejść? – zapytał Bartek nieśmiało.
Skinęłam głową.
Usiadł na brzegu łóżka i przez chwilę milczał.
– Wiem, że cię zawiodłem – powiedział cicho. – Chciałem tylko… poczuć się dorosły. Tak jak ty. Zawsze byłaś tą lepszą, mądrzejszą, odpowiedzialną. Ja zawsze coś psułem.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nigdy nie mówił o swoich uczuciach w ten sposób.
– Bartek… Ja po prostu chciałam mieć coś swojego. Coś, co nikt mi nie odbierze.
– Wiem – szepnął. – I właśnie to ci zabrałem. Przepraszam.
Siedzieliśmy tak w ciszy przez dłuższą chwilę.
– Oddam ci pieniądze – powtórzył po raz kolejny.
Pokręciłam głową ze smutkiem.
– To nie o pieniądze chodzi…
Następne dni były trudne. Mama próbowała łagodzić sytuację żartami i ulubionym sernikiem, ale atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią.
W końcu przyszedł dzień naprawy samochodu. Mechanik spojrzał na mnie współczująco.
– Oj, ktoś tu miał pecha… Ale da się zrobić. Tylko trochę potrwa i będzie kosztować.
Zacisnęłam zęby i podpisałam papiery.
Wieczorem usiadłam przy stole z mamą i Bartkiem.
– Musimy ustalić zasady – powiedziałam stanowczo. – Jeśli jeszcze raz ktoś bez mojej zgody ruszy moje rzeczy…
Mama uniosła ręce w geście poddania.
– Masz rację, Aniu. Przepraszam, że cię nie wysłuchałam od razu.
Bartek skinął głową.
– Już nigdy nie wezmę niczego bez pytania.
Poczułam ulgę, ale też smutek. Coś między nami pękło i choć próbowałam to posklejać, wiedziałam, że ślad pozostanie na zawsze.
Minęły tygodnie. Samochód wrócił z warsztatu, a Bartek co miesiąc oddawał mi część swojej wypłaty z pizzerii. Mama starała się być bardziej uważna na moje potrzeby.
Ale ja wciąż zastanawiałam się: czy wybaczenie wystarczy? Czy można odbudować zaufanie raz utracone?
Czasem patrzę na Bartka i widzę już nie tylko brata, ale też człowieka ze swoimi słabościami i lękami. Może właśnie o to chodzi w rodzinie – żeby widzieć siebie nawzajem naprawdę?
A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć taką zdradę? Czy można kochać i jednocześnie czuć żal?