Granice matczynej miłości: Historia z warszawskiego blokowiska

– Mamo, możesz mi przelać jeszcze dwie stówki? Przysięgam, oddam ci w piątek po wypłacie! – głos Kuby drżał w słuchawce, a ja patrzyłam na wyświetlacz banku: 147 złote i 30 groszy. Za oknem szarzało, deszcz spływał po szybie, a ja siedziałam przy kuchennym stole w naszym bloku na Bródnie, ściskając w dłoni rachunek za prąd.

– Kuba, to już trzeci raz w tym miesiącu. Ja też muszę płacić rachunki, a emerytura nie rośnie – starałam się mówić spokojnie, choć czułam, jak głos mi się łamie.

– Ale mamo! Naprawdę mam przesrane! Właściciel mieszkania już grozi, że mnie wyrzuci. Nie mam do kogo pójść! – krzyczał niemal przez telefon.

Przez chwilę milczałam. Przypomniałam sobie małego Kubę, jak rzucał klockami o podłogę, gdy coś nie szło po jego myśli. Zawsze mówili: „Kuba jest uparty”. A ja tylko machałam ręką: „Wyrośnie z tego”. Nie wyrósł. Teraz, mając trzydzieści dwa lata, wciąż żądał – czasu, uwagi, pieniędzy. I zawsze znajdowałam dla niego wymówkę.

Mój mąż, Andrzej, tylko wzdychał:

– Daj spokój! Niech wreszcie nauczy się odpowiedzialności! – Ale ja nie umiałam. Serce matki nie zna granic… Przynajmniej tak myślałam.

Rok temu Kuba stracił pracę. Każdego wieczoru dzwonił:

– Mamo, zapłacisz za internet? Bez niego nie znajdę nowej roboty!

Potem była komórka, potem OC na samochód. Zawsze dawałam tyle, ile mogłam. Nie miałam serca odmówić.

Moja córka, Ola, pewnego dnia powiedziała:

– Mamo, Kuba cię wykorzystuje. Kiedy mu powiesz „nie”?

– Nie rozumiesz tego, Ola. On jest w trudnej sytuacji…

– My wszyscy jesteśmy! Ja pracuję na dwa etaty i nie proszę cię o pieniądze!

Jej słowa bolały bardziej niż chciałam przyznać. Czułam się tak, jakbym zdradziła jedno dziecko dla drugiego. Ale Kuba zawsze był bardziej wrażliwy… A może tylko chciałam w to wierzyć?

Któregoś wieczoru Kuba wrócił późno. Twarz miał bladą, oczy zaczerwienione.

– Znowu piłeś? – zapytałam cicho.

– Daj spokój… Byłem tylko z chłopakami na mieście. Musiałem się przewietrzyć.

Ale czułam od niego alkohol.

– Kuba, nie dam już rady. Nie mogę ci ciągle dawać pieniędzy, których sama nie mam. Musimy coś zmienić.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem:

– Teraz ty też jesteś przeciwko mnie? Wszyscy się ode mnie odwrócili! Tata nigdy mnie nie kochał naprawdę, Ola tylko krytykuje… Teraz ty też mnie zostawiasz!

Czułam, jak coś we mnie pęka na tysiąc kawałków. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Siedziałam tylko w ciszy, aż trzasnął drzwiami i wyszedł.

Tej nocy nie zmrużyłam oka. Wciąż pytałam siebie: gdzie popełniłam błąd? Dałam za dużo? Za mało? A może właśnie tego mu nie dałam – granic?

Kuba nie odzywał się przez kilka dni. Ola dzwoniła codziennie:

– Jak się czujesz? Odezwał się?

– Nie… Nie odbiera.

– Mamo, musisz pomyśleć o sobie! To nie twoja wina!

Ale poczucie winy nie mijało.

Po tygodniu Kuba stanął w drzwiach. Był chudszy i przygaszony.

– Mamo… Przepraszam. Nie mam dokąd pójść. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Zostałaś tylko ty…

Przytuliłam go jak wtedy, gdy był mały. Oboje płakaliśmy.

– Kuba, kocham cię nad życie. Ale tak dalej być nie może. Musisz wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Zawsze będę przy tobie – ale nie mogę żyć za ciebie.

Dużo rozmawialiśmy tamtego wieczoru. Po raz pierwszy nie prosił o pieniądze – chciał tylko być wysłuchany.

Dziś Kuba pracuje w magazynie na Targówku. To nie jest jego wymarzona praca, ale płaci rachunki i już nie prosi mnie o więcej niż może oddać. Nasza relacja daleka jest od ideału – wciąż się kłócimy i bywają trudne dni – ale powoli uczymy się żyć osobno.

Czasem myślę: czy matczyna miłość naprawdę jest bezwarunkowa? Czy powinna mieć granice? Gdzie kończy się troska, a zaczyna krzywda? Może wy potraficie odpowiedzieć lepiej niż ja.