„Jedno wnuczę mi wystarczy!” – Jak moja teściowa próbowała zniszczyć nasze szczęście
– Lucyna, czy ty naprawdę musisz być taka nieodpowiedzialna? – głos teściowej przeszył ciszę w kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z rękami mokrymi od mycia naczyń, a w gardle czułam gulę, której nie mogłam przełknąć. Mój mąż, Tomek, siedział przy stole i patrzył w blat, jakby chciał się w nim zapaść. Nasza córka Zosia bawiła się w salonie, nieświadoma burzy, która właśnie się rozpętała.
Wiedziałam, że muszę to powiedzieć. Że nie mogę dłużej ukrywać przed rodziną tego, co dla mnie najważniejsze. – Jestem w ciąży – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Spodziewamy się drugiego dziecka.
Teściowa spojrzała na mnie z takim chłodem, że aż mnie zmroziło. – Jedno wnuczę mi wystarczy – rzuciła beznamiętnie. – Po co wam drugie dziecko? Ledwo sobie radzicie z jednym.
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę miałam ochotę wybiec z domu i nigdy nie wracać. Ale wiedziałam, że nie mogę się poddać. To była moja rodzina. Moje życie.
Tomek milczał. Wiedziałam, że jest rozdarty – zawsze chciał mieć dużą rodzinę, ale od lat był pod wpływem matki. Ona zawsze wiedziała lepiej: jak mamy wychowywać Zosię, co gotować na obiad, nawet jak powinniśmy urządzić mieszkanie. Teraz jednak przekroczyła granicę.
– Mamo – odezwał się w końcu Tomek, ale jego głos był słaby. – To nasza decyzja.
– Wasza decyzja? – prychnęła teściowa. – A kto wam pomoże? Ja? Nie liczcie na mnie. Ja już swoje wychowałam. Nie będę niańczyć kolejnego dziecka.
Wróciły do mnie wszystkie te lata drobnych uszczypliwości i krytyki: „Zosia za lekko ubrana”, „Za dużo pracujesz”, „Tomek wygląda na zmęczonego przez ciebie”. Ale nigdy nie powiedziała tego tak otwarcie. Nigdy nie poczułam się tak samotna we własnym domu.
Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Tomek zamykał się w sobie, a ja płakałam po nocach, tuląc Zosię do snu. Czułam się winna – czy naprawdę robię coś złego? Czy powinnam była zapytać teściową o zgodę na drugie dziecko?
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Tomka z matką przez telefon:
– Mamo, Lucyna jest załamana…
– To jej problem. Ja nie będę się cieszyć z kolejnego wnuka.
– Ale to moje dziecko!
– Twoje? A kto będzie płacił rachunki? Kto będzie pomagał?
Zacisnęłam pięści. Wiedziałam już, że muszę walczyć o swoje szczęście.
Następnego dnia zaprosiłam teściową na rozmowę. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stole w kuchni.
– Pani Anno – zaczęłam spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem – wiem, że nie jest pani łatwo zaakceptować naszą decyzję. Ale to nasze życie i nasze dzieci. Proszę nas nie dzielić.
Spojrzała na mnie z pogardą:
– Myślisz, że dasz sobie radę? Z dwójką dzieci? Tomek ledwo wiąże koniec z końcem! Ty ciągle tylko narzekasz!
Poczułam łzy pod powiekami, ale nie pozwoliłam im popłynąć.
– Może nie jestem idealna, ale kocham Tomka i nasze dzieci. Chcemy być rodziną. Proszę nam nie przeszkadzać.
Teściowa wstała gwałtownie:
– Róbcie co chcecie! Ale beze mnie!
Wyszła trzaskając drzwiami. Zostałam sama w kuchni, czując jednocześnie ulgę i strach.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak na bombie zegarowej. Teściowa przestała nas odwiedzać, a Tomek był coraz bardziej przygnębiony. Zosia pytała: „Dlaczego babcia już do nas nie przychodzi?” Nie umiałam jej odpowiedzieć.
W pracy też nie było łatwo. Szefowa patrzyła na mój brzuch z wyraźną dezaprobatą:
– Kolejna ciąża? Lucyna, przecież ledwo wróciłaś po macierzyńskim…
Czułam się osaczona ze wszystkich stron. Nawet własna matka mówiła:
– Może rzeczywiście za wcześnie na drugie dziecko? Może powinnaś poczekać?
Ale ja wiedziałam jedno: chcę tej rodziny. Chcę być matką dwójki dzieci, nawet jeśli cały świat jest przeciwko mnie.
Gdy urodził się Staś, wszystko się zmieniło. Zosia była zachwycona braciszkiem, Tomek płakał ze wzruszenia. Ale teściowa nawet nie zadzwoniła.
Minęły dwa miesiące ciszy. Pewnego dnia zobaczyłam ją pod blokiem – stała z reklamówką pełną zakupów i patrzyła w okno naszego mieszkania. Wyszłam do niej.
– Pani Anno…
Nie spojrzała mi w oczy.
– Przyniosłam trochę rzeczy dla dzieci…
Wzięłam reklamówkę i poczułam łzy napływające do oczu.
– Dziękuję…
Odwróciła się bez słowa i odeszła.
Dziś Staś ma już rok. Teściowa czasem wpada na chwilę, ale nigdy nie mówi o tamtej rozmowie. Tomek nadal próbuje pogodzić matkę z naszą rodziną, ale wiem, że to już nigdy nie będzie takie samo.
Czasem patrzę na moje dzieci i zastanawiam się: czy naprawdę rodzina powinna być naszym największym wsparciem… czy jednak najtrudniejszą przeszkodą do pokonania? Czy warto walczyć o swoje szczęście nawet wtedy, gdy najbliżsi są przeciwko nam?