Kiedy Miłość Przegrywa z Codziennością: Opowieść o Walce, Rozczarowaniu i Nadziei

– Znowu nie przelałeś pieniędzy na czynsz, Tomek? – zapytałam, starając się nie podnosić głosu, choć w środku już wrzałam. Siedział na kanapie, zapatrzony w ekran telefonu, jakby świat wokół niego nie istniał.

– Nie miałem z czego – odpowiedział cicho, nawet na mnie nie patrząc.

W tej chwili poczułam, jak coś we mnie pęka. Ile razy można słyszeć tę samą wymówkę? Ile razy można być tą silną, która wszystko dźwiga? Przecież to nie tak miało wyglądać nasze życie.

Mam na imię Weronika. Mam 28 lat i od trzech lat jestem żoną Tomka. Kiedyś wydawało mi się, że razem możemy wszystko. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie – on był duszą towarzystwa, ja raczej cichą obserwatorką. Zakochałam się w jego energii, poczuciu humoru i tym, jak potrafił rozjaśnić nawet najgorszy dzień. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że ta energia potrafi być też ucieczką od odpowiedzialności.

Kiedy Tomek stracił pracę w agencji reklamowej, byłam pewna, że szybko znajdzie coś nowego. Przecież miał talent, był kreatywny, wszyscy go lubili. Ale tygodnie zamieniły się w miesiące. Ja w tym czasie zaczęłam studia magisterskie z filologii polskiej i dorabiałam w kawiarni na Kazimierzu. Po godzinach pisałam teksty na zlecenie – opisy produktów do sklepów internetowych, artykuły o zdrowiu, czasem nawet wypracowania dla licealistów. Każda złotówka była na wagę złota.

Początkowo nie miałam mu za złe. Wspierałam go, wysyłałam ogłoszenia o pracę, poprawiałam CV. Ale on coraz częściej mówił: „Nie ma sensu się starać, wszędzie chcą młodych i dynamicznych”. Miał 32 lata – czy to naprawdę już za dużo?

Z czasem zaczęłam czuć się jak samotna matka dorosłego dziecka. Rano biegłam na uczelnię, potem do pracy, wieczorami pisałam do późna przy kuchennym stole. On gotował obiad albo robił zakupy – i to miało być jego „wkład”. Czułam się coraz bardziej zmęczona i rozżalona.

Najgorsze były rozmowy z moją mamą. – Weronika, ty się wykończysz! – powtarzała przez telefon. – A on co robi? Siedzi w domu? Może trzeba mu postawić ultimatum?

Nie chciałam stawiać ultimatum. Chciałam mieć partnera, nie przeciwnika. Ale coraz częściej łapałam się na tym, że patrzę na Tomka z pogardą. Czy można kochać kogoś, kogo się nie szanuje?

Pewnego wieczoru wróciłam do domu później niż zwykle. Było już po 22:00, a ja ledwo trzymałam się na nogach po dwunastogodzinnym dniu. W kuchni panował bałagan – brudne garnki po makaronie, okruchy na stole. Tomek siedział przed komputerem i grał w jakąś grę online.

– Tomek, mogłeś chociaż posprzątać – powiedziałam zmęczonym głosem.

– Przecież gotowałem obiad – odparł beznamiętnie.

– Ale ja zarabiam na ten obiad! – wybuchłam nagle. – Ty nawet nie próbujesz znaleźć pracy! Myślisz, że to wszystko samo się zrobi?

Spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Nie rozumiesz mnie wcale…

– A ty mnie rozumiesz? Wiesz, jak to jest codziennie martwić się o rachunki? O to, czy starczy nam do pierwszego?

Wybiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Usiadłam na zimnych kafelkach i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się bezsilna i samotna.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra.

– Werka, musisz coś z tym zrobić. Może terapia? Albo chociaż szczera rozmowa?

Terapia… W naszym środowisku to wciąż temat tabu. Ale zaczęłam o tym myśleć coraz poważniej.

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole.

– Tomek… Ja już nie daję rady – powiedziałam cicho. – Potrzebuję partnera, nie kolejnego obowiązku.

Milczał długo.

– Wiem… Przepraszam cię – wyszeptał w końcu. – Boję się… Boję się porażki. Boję się, że nigdzie mnie nie przyjmą…

Pierwszy raz od dawna zobaczyłam w jego oczach łzy.

– Może spróbujemy razem? Może pójdziesz do doradcy zawodowego? Albo chociaż porozmawiasz z kimś?

Przez kolejne tygodnie próbował – wysyłał CV, chodził na rozmowy kwalifikacyjne. Ale każda odmowa była ciosem w jego męską dumę. Coraz częściej wracał przygnębiony i zamknięty w sobie.

A ja? Ja coraz bardziej czułam się jak samotna wyspa. Przestałam mówić koleżankom o swoich problemach – bałam się ich litości albo rad typu: „Rzuć go”.

W końcu przyszedł dzień, kiedy dostałam propozycję stażu w wydawnictwie. To była szansa na lepszą przyszłość – ale oznaczała jeszcze więcej pracy i mniej czasu dla nas.

– Weronika… Może powinniśmy zrobić sobie przerwę? – zaproponował pewnego wieczoru Tomek.

Zamarłam.

– Co masz na myśli?

– Może… Może lepiej będzie ci beze mnie? Może wtedy znajdziesz kogoś, kto cię odciąży…

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony poczułam ulgę – z drugiej żal i strach przed samotnością.

Przez kilka tygodni mieszkaliśmy osobno. Ja rzuciłam się w wir pracy i nauki; on wrócił do rodziców pod Tarnowem i zaczął pomagać ojcu w warsztacie samochodowym. Pisaliśmy do siebie rzadko – krótkie wiadomości o sprawach formalnych.

Któregoś dnia zadzwonił:

– Weronika… Dostałem pracę w serwisie samochodowym! Na razie na próbę… Ale chyba pierwszy raz od dawna czuję się potrzebny.

Ucieszyłam się szczerze – dla niego i dla siebie.

Po kilku miesiącach spotkaliśmy się na kawie w Krakowie. Oboje byliśmy inni – zmęczeni, ale silniejsi.

– Myślisz, że jeszcze możemy być razem? – zapytał niepewnie.

Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam tam człowieka, którego kiedyś pokochałam – ale też kogoś nowego: dojrzalszego i bardziej świadomego swoich słabości.

Nie wiem jeszcze, jak potoczy się nasza historia. Wiem tylko jedno: życie to nie bajka o księżniczce i rycerzu na białym koniu. To codzienna walka o siebie nawzajem i o siebie samych.

Czy można odbudować szacunek tam, gdzie przez lata narastały żal i rozczarowanie? Czy miłość wystarczy, by zacząć od nowa? Co wy byście zrobili na moim miejscu?