Królestwo Chaosu: Opowieść Wiki o Rodzinnych Konfliktach i Przemilczanych Uczuciach

— Ooo, witajcie w królestwie chaosu! — głos mamy rozległ się w kuchni, zanim jeszcze zdążyłam odłożyć mokrą pościel na krzesło. Stałam zgarbiona, z dłońmi oblepionymi ciężką tkaniną, a palce drżały mi ze zmęczenia. Plecy bolały tak, że trudno było się wyprostować. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystkim i po prostu wyjść, ale wiedziałam, że nie mogę.

— Wika, przecież siedzisz w domu cały czas. Mogłabyś chociaż pozmywać — skarciła mnie matka, ledwo przekraczając próg kuchni. Jej głos był ostry, jakby każde słowo miało mnie przeciąć na pół.

— Przecież właśnie robię pranie — odpowiedziałam cicho, ale ona już nie słuchała. Zaczęła przeglądać stertę rachunków na stole, wzdychając ciężko.

— Pranie, pranie… A naczynia stoją od rana. Ojciec wróci, to znowu będzie narzekał. — Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie.

Wiedziałam, że tata wróci późno. Ostatnio coraz częściej zostawał po godzinach w pracy, a kiedy już przychodził, był zmęczony i rozdrażniony. Czasem nawet nie mówił „dobry wieczór”, tylko rzucał torbę w kąt i siadał przed telewizorem.

— Mamo, boli mnie kręgosłup — spróbowałam jeszcze raz, ale ona tylko machnęła ręką.

— Każdego coś boli, Wika. Ja też nie jestem ze stali. — Jej twarz była zmęczona, pod oczami miała ciemne cienie. Przez chwilę poczułam do niej współczucie, ale zaraz potem wróciła złość.

Wyszłam z kuchni, zostawiając za sobą zapach wilgotnej pościeli i nieumytych naczyń. W pokoju brata, Kuby, grała głośna muzyka. Zazdrościłam mu tej umiejętności odcinania się od wszystkiego. On zawsze potrafił zamknąć drzwi i udawać, że nie słyszy kłótni rodziców ani moich cichych łez w nocy.

Usiadłam na łóżku i spojrzałam na telefon. Zero nowych wiadomości. Od tygodni nie widziałam się z przyjaciółmi. Pandemia zamknęła nas w domach, a ja coraz bardziej czułam się jak więzień własnych czterech ścian.

Nagle usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Tata wrócił. Przez chwilę w domu zapanowała cisza, jakby wszyscy wstrzymali oddech. Potem rozległ się jego głos:

— Co tu się dzieje? Dlaczego znowu taki bałagan?

Matka odpowiedziała coś półgłosem, ale nie dosłyszałam. Zamiast tego usłyszałam, jak brat podkręca muzykę jeszcze głośniej.

Zeszłam na dół, żeby uniknąć kolejnej awantury. Tata spojrzał na mnie surowo.

— Ty też mogłabyś się w końcu do czegoś przydać, a nie tylko siedzisz w tym pokoju.

— Przecież robiłam pranie… — zaczęłam, ale przerwał mi gestem.

— Zawsze jakieś wymówki. Wszyscy tylko znoszą, nikt nic nie robi.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam krzyknąć, że się myli, że ja naprawdę się staram, ale głos uwiązł mi w gardle.

Wieczorem, kiedy wszyscy już byli w swoich pokojach, usiadłam przy oknie i patrzyłam na ciemne podwórko. Przypomniałam sobie czasy, kiedy jeszcze potrafiliśmy się śmiać przy wspólnym stole. Gdzie to wszystko się podziało? Kiedy zamieniliśmy się w ludzi, którzy tylko znoszą swoje życie, zamiast je przeżywać?

Następnego dnia rano mama weszła do mojego pokoju. Usiadła na brzegu łóżka i przez chwilę milczała.

— Przepraszam, Wika. Wiem, że nie jest ci łatwo. Po prostu… czasem mam wrażenie, że wszystko się wali.

Spojrzałam na nią i zobaczyłam łzy w jej oczach. Pierwszy raz od dawna poczułam, że nie jestem sama w tym wszystkim.

— Mamo, ja też się boję. Boję się, że już nigdy nie będzie lepiej.

Przytuliła mnie mocno. Przez chwilę siedziałyśmy tak w ciszy, obie zmęczone i przestraszone.

Wieczorem tata przyszedł do mojego pokoju. Usiadł na krześle i długo milczał.

— Wiesz, Wika… — zaczął niepewnie — czasem mam wrażenie, że nie umiem być dobrym ojcem. Praca mnie wykańcza, a potem wracam do domu i wszystko mnie drażni.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Po prostu skinęłam głową.

— Chciałbym, żebyśmy byli znowu rodziną — dodał cicho.

Tamtego wieczoru po raz pierwszy od miesięcy usiedliśmy razem przy stole. Nikt nie krzyczał, nikt nie narzekał. Po prostu byliśmy razem.

Czasem myślę, że każdy z nas coś znosi — swoje lęki, zmęczenie, rozczarowania. Ale czy naprawdę musimy znosić to w samotności? Może wystarczy odważyć się powiedzieć głośno, co nas boli? Czy Wy też czasem czujecie, że wszystko się wali, a mimo to musicie dalej żyć, jakby nic się nie stało?