List, którego nigdy nie wysłała: Odkrywanie tajemnic mojej matki po jej śmierci

– Znowu nie posprzątałaś po sobie w kuchni, Aniu. Ile razy mam powtarzać? – głos mamy był jak zimny prysznic, choć za oknem czerwcowe słońce zalewało kuchnię złotem.

Miałam wtedy trzynaście lat i czułam, jakby każda jej uwaga była ciosem. – Przepraszam – mruknęłam, nie patrząc jej w oczy. W głowie już układałam riposty, których nigdy nie wypowiedziałam na głos. Zawsze była taka sama: poważna, zamknięta, jakby coś ją bolało, ale nigdy o tym nie mówiła.

Zazdrościłam koleżankom ich mam. Pani Basia z naprzeciwka piekła z córką ciasta i śmiała się z jej żartów. Mama Kasi przytulała ją na szkolnym korytarzu. Moja mama? Zawsze dystans, zawsze chłód. Kiedyś zapytałam tatę, dlaczego mama nigdy mnie nie przytula. Wzruszył ramionami i powiedział: – Taka już jest twoja mama. Twarda kobieta. Życie ją nauczyło.

Z wiekiem nauczyłam się akceptować jej chłód. Przestałam oczekiwać czułości. Skupiałam się na nauce, potem na pracy. Wyprowadziłam się do Warszawy na studia i wracałam do domu tylko na święta. Nasze rozmowy były krótkie i rzeczowe: „Jak w pracy?”, „Zdrowa jesteś?”, „Potrzebujesz czegoś?”

Kiedy zadzwonił tata z wiadomością, że mama nie żyje, poczułam pustkę. Nie rozpacz – raczej coś w rodzaju ulgi zmieszanej z żalem. Pojechałam do rodzinnego domu w Radomiu, by pomóc tacie ogarnąć sprawy po pogrzebie.

To wtedy, sprzątając jej rzeczy, znalazłam w szufladzie starego kredensu kopertę zaadresowaną do „Jana”. List był pożółkły, pismo drobne, nerwowe. Przeczytałam go jednym tchem:

„Janku,
Nie wiem, czy kiedykolwiek to przeczytasz. Nie mam odwagi wysłać tego listu. Chciałam tylko powiedzieć, że nigdy nie przestałam o Tobie myśleć. Że to wszystko boli mnie bardziej, niż potrafię wyrazić. Wybacz mi, proszę. Może kiedyś będziemy mogli porozmawiać bez żalu.
Maria”

Zamarłam. Kim był Jan? Dlaczego mama nigdy nie wysłała tego listu? Dlaczego nigdy o nim nie wspomniała?

Przez kolejne dni list nie dawał mi spokoju. Zaczęłam wypytywać tatę:
– Tato, znasz jakiegoś Jana? Kogoś ważnego dla mamy?
Tata spojrzał na mnie dziwnie:
– Był kiedyś taki Janek… Chodzili razem do szkoły średniej. Ale potem twoja mama wyjechała do pracy do Łodzi i kontakt się urwał.
– A potem?
– Potem wróciła i poznała mnie.

Nie dawało mi to spokoju. Przeglądałam stare zdjęcia mamy – na jednym była młoda dziewczyna z długimi włosami i szerokim uśmiechem, obok niej chłopak w okularach. Na odwrocie: „Maria i Janek – 1975”.

Zaczęłam szukać informacji o Janku. Przez znajomych z dawnych lat dowiedziałam się, że Jan mieszkał kiedyś w sąsiedniej wsi, ale wyjechał do Niemiec w latach 80-tych. Podobno miał rodzinę, ale nikt nie wiedział nic więcej.

Wróciłam do Warszawy z głową pełną pytań i sercem ciężkim od niewypowiedzianych słów. Zaczęłam analizować całe swoje dzieciństwo przez pryzmat tego listu. Czy mama była nieszczęśliwa? Czy kochała kogoś innego? Czy dlatego była taka zamknięta?

Pewnego wieczoru zadzwonił mój brat Paweł:
– Anka, tata jest jakiś dziwny ostatnio. Siedzi sam w kuchni i patrzy w okno godzinami.
– Może tęskni za mamą…
– Może… Ale mam wrażenie, że coś ukrywa.

Pojechałam do Radomia jeszcze raz. Tata siedział przy stole, przed nim niedopita herbata.
– Tato… powiedz mi prawdę o mamie i Janku.
Tata długo milczał.
– Wiedziałem o nim – powiedział w końcu cicho. – Twoja mama była kiedyś bardzo zakochana. Ale jej rodzice nie akceptowali Janka – był biedny, jego ojciec pił. Zmusili ją do wyjazdu do Łodzi, żeby zapomniała.
– A ty?
– Ja… zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Ale ona… ona nigdy nie była naprawdę szczęśliwa.

Łzy napłynęły mi do oczu.
– Dlaczego mi o tym nie powiedzieliście?
– Bo myśleliśmy, że tak będzie lepiej. Że czas wszystko zagoi.

Przez kolejne tygodnie nie mogłam przestać myśleć o mamie – tej młodej dziewczynie z listu, która musiała porzucić swoją pierwszą miłość i żyć z kimś innym przez całe życie. Zrozumiałam jej milczenie, dystans, smutek w oczach.

Zaczęłam rozmawiać z Pawłem o naszym dzieciństwie.
– Pamiętasz, jak mama czasem płakała nocami?
– Myślałem, że to przez babcię…
– A może przez to wszystko?

W pracy byłam rozkojarzona. Szefowa zwróciła mi uwagę:
– Aniu, co się dzieje? Jesteś nieobecna.
Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Wieczorami pisałam do mamy listy, których nigdy nie wysłałam:
„Mamo,
Chciałabym Cię przytulić i powiedzieć, że rozumiem. Że wybaczam Ci Twój chłód i dystans. Że żałuję, iż nie umiałam być dla Ciebie wsparciem.”

Pewnego dnia odwiedziła mnie ciocia Halina – siostra mamy.
– Wiesz… Maria zawsze była inna – powiedziała zamyślona. – Po tym wszystkim zamknęła się w sobie. Ale bardzo Cię kochała, Aniu. Tylko nie umiała tego okazać.

Zrozumiałam wtedy coś ważnego: czasem ludzie cierpią po cichu przez całe życie i nawet najbliżsi nie mają o tym pojęcia.

Minęło kilka miesięcy od śmierci mamy. Wciąż noszę przy sobie ten list – jak talizman i przestrogę jednocześnie. Często siadam wieczorem przy oknie i myślę o niej: o jej niespełnionych marzeniach, o życiu pełnym kompromisów i cichych łez.

Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy gdybym wcześniej wiedziała o jej bólu, potrafiłabym ją otworzyć? A może każdy z nas nosi w sobie tajemnice, których nigdy nie zdradzi nawet najbliższym?

Czasem pytam siebie: ile takich niewysłanych listów leży gdzieś w szufladach naszych rodziców? Ilu rzeczy nigdy się o nich nie dowiemy?