Mam dość siostry mojego męża. Każdy weekend to koszmar, którego nie mogę już znieść

– Znowu ona? – wyszeptałam przez zaciśnięte zęby, słysząc dźwięk domofonu. Była sobota, godzina dziewiąta rano. Ledwo zdążyłam wypić kawę, a już wiedziałam, że ten dzień będzie taki sam jak wszystkie poprzednie weekendy.

– Daj spokój, Anka, to tylko Basia – powiedział Filip, nawet nie patrząc na mnie znad gazety. – Przecież wiesz, że ona nie ma nikogo.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego poczułam znajome ukłucie w żołądku. Basia, siostra Filipa, była z nami od początku naszego małżeństwa. Dosłownie i w przenośni. Przychodziła do nas co weekend, czasem zostawała na noc, czasem na dwa dni. Zawsze z tym samym uśmiechem i torbą pełną swoich problemów.

Weszła do mieszkania jak do siebie. Rzuciła kurtkę na krzesło, rozsiadła się na kanapie i zaczęła opowiadać o swoim szefie, który jej nie docenia, o koleżankach z pracy, które ją obgadują, o tym, jak bardzo jest zmęczona życiem. Filip słuchał jej z uwagą, kiwał głową, czasem rzucał żartem. Ja siedziałam obok i czułam się jak powietrze.

– Anka, zrobiłabyś mi herbatę? – zapytała Basia bez cienia skrępowania.

Zacisnęłam pięści. – Może sama sobie zrobisz? – odpowiedziałam ostrzej niż zamierzałam.

Basia spojrzała na mnie zaskoczona. Filip zmarszczył brwi.

– Co się z tobą dzieje? – zapytał cicho.

Chciałam krzyczeć. Chciałam powiedzieć mu wszystko: że mam dość bycia służącą we własnym domu, że nie mogę już słuchać narzekań Basi, że czuję się niewidzialna. Ale nie powiedziałam nic. Wstałam i poszłam do kuchni.

W kuchni usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Cicho, żeby nikt nie usłyszał. Przypomniałam sobie początki naszego małżeństwa. Byliśmy szczęśliwi. Mieliśmy plany, marzenia. Chcieliśmy mieć dzieci, podróżować, budować dom pełen ciepła i miłości. Ale wtedy pojawiła się Basia.

Jej mąż odszedł do innej kobiety, zostawiając ją z długami i złamanym sercem. Filip był jej starszym bratem, zawsze czuł się za nią odpowiedzialny. Pomagaliśmy jej finansowo, wspieraliśmy ją emocjonalnie. Ale z czasem jej wizyty stały się coraz częstsze, coraz dłuższe. Zaczęła traktować nasz dom jak swój azyl.

Próbowałam rozmawiać o tym z Filipem.

– Ona nie ma nikogo – powtarzał za każdym razem. – Jesteśmy jej rodziną.

A ja? Czy ja nie jestem twoją rodziną? Czy moje potrzeby się nie liczą?

Z czasem zaczęłam unikać weekendów w domu. Wychodziłam na długie spacery, odwiedzałam koleżanki, zapisywałam się na dodatkowe zajęcia. Ale to nie pomagało. Basia była wszędzie: w naszej kuchni, w naszej sypialni (bo potrafiła wejść bez pukania), w naszych rozmowach.

Pewnego dnia znalazłam ją przeszukującą moje rzeczy w łazience.

– Szukam kremu do twarzy – powiedziała beztrosko.

– To są moje rzeczy! – wybuchłam.

– Przepraszam – wzruszyła ramionami i wyszła.

Opowiedziałam o tym Filipowi.

– Przesadzasz – stwierdził tylko.

Zaczęłam czuć się jak intruz we własnym domu. Moja cierpliwość była na wyczerpaniu. Każda kolejna sobota była dla mnie jak kara.

W pracy też nie było łatwo. Szefowa wymagała ode mnie coraz więcej, a ja wracałam do domu zmęczona i sfrustrowana. Marzyłam o chwili ciszy, o wieczorze tylko we dwoje z Filipem. Ale zawsze była Basia.

Najgorsze było to, że zaczęliśmy się z Filipem oddalać od siebie. Coraz częściej się kłóciliśmy. O drobiazgi: kto wyniesie śmieci, kto zrobi zakupy, kto posprząta po Basi.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole.

– Musimy porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem.

Filip spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– O czym?

– O Basi. O nas. O tym wszystkim…

Westchnął ciężko.

– Wiem, że ci trudno – powiedział cicho. – Ale ona naprawdę nie ma nikogo…

– A ja? Ja też cię potrzebuję! Potrzebuję naszego domu! Potrzebuję ciebie!

Zamilkł. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Nie wiem co robić – wyszeptał w końcu.

Wtedy poczułam się naprawdę samotna.

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

– Aniu, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.

Opowiedziałam jej wszystko. O Basi, o Filipie, o moim poczuciu niewidzialności.

– Musisz postawić granice – powiedziała stanowczo mama. – Inaczej zwariujesz.

Ale jak postawić granice komuś, kto jest rodziną? Komuś, kto cierpi?

W kolejny weekend Basia przyszła jak zwykle. Tym razem jednak postanowiłam działać inaczej.

– Basia – zaczęłam spokojnie – musimy porozmawiać.

Spojrzała na mnie zdziwiona.

– O co chodzi?

– Chciałabym… żebyś dała nam trochę przestrzeni. Żebyś nie przychodziła do nas co weekend…

Zobaczyłam łzy w jej oczach.

– Myślałam, że jesteśmy rodziną…

– Jesteśmy – odpowiedziałam łagodnie – ale ja też potrzebuję swojego domu. Swojego czasu z Filipem.

Basia wybiegła z mieszkania bez słowa. Filip patrzył na mnie z wyrzutem.

– Musiałaś to zrobić?

– Tak – odpowiedziałam pewnie po raz pierwszy od lat.

Przez kilka tygodni panowała cisza. Basia nie dzwoniła, nie przychodziła. Filip był zamknięty w sobie. Nasze rozmowy były krótkie i chłodne.

Ale po pewnym czasie coś się zmieniło. Zaczęliśmy rozmawiać o nas, o naszych marzeniach sprzed lat. Zaczęliśmy znów wychodzić razem na spacery, oglądać filmy wieczorami, śmiać się z drobiazgów.

Pewnego dnia Basia zadzwoniła.

– Przepraszam – powiedziała cicho – chyba rzeczywiście trochę przesadziłam…

Zaprosiłam ją na kawę w tygodniu. Bez Filipa. Porozmawiałyśmy szczerze po raz pierwszy od lat.

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko obecność za wszelką cenę. To także szacunek dla granic drugiego człowieka.

Czy miałam prawo postawić siebie na pierwszym miejscu? Czy egoizm może być czasem ratunkiem dla miłości? Co wy byście zrobili na moim miejscu?