Mama, nie mogę już dłużej: Klucze do naszego domu nie są już twoje
– Znowu tu była! – krzyknął Michał, trzaskając drzwiami od kuchni. Stałam w przedpokoju, z kluczami w dłoni, a serce waliło mi jak oszalałe. Wiedziałam, że to się powtórzy. Mama znowu przyszła bez zapowiedzi, weszła do naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie jak do siebie, przeszukała szafki, skomentowała bałagan w łazience i znowu rzuciła mi w twarz, że nie potrafię zadbać o własnego męża.
– Co tym razem? – Michał próbował ukryć złość, ale widziałam, jak zaciska pięści.
– Powiedziała, że jestem leniwa i że nie zasługuję na ciebie. Że powinnam się wstydzić, bo nie umiem nawet ugotować porządnego obiadu. – Głos mi się załamał. – Michał, ja już nie mogę. Albo ona, albo ja.
Te słowa wisiały w powietrzu jak wyrok. Michał patrzył na mnie długo, w milczeniu. Wiedziałam, że kocha swoją teściową – moją mamę – ale też widział, jak bardzo mnie to wszystko niszczy.
Mama, Barbara, była zawsze silna. Po śmierci taty to ona trzymała nasz dom w ryzach, pracowała na dwa etaty, żebym mogła skończyć studia. Byłam jej wdzięczna za wszystko, ale od kiedy wyszłam za Michała, nie potrafiła pogodzić się z tym, że nie jestem już tylko jej córką.
Pamiętam dzień, kiedy dostaliśmy klucze do naszego mieszkania. Mama stała obok mnie i powiedziała: – Pamiętaj, to dzięki mnie tu mieszkasz. Bez mojej pomocy nie byłoby cię na to stać. – Wtedy wydawało mi się, że to tylko troska. Dziś wiem, że to był początek końca naszej bliskości.
Tamtego wieczoru nie mogłam zasnąć. Michał siedział w salonie, patrzył w okno na rozświetlone miasto. Ja płakałam w łazience, dławiąc się łzami i poczuciem winy. Czy naprawdę jestem złą córką? Czy mam prawo żądać od mamy, by przestała wtrącać się w moje życie?
Następnego dnia zadzwoniłam do niej. – Mamo, musimy porozmawiać. Przyjdź dziś po południu.
Przyszła punktualnie, jak zawsze. Usiadła przy stole, skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na mnie z góry.
– Co znowu? Michał ci coś nagadał? – zapytała lodowatym tonem.
– Mamo, proszę…
– Nie pozwolę, żeby jakaś dziewucha z miasta odsunęła mnie od mojej córki! – podniosła głos. – To ja cię wychowałam! To ja cię utrzymałam! A teraz mam patrzeć, jak ktoś inny rządzi w twoim życiu?
Poczułam, jak narasta we mnie gniew. – Mamo, dość! To jest mój dom. Mój i Michała. Nie możesz przychodzić, kiedy chcesz i mówić mi, jak mam żyć. Jeśli nie potrafisz tego zrozumieć, nie możesz mieć już kluczy do naszego mieszkania.
Zapadła cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara na ścianie.
– Dobrze – powiedziała w końcu chłodno. – Proszę bardzo. Oddaję ci klucze. Ale pamiętaj – kiedy Michał cię zostawi, nie przychodź do mnie z płaczem!
Wyszła bez słowa pożegnania.
Tamtego wieczoru Michał objął mnie mocno. Płakałam z ulgi i żalu jednocześnie. Wiedziałam, że zrobiłam dobrze, ale czułam się jak najgorsza córka na świecie.
To nie był koniec problemów. Mama przez tygodnie nie odbierała telefonu. Ciotka Halina zaczęła rozpowiadać po rodzinie, że „Agnieszka wyrzekła się matki przez chłopa”. W pracy byłam rozkojarzona, przyjaciółki pytały, co się dzieje. Michał starał się mnie wspierać, ale widziałam, że i on jest coraz bardziej zmęczony tą sytuacją.
Pewnej soboty zadzwonił mój brat Tomek z Gdańska.
– Co ty zrobiłaś mamie? Płacze codziennie! Mówi, że odebrałaś jej wszystko!
Tłumaczyłam mu wszystko, ale nie rozumiał. – Gdyby nie ona, nie miałabyś nic! – krzyczał do słuchawki.
Zaczęłam wątpić w siebie. Może naprawdę jestem niewdzięczna? Może powinnam była znosić wszystko w imię rodzinnej lojalności?
Michał próbował mnie pocieszać, ale czułam, że oddalamy się od siebie pod ciężarem tego konfliktu. Pewnego wieczoru usiedliśmy razem na balkonie.
– Agnieszko – powiedział cicho – wiem, jak ważna jest dla ciebie mama. Ale jeśli nie postawisz granic teraz, nigdy nie będziemy mieli spokoju ani z nią, ani ze sobą.
Patrzyłam na światła miasta i zastanawiałam się – ile jest takich osób jak ja? Ile z nas rozdartych jest między rodzicami a własnym szczęściem? Ile z nas żyje cudzym życiem z poczucia obowiązku?
Dziś nadal boli mnie myśl o mamie samotnej w mieszkaniu na Pradze. Ale pierwszy raz od dawna czuję, że mam własny dom.
Czasem pytam siebie – czy mogłam postąpić inaczej? Czy da się być dobrą córką i szczęśliwą żoną jednocześnie? Czy zawsze ktoś musi być zraniony?
A wy? Gdzie kończy się obowiązek dziecka, a zaczyna prawo do własnego życia?