Między dwiema miłościami: Gdy córka nie akceptuje mojego nowego szczęścia

– Mamo, nie rób mi tego! – krzyknęła Zosia, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Jej głos, pełen rozpaczy i gniewu, odbił się echem w pustym mieszkaniu. Stałam przez chwilę w bezruchu, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. W tej chwili czułam się jak intruz we własnym życiu.

Minęło pięć lat od śmierci Andrzeja. Pięć lat samotnych wieczorów, kiedy czekałam, aż Zosia zaśnie, żebym mogła pozwolić sobie na łzy. Pięć lat udawania przed światem, że jestem silna, choć w środku czułam się jak rozbity talerz, którego nie da się już skleić. Praca w bibliotece dawała mi namiastkę normalności, a Zosia była moim jedynym światłem. Ale dzieci dorastają szybciej, niż matka jest w stanie to zauważyć.

Zosia miała wtedy siedemnaście lat. Zawsze była wrażliwa, zamknięta w sobie, ale po śmierci ojca jeszcze bardziej oddaliła się ode mnie. Starałam się być dla niej wszystkim – matką, ojcem, przyjaciółką – ale coraz częściej czułam, że nie docieram do niej przez mur milczenia.

Poznałam Pawła przypadkiem – przyszedł do biblioteki szukać książki o historii Warszawy. Rozmawialiśmy długo o literaturze i o tym, jak trudno jest zaczynać od nowa po stracie. Był wdowcem, miał dorosłego syna. Nasza znajomość rozwijała się powoli, ostrożnie. Przez długi czas nie mówiłam o nim Zosi – bałam się jej reakcji.

Kiedy w końcu zdecydowałam się powiedzieć jej prawdę, zrobiłam to nieudolnie. Siedziałyśmy przy stole, jadłyśmy kolację w milczeniu. – Zosiu… – zaczęłam niepewnie. – Chciałabym ci kogoś przedstawić. To mój przyjaciel, Paweł.

Zosia spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Przyjaciel? – powtórzyła z ironią. – Myślałam, że tata był twoim jedynym przyjacielem.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Widziałam w jej oczach ból i zdradę. Próbowałam tłumaczyć, że życie musi toczyć się dalej, że samotność zabija powoli i cicho. Ale ona nie chciała słuchać.

Od tamtej pory nasze relacje stały się jeszcze trudniejsze. Zosia przestała ze mną rozmawiać, zamykała się w swoim pokoju na całe godziny. W szkole zaczęły się problemy – nauczycielka matematyki zadzwoniła do mnie zaniepokojona jej zachowaniem.

Pewnego wieczoru Paweł zaprosił mnie na kolację do swojej ulubionej restauracji na Starym Mieście. Siedzieliśmy przy oknie, patrząc na przechodzących ludzi. – Nie chcę być powodem twojego cierpienia – powiedział cicho. – Jeśli musisz wybrać między mną a córką…

Przerwałam mu łamiącym się głosem: – Nie każ mi wybierać. Nie potrafię.

Wróciłam do domu późno. Zosia czekała na mnie w kuchni. Jej oczy były czerwone od płaczu.

– Dlaczego on? Dlaczego teraz? – zapytała szeptem.

Usiadłam obok niej i chwyciłam jej dłoń.

– Bo jestem tylko człowiekiem, Zosiu. Bo też chcę być szczęśliwa.

– A ja? Ja już nie jestem dla ciebie ważna?

– Jesteś najważniejsza na świecie. Ale nie mogę żyć tylko twoim życiem.

Zosia wyrwała rękę i pobiegła do swojego pokoju. Słyszałam jej cichy płacz przez zamknięte drzwi.

Następne tygodnie były dla mnie piekłem. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Paweł coraz rzadziej dzwonił – widziałam, jak bardzo cierpi przez tę sytuację.

W końcu nadszedł dzień, kiedy musiałam podjąć decyzję. Zosia wróciła ze szkoły wcześniej niż zwykle i zastała mnie pakującą walizkę.

– Wyjeżdżasz? – zapytała z przerażeniem.

– Nie wyjeżdżam na zawsze – odpowiedziałam spokojnie. – Potrzebuję kilku dni dla siebie. Muszę pomyśleć.

Zostawiłam jej kartkę na stole: „Kocham cię najbardziej na świecie. Ale muszę nauczyć się kochać też siebie.”

Pojechałam do siostry do Krakowa. Przez kilka dni płakałam i rozmawiałam z nią godzinami o tym, jak trudno być matką i kobietą jednocześnie. O tym, jak bardzo boję się utracić córkę i jak bardzo pragnę być kochana.

Po tygodniu wróciłam do domu. Zosia siedziała na kanapie z moim starym albumem zdjęć.

– Przepraszam – powiedziała cicho. – Bałam się, że jeśli będziesz szczęśliwa z kimś innym, zapomnisz o tacie… i o mnie.

Przytuliłam ją mocno.

– Nigdy was nie zapomnę. Ale musimy nauczyć się żyć dalej.

Dziś nasza relacja jest inna niż kiedyś – bardziej szczera i dojrzała. Paweł powoli staje się częścią naszego życia, choć droga do tego była długa i bolesna.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można być dobrą matką i jednocześnie pozwolić sobie na własne szczęście? Czy zawsze musimy wybierać między sobą a tymi, których kochamy?