Między dwoma domami: Czy można wybrać między rodziną a rodziną?
– Nie rozumiesz, Aniu! To mój ojciec. On mnie wychował, był przy mnie, kiedy nikt inny nie wierzył, że coś ze mnie będzie! – głos Michała drżał, a ja czułam, jak ściska mnie w gardle. Stałam przy kuchennym stole, ściskając w dłoni kartkę z numerem konta mojej mamy. Miała przelać nam pieniądze na wkład własny do mieszkania. Naszego mieszkania. Tego, o którym marzyłam od lat, odkąd urodził się nasz synek, Staś.
– Michał, ja to rozumiem. Ale… – zaczęłam cicho, próbując nie płakać. – My też jesteśmy rodziną. Staś zasługuje na własny pokój. Ile jeszcze będziemy się tułać po wynajętych mieszkaniach? Ile razy będziemy się pakować w kartony i szukać nowego kąta, bo właściciel postanowi sprzedać mieszkanie?
Michał odwrócił się do okna. Przez chwilę milczał, patrząc na szare bloki za szybą. Wiem, że walczył ze sobą. Jego ojciec, pan Zbigniew, zachorował nagle. Rak trzustki. Lekarze nie dawali mu wielkich szans, ale pojawiła się możliwość kosztownego leczenia za granicą. Michał był gotów zrobić wszystko, by ratować ojca.
A ja? Ja byłam rozdarta. Moja mama, pani Helena, całe życie oszczędzała, żeby pomóc mi stanąć na nogi. Sama wychowywała mnie po śmierci taty. Pracowała na dwa etaty, żebym mogła skończyć studia i mieć lepszy start niż ona. Teraz chciała dać mi szansę na własny dom.
– Mamo, naprawdę chcesz nam dać te pieniądze? – zapytałam ją kilka dni wcześniej przez telefon.
– Aniu, dziecko… Po co mi one? Ja już swoje przeżyłam. Ty masz rodzinę, wnuka… Chcę widzieć was szczęśliwych – odpowiedziała ciepło.
A teraz te pieniądze miały zniknąć. Nie na nasze mieszkanie, ale na leczenie teścia. Czy mogłam się temu sprzeciwić? Czy miałam prawo powiedzieć „nie”, skoro chodziło o życie człowieka?
Wieczorem usiedliśmy z Michałem przy stole. Staś spał w kącie pokoju, przytulony do pluszowego misia.
– Aniu… – Michał zaczął cicho. – Wiem, że to dla ciebie ważne. Ale jeśli nie spróbuję pomóc tacie… nigdy sobie tego nie wybaczę.
– A jeśli oddamy te pieniądze i tata… i tak odejdzie? Co wtedy? Zostaniemy z niczym – powiedziałam ostrożnie.
– Ale przynajmniej będę wiedział, że zrobiłem wszystko – odpowiedział bez wahania.
Wiedziałam, że nie przekonam go argumentami o bezpieczeństwie Stasia czy naszym komforcie. Dla niego rodzina to nie tylko my – to także jego ojciec, matka, siostra.
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić, w domu unikałam rozmów z Michałem. Mama dzwoniła codziennie:
– Aniu, co postanowiliście?
Nie umiałam jej odpowiedzieć.
W końcu poprosiłam ją o spotkanie. Usiadłyśmy w jej małym mieszkaniu na Pradze przy herbacie z malinami.
– Mamo… Michał chce oddać te pieniądze swojemu ojcu na leczenie – powiedziałam wprost.
Mama spojrzała na mnie długo.
– A ty czego chcesz?
Zacisnęłam dłonie na kubku.
– Chcę mieć dom. Chcę przestać się bać o jutro. Ale… nie chcę być tą złą synową.
Mama westchnęła ciężko.
– Czasem nie da się mieć wszystkiego naraz. Ale pamiętaj: twoja rodzina to też ty i Staś. Nie możesz zawsze stawiać siebie na końcu.
Wróciłam do domu jeszcze bardziej rozdarta niż wcześniej. Michał siedział na kanapie z głową w dłoniach.
– Rozmawiałem dziś z siostrą – powiedział bez podnoszenia wzroku. – Ona też nie ma pieniędzy… Ale może razem coś wymyślimy.
Usiadłam obok niego i położyłam mu rękę na ramieniu.
– Może powinniśmy porozmawiać z twoim tatą? Zapytać go, czego on naprawdę chce?
Michał spojrzał na mnie zaskoczony.
– Myślisz, że powie: „Nie chcę waszych pieniędzy”? On zawsze był dumny…
– Ale może nie chce być ciężarem – odpowiedziałam cicho.
Kilka dni później pojechaliśmy do pana Zbigniewa do szpitala w Otwocku. Był słaby, ale uśmiechnął się na nasz widok.
– Dzieciaki… Co was sprowadza?
Michał długo milczał, aż w końcu wyjaśnił sytuację: pieniądze od mojej mamy i nasz dylemat.
Pan Zbigniew popatrzył na nas poważnie.
– Michał… Aniu… Ja już swoje przeżyłem. Nie chcę być powodem waszych kłótni ani tego, żebyście rezygnowali z własnego życia przez moją chorobę. Jeśli Helena chce wam pomóc – przyjmijcie to. Ja sobie poradzę.
Michał miał łzy w oczach.
– Tato…
– Synu… Najważniejsze jest to, żebyście byli razem i szczęśliwi. Nie pozwólcie chorobie rozbić rodziny.
Wyszliśmy ze szpitala w milczeniu. Michał ściskał moją dłoń tak mocno, że aż bolało.
Wieczorem zadzwoniła mama:
– Aniu? Jak się czujesz?
– Mamo… chyba podjęliśmy decyzję – odpowiedziałam cicho.
Przelała nam pieniądze następnego dnia. Zaczęliśmy szukać mieszkania. Michał długo nie mógł sobie wybaczyć tej decyzji, ale pan Zbigniew powtarzał mu przez telefon:
– Synu, jestem dumny z tego, jak dbasz o swoją rodzinę.
Czasem patrzę na Stasia bawiącego się w swoim nowym pokoju i zastanawiam się: czy można było postąpić inaczej? Czy naprawdę da się wybrać między rodziną a rodziną? A może każda decyzja zostawia po sobie blizny?