Między miłością a dumą: Wyznanie teściowej, która nie potrafiła zaakceptować wyboru syna
— Mamo, proszę cię, postaraj się dziś być miła — szeptał mi do ucha mój syn Michał, poprawiając krawat przed wejściem na salę weselną. Jego oczy błagały o zrozumienie, ale ja czułam tylko narastający w środku bunt. Jak miałam być miła, skoro on właśnie żenił się z kobietą, która nie pasowała do naszej rodziny?
Wszystko we mnie krzyczało: „To nie tak miało być!” Od miesięcy próbowałam przekonać Michała, że Julia nie jest dla niego. Że jest zbyt pewna siebie, zbyt nowoczesna, za mało rodzinna. Że nie rozumie naszych tradycji, nie szanuje tego, co dla mnie najważniejsze. Ale on tylko wzruszał ramionami i powtarzał: „Mamo, kocham ją”.
Na weselu czułam się jak aktorka w kiepskim teatrze. Uśmiechałam się do gości, gratulowałam młodej parze, ale w środku byłam rozbita. Każdy toast był dla mnie jak kolejny gwóźdź do trumny moich marzeń o idealnej synowej. Gdy Julia podeszła do mnie z bukietem kwiatów i powiedziała: „Mam nadzieję, że będziemy dla siebie jak matka i córka”, ledwo powstrzymałam łzy. Odpowiedziałam chłodno: „Zobaczymy”.
Od tamtego dnia wszystko się zmieniło. Michał coraz rzadziej dzwonił. W święta przychodzili tylko na chwilę, zawsze spiesząc się do jej rodziców. Czułam się coraz bardziej samotna i niepotrzebna. Zaczęłam obwiniać Julię za wszystko: za to, że Michał się oddala, że wnuki widuję tylko od święta, że w domu panuje cisza.
Pewnego dnia nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do syna i wykrzyczałam mu w słuchawkę wszystko, co leżało mi na sercu:
— Ona cię ode mnie zabrała! Nie widzisz tego? Przestałeś być moim synem!
Po drugiej stronie zapadła cisza. Michał odparł cicho:
— Mamo, nie chcę wybierać między tobą a Julią. Ale jeśli będziesz dalej tak mówić… przestanę przychodzić.
Zamarłam. Czy naprawdę by to zrobił? Czy naprawdę mogłam stracić syna przez własną dumę?
Przez kolejne tygodnie żyłam jak w letargu. Każdy dzień był taki sam: kawa, telewizja, samotność. Czasem dzwoniła sąsiadka Basia i pytała, co słychać u wnuków. Kłamałam, że wszystko dobrze, że byli ostatnio w odwiedzinach. Ale prawda była taka, że widziałam ich ostatni raz na Boże Narodzenie.
Któregoś wieczoru usiadłam przy stole i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia. Michał jako mały chłopiec na rowerze, Michał z pierwszym świadectwem z paskiem, Michał na studiach… Zawsze byłam przy nim. Zawsze wiedziałam lepiej. A teraz? Teraz był dorosły i miał własne życie.
Nagle zadzwonił telefon. To była Julia.
— Pani Anno… — zaczęła niepewnie — czy mogłaby pani przyjść jutro do nas? Zosia bardzo chce panią zobaczyć.
Zosia — moja wnuczka. Serce mi zabiło mocniej.
— Oczywiście — odpowiedziałam bez namysłu.
Następnego dnia szłam do nich jak na ścięcie. Bałam się tej rozmowy bardziej niż czegokolwiek w życiu. Gdy otworzyła mi drzwi Julia, zobaczyłam w jej oczach zmęczenie i smutek.
— Proszę usiąść — powiedziała cicho.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Przez chwilę milczałyśmy.
— Pani Anno… wiem, że nie jestem taką synową, jakiej pani chciała — zaczęła Julia drżącym głosem. — Ale kocham Michała i bardzo chciałabym, żebyśmy się dogadały. Dla niego… i dla dzieci.
Patrzyłam na nią długo. Widziałam jej szczerość i strach przed odrzuceniem.
— Ja… — zaczęłam niepewnie — chyba za bardzo chciałam mieć wszystko pod kontrolą. Bałam się, że stracę syna…
Julia uśmiechnęła się smutno.
— Nikt pani go nie zabiera. On po prostu dorósł.
Wtedy po raz pierwszy poczułam ulgę. Może rzeczywiście byłam zbyt dumna? Może czas nauczyć się akceptować wybory innych?
Zosia wbiegła do kuchni i rzuciła mi się na szyję.
— Babciu! Tęskniłam!
Poczułam łzy na policzkach. Może jeszcze nie wszystko stracone?
Wieczorem wracałam do domu z mieszanymi uczuciami. Czy potrafię wybaczyć sobie te wszystkie słowa? Czy jeszcze odzyskam rodzinę? A może czasem trzeba po prostu pozwolić dzieciom żyć po swojemu?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między dumą a miłością? Co byście zrobili na moim miejscu?