Między młotem a kowadłem: Gdy musisz wybrać między matką a żoną

– Michał, powiedz jej w końcu, że nie będzie rządzić w tym domu! – głos mojej matki, pani Haliny, rozbrzmiewał w kuchni jak dzwon. Stałem między nimi, jakby ktoś przykuł mnie do podłogi. Moja żona, Ania, miała łzy w oczach, ale nie spuszczała wzroku. – To nasz dom, mamo. Proszę, uszanuj to – powiedziała cicho, ale stanowczo.

Wiedziałem, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Odkąd się ożeniłem, matka nie mogła pogodzić się z tym, że nie jestem już tylko jej synem. Każda niedziela zamieniała się w pole bitwy o to, kto ma rację: moja żona czy moja matka. A ja? Ja byłem jak dziecko rozdzierane na pół.

Pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu marzyłem o własnej rodzinie. Chciałem być takim ojcem i mężem, jakiego sam nigdy nie miałem – mój ojciec zmarł, gdy miałem dwanaście lat. Matka poświęciła dla mnie wszystko. Pracowała na dwa etaty, żebym mógł skończyć studia. Była moją bohaterką. Ale teraz… teraz stała się moim największym problemem.

Wszystko zaczęło się od pierogów. Tak, pierogów! Matka przyszła do nas na obiad i zobaczyła, że Ania robi ciasto inaczej niż ona. – Tak się nie robi pierogów! – krzyknęła. – Michał zawsze lubił moje! – A ja stałem jak słup soli i nie potrafiłem się odezwać.

Po obiedzie Ania zamknęła się w łazience i płakała. Matka siedziała w salonie i czekała na przeprosiny. Wtedy pierwszy raz poczułem, że muszę wybrać stronę. Ale nie wybrałem. Uciekłem do pracy pod pretekstem pilnego maila.

Z czasem było tylko gorzej. Matka zaczęła przychodzić bez zapowiedzi, przestawiała rzeczy w kuchni, krytykowała Anię za wszystko: za to, jak prasuje koszule, jak wychowuje naszego syna Jasia, nawet za to, że kupiła inny proszek do prania niż ona używała całe życie.

Ania coraz częściej milczała. Widziałem jej smutek i bezsilność. Wieczorami leżała obok mnie i patrzyła w sufit. – Michał, ja tak dłużej nie wytrzymam – powiedziała pewnego dnia. – Albo postawisz granice swojej mamie, albo…

Nie dokończyła zdania. Ale wiedziałem, co chciała powiedzieć.

Próbowałem rozmawiać z matką. – Mamo, Ania też jest częścią tej rodziny. Proszę cię…
– Ja? Ja tylko chcę wam pomóc! Ty nie rozumiesz, ile dla ciebie zrobiłam! – krzyczała przez telefon tak głośno, że musiałem odsunąć słuchawkę od ucha.

W pracy byłem cieniem samego siebie. Koledzy pytali: – Michał, co się z tobą dzieje? – A ja tylko wzruszałem ramionami.

W końcu nadszedł ten dzień. Matka przyszła do nas z walizką ubrań dla Jasia i zaczęła układać je w szafie Ani. Ania poprosiła ją grzecznie: – Pani Halino, proszę zostawić te rzeczy, sama to zrobię.
– Sama? Ty nic nie potrafisz zrobić dobrze! – syknęła matka.

Wtedy Ania wybuchnęła płaczem i wybiegła z pokoju. Ja zostałem sam z matką.
– Michał, powiedz jej coś w końcu! – krzyczała matka.
– Mamo…
– No powiedz!

Czułem, jak serce wali mi jak młotem. W głowie miałem tysiące wspomnień: matka trzymająca mnie za rękę w szpitalu po śmierci ojca; matka płacząca z radości na mojej maturze; matka gotująca rosół na niedzielę…
Ale teraz widziałem też łzy Ani i strach w oczach mojego syna.

– Mamo… proszę cię, zostaw nas na jakiś czas. Musimy być rodziną po swojemu. Proszę cię…

Matka patrzyła na mnie z niedowierzaniem. – Ty… ty wybierasz ją? Po tym wszystkim?
– Nie wybieram nikogo przeciwko komuś. Po prostu… muszę być mężem i ojcem.

Matka wyszła trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zatrzęsły się szyby.

Ania siedziała na łóżku skulona jak dziecko. Usiadłem obok niej i objąłem ją mocno.
– Przepraszam…
– Dziękuję – wyszeptała.

Przez kilka tygodni matka nie odbierała ode mnie telefonu. W święta przyszło tylko krótkie życzenie SMS-em: „Wesołych Świąt”.

Czułem się jak zdrajca. Ale widziałem też spokój w oczach Ani i Jasia.

Dziś minął rok od tamtego dnia. Matka powoli wraca do naszego życia, ale już inaczej – z dystansem i szacunkiem dla naszych granic. Czasem widzę w jej oczach żal i smutek, ale też cień dumy.

Czy można być jednocześnie dobrym synem i dobrym mężem? Czy każda rodzina musi przejść przez taki ból? Może to właśnie jest dorosłość: nauczyć się wybierać nie między ludźmi, ale między tym, co naprawdę ważne.