Między obowiązkiem a własnym życiem: Moja codzienność z 80-letnią mamą

– Znowu nie kupiłaś mi tych ciastek, które lubię! – głos mojej mamy rozbrzmiewa w kuchni, a ja czuję, jak narasta we mnie irytacja. Stoję przy zlewie, myję kubek po jej porannej kawie i próbuję nie wybuchnąć. Mam 53 lata, a czuję się jak dziecko, które nie spełniło oczekiwań rodzica. – Mamo, mówiłam ci już, że lekarz zabronił ci słodyczy – odpowiadam cicho, ale w środku aż się gotuję.

Moja mama, Helena, ma 80 lat. Od pięciu lat mieszkamy razem w naszym starym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Kiedy tata zmarł, nie mogłam jej zostawić samej. Wtedy wydawało mi się to oczywiste – przecież to moja mama, wychowała mnie sama po rozwodzie z ojcem, poświęciła dla mnie wszystko. Teraz ja powinnam się odwdzięczyć. Ale nikt nie powiedział mi, że to będzie aż tak trudne.

Każdy dzień zaczyna się podobnie: budzę się o szóstej rano, żeby przygotować mamie śniadanie i podać jej leki. Potem szybko szykuję się do pracy – jestem księgową w małej firmie transportowej. Pracuję zdalnie, co teoretycznie powinno ułatwić opiekę nad mamą, ale w praktyce oznacza to tylko tyle, że jestem dostępna dla niej przez cały dzień. Wystarczy, że usłyszy szelest papierka w kuchni i już woła: „Agnieszka! Chodź tu na chwilę!”. Czasem mam wrażenie, że nie mam nawet pięciu minut dla siebie.

Najgorsze są wieczory. Mama siada w fotelu naprzeciwko telewizora i zaczyna narzekać: na polityków, na sąsiadów, na pogodę. Często wspomina dawne czasy – jak to było lepiej za Gierka, jak ludzie byli dla siebie milsi. Słucham tego z rosnącym zmęczeniem. Próbuję czytać książkę albo rozwiązywać krzyżówki, ale nie potrafię się skupić. Wiem, że powinnam być cierpliwa – przecież starość jest trudna, samotność boli. Ale czasem mam ochotę po prostu wyjść i już nie wracać.

Najbardziej boli mnie to, że nie mam własnego życia. Moje koleżanki spotykają się na kawie, chodzą do kina, jeżdżą na wycieczki. Ja odmawiam zaproszeń, bo nie mam z kim zostawić mamy. Raz spróbowałam zatrudnić opiekunkę na kilka godzin – mama zrobiła mi awanturę życia. „Obca baba będzie się mną zajmować? Co ty sobie myślisz?!”. Od tamtej pory nawet nie próbuję.

Czasem dzwoni do mnie mój brat Marek. Mieszka w Gdańsku z żoną i dwójką dzieci. – Aga, może przyjedziecie do nas na święta? – pyta co roku. Ale wiem, że to tylko grzeczność. Mama nie znosi jego żony i nie chce słyszeć o żadnych wyjazdach. Zresztą Marek nigdy nie proponuje, żeby to on przyjechał i zajął się mamą choćby przez tydzień. Wszystko jest na mojej głowie.

Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że jestem zła na mamę za to, że żyje tak długo. Wiem, jak okrutnie to brzmi. Ale ile jeszcze wytrzymam? Mam swoje zdrowie, swoje potrzeby. Chciałabym jeszcze coś przeżyć – może zakochać się, pojechać gdzieś daleko… Ale czuję się uwięziona w tej roli opiekunki.

Pewnego wieczoru wybuchłam. Mama po raz kolejny zaczęła narzekać na obiad: „Znowu ta zupa! Nie umiesz nic innego ugotować?”. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– Mamo, ja już nie daję rady! – krzyknęłam. – Cały dzień tylko dla ciebie gotuję, sprzątam, robię zakupy… A ty nigdy nie jesteś zadowolona!
Mama spojrzała na mnie zdziwiona i przez chwilę milczała.
– Myślisz, że mnie jest łatwo? – powiedziała cicho. – Ja też bym chciała być młoda i zdrowa…
Przez moment zrobiło mi się jej żal. Przecież ona też jest ofiarą tej sytuacji.

Po tej kłótni przez kilka dni prawie ze sobą nie rozmawiałyśmy. W domu panowała ciężka cisza. Zaczęłam rozważać terapię albo grupę wsparcia dla opiekunów osób starszych. Ale czy znajdę czas? Czy będę miała siłę?

Czasem wyobrażam sobie inne życie: budzę się sama w swoim mieszkaniu, piję kawę w ciszy, idę na spacer bez pośpiechu… Ale potem słyszę głos mamy: „Agnieszka! Pomóż mi!”. I wracam do rzeczywistości.

Nie wiem, jak długo jeszcze tak wytrzymam. Czy jestem złą córką, bo marzę o wolności? Czy ktoś inny na moim miejscu postąpiłby inaczej? Może ktoś z was zna odpowiedź…