Między Smakiem a Ciszą: Historia z Kuchni Bogusi

— Krzysztof, nie wiem, czy powinniśmy tu być — szepnęłam, zanim jeszcze zadzwoniliśmy do drzwi Bogusi. Mój mąż tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko, jakby nie czuł tej samej ciężkości w powietrzu co ja. Może dla niego to był zwykły niedzielny obiad u ciotki, ale dla mnie… Dla mnie to był powrót do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło i wszystko się skończyło.

Gdy tylko weszliśmy do mieszkania Bogusi, zapachy uderzyły mnie jak fala. Świeżo upieczone mięso, ciepły chleb, przyprawy — wszystko wirowało w powietrzu jak w tańcu. Zamknęłam oczy i przez chwilę pozwoliłam sobie zapomnieć, po co tu przyszliśmy. To był zapach domu, święta, dzieciństwa. Ale zaraz potem wróciła rzeczywistość.

— O, już jesteście! — Bogusia wybiegła z kuchni z fartuszkiem w kwiaty i szerokim uśmiechem. — Krzysiu, pomóż mi z ziemniakami! A ty, Aniu, usiądź, zaraz podam rosół.

Usiadłam przy stole, który uginał się od jedzenia. Były pierogi z kapustą i grzybami, pieczony schab, sałatka jarzynowa — wszystko wyglądało jak z obrazka. Ale ja nie mogłam przełknąć ani kęsa. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy dziś wreszcie powiemy Bogusi prawdę?

Krzysztof rozmawiał z ciotką o pracy, a ja patrzyłam na ich twarze i czułam narastające napięcie. Od miesięcy nosiliśmy z Krzysztofem tajemnicę, która zaczęła nas dzielić. Wiedziałam, że jeśli dziś nie powiemy wszystkiego, już nigdy nie będziemy mogli spojrzeć sobie w oczy.

— Aniu, dlaczego jesteś taka cicha? — zapytała Bogusia, nalewając mi rosołu. — Zawsze byłaś duszą towarzystwa!

Uśmiechnęłam się blado. — Po prostu… dużo ostatnio myślę.

— O czym? — nie odpuszczała.

Spojrzałam na Krzysztofa. On spuścił wzrok.

— O rodzinie — odpowiedziałam w końcu. — O tym, jak łatwo coś stracić.

Bogusia przysiadła się do mnie i położyła mi rękę na ramieniu. — Dziecko, rodzina to najważniejsze, co mamy. Nawet jeśli czasem się kłócimy albo nie rozumiemy.

Wtedy poczułam łzy pod powiekami. Chciałam jej powiedzieć wszystko: o tym, że Krzysztof stracił pracę już trzy miesiące temu i codziennie udaje przed nią i przede mną, że wszystko jest w porządku; o tym, że przez to coraz częściej się kłócimy; o tym, że boję się przyszłości bardziej niż kiedykolwiek.

Ale nie mogłam. Bo przecież siedzieliśmy przy stole pełnym jedzenia, a Bogusia patrzyła na nas z takim ciepłem i troską.

— Może jeszcze trochę schabu? — zaproponowała.

— Nie mogę już… — wyszeptałam.

Nagle Krzysztof odłożył widelec i spojrzał na mnie. W jego oczach zobaczyłam strach i ulgę jednocześnie.

— Ciociu… musimy ci coś powiedzieć — zaczął cicho.

Bogusia spojrzała na nas zdziwiona.

— Krzysztof stracił pracę — powiedziałam za niego. — Od trzech miesięcy szukamy nowej. Jest nam ciężko… bardzo ciężko.

Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że słyszałam tylko tykanie zegara na ścianie.

— Dlaczego nic nie powiedzieliście? — zapytała Bogusia szeptem.

— Nie chcieliśmy cię martwić — odpowiedział Krzysztof. — Wszyscy mają teraz swoje problemy.

Bogusia wstała od stołu i podeszła do okna. Przez chwilę patrzyła na ulicę, potem odwróciła się do nas z łzami w oczach.

— Myślicie, że jestem tylko od gotowania i podawania jedzenia? Że nie widzę, kiedy coś jest nie tak? — Jej głos drżał ze wzruszenia i gniewu jednocześnie. — Rodzina jest po to, żeby sobie pomagać! Nawet jeśli czasem boli!

Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Poczułam jej ciepło i nagle wszystkie emocje wybuchły ze mnie jak lawa. Płakałam długo i głośno, a ona głaskała mnie po głowie jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką.

— Przepraszam… — szepnęłam przez łzy. — Tak bardzo się bałam…

— Czego? Że cię zostawię? Że przestanę was kochać? — Bogusia spojrzała mi prosto w oczy. — Aniu, rodzina to nie tylko wspólne obiady i święta. To też trudne rozmowy i łzy.

Krzysztof podszedł do nas i objął nas obie. Przez chwilę staliśmy tak we trójkę w kuchni pachnącej chlebem i mięsem, a ja poczułam coś, czego dawno nie czułam: spokój.

Po obiedzie siedzieliśmy jeszcze długo przy stole. Bogusia opowiadała historie z młodości, śmialiśmy się i płakaliśmy na zmianę. W końcu zaproponowała nam pomoc finansową na najbliższe miesiące. Krzysztof chciał odmówić z dumy, ale ja złapałam go za rękę.

— Przyjmijmy to — powiedziałam cicho. — Rodzina jest po to, żeby sobie pomagać.

Kiedy wracaliśmy do domu przez zimny wieczór, trzymałam Krzysztofa za rękę mocniej niż zwykle. Wiedziałam już, że razem przetrwamy wszystko.

Czasem zastanawiam się: dlaczego tak trudno nam mówić prawdę najbliższym? Czy naprawdę boimy się ich reakcji… czy może własnej słabości? Może właśnie wtedy najbardziej potrzebujemy drugiego człowieka.