Moja teściowa się bawi, ja płonę: polska codzienność w cieniu oczekiwań
– Znowu nie posprzątałaś po obiedzie? – głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stała w drzwiach, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie z wyższością.
Chciałam odpowiedzieć, że przecież dopiero co skończyliśmy jeść, że mój synek, Staś, właśnie zasnął po godzinie płaczu, a ja ledwo stoję na nogach. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego poczułam znajome pieczenie w oczach i ścisk w żołądku.
– Zaraz posprzątam – wyszeptałam, starając się nie patrzeć jej w oczy.
Teściowa westchnęła teatralnie i podeszła do Stasia, który spał w swoim łóżeczku. Uśmiechnęła się do niego szeroko, zupełnie inna niż ta, którą znałam. Dla niego była czuła, cierpliwa, pełna energii. Dla mnie – wymagająca, krytyczna, chłodna.
– Jaki on jest cudowny – rozczuliła się. – Cały po moim synu. Ty też byłaś taka grzeczna jako dziecko? – rzuciła przez ramię z nutą ironii.
Zacisnęłam pięści. Ile razy jeszcze usłyszę te porównania? Ile razy będę musiała udowadniać, że jestem wystarczająco dobrą matką i żoną dla jej jedynaka?
Mój mąż, Tomek, pracował do późna. Wracał zmęczony, często nieobecny myślami. Gdy próbowałam mu opowiedzieć o tym, jak trudno mi z jego matką pod jednym dachem, wzruszał ramionami:
– Mama chce dobrze. Po prostu nie przejmuj się tym tak bardzo.
Nie przejmuj się. Łatwo powiedzieć, kiedy nie musisz codziennie słuchać uwag o niedokładnie umytych naczyniach, źle wyprasowanych koszulach czy zbyt słodkiej herbacie.
Teściowa przychodziła codziennie. Najpierw bawiła się ze Stasiem – wtedy mogłam przez chwilę odetchnąć. Ale zaraz potem zaczynała swoje inspekcje: zaglądała do lodówki, sprawdzała stan łazienki, komentowała ilość kurzu na półkach.
Pewnego dnia nie wytrzymałam. Stałam przy kuchennym blacie, krojąc warzywa na zupę, gdy usłyszałam za sobą:
– Wiesz, za moich czasów kobieta potrafiła ogarnąć dom i jeszcze wyglądać jak człowiek.
Odwróciłam się gwałtownie.
– Mamo Tomka, ja naprawdę się staram! – głos mi zadrżał. – Nie jestem robotem. Staś jest malutki, wszystko robię sama…
Spojrzała na mnie z politowaniem.
– Ja miałam troje dzieci i jakoś dawałam radę.
Wybiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Łzy płynęły mi po policzkach. Czułam się jak dziecko, które dostało kolejną jedynkę w szkole.
Wieczorem Tomek wrócił późno. Siedziałam przy stole z kubkiem zimnej herbaty.
– Twoja mama… – zaczęłam niepewnie.
– Co znowu? – westchnął zmęczony.
– Nie mogę już tak dłużej. Ona mnie nie szanuje. Wszystko robię źle…
Tomek spojrzał na mnie z irytacją.
– Przesadzasz. Mama pomaga nam z Stasiem. Powinnaś być wdzięczna.
Wdzięczna? Za to, że czuję się jak służąca we własnym domu?
Następnego dnia teściowa przyszła wcześniej niż zwykle. Przyniosła ciasto i zaczęła opowiadać o sąsiadce z klatki obok:
– Pani Zosia to dopiero ma porządek! U niej zawsze wszystko lśni. A dzieci takie grzeczne…
Zacisnęłam zęby i uśmiechnęłam się sztucznie.
Staś zaczął płakać. Wzięłam go na ręce i wyszłam na balkon. Potrzebowałam powietrza. Patrzyłam na szare bloki i ludzi spieszących do pracy. Zazdrościłam im wolności.
Gdy wróciłam do środka, teściowa już wychodziła.
– No to ja lecę! – rzuciła wesoło. – Zostawiam ci trochę bałaganu po zabawie ze Stasiem, ale przecież dasz sobie radę!
Zostałam sama wśród rozsypanych klocków i brudnych naczyń. Staś patrzył na mnie dużymi oczami.
– Mamusiu… – powiedział cicho.
Przytuliłam go mocno. Był moją jedyną ostoją w tym chaosie.
Wieczorem zadzwoniła moja mama.
– Jak się trzymasz? – zapytała troskliwie.
Nie wytrzymałam i rozpłakałam się do słuchawki.
– Mamo, ja już nie mam siły… Czuję się niewidzialna. Jakby nikt nie widział mojego wysiłku.
Moja mama milczała przez chwilę.
– Kochanie… Musisz postawić granice. Porozmawiaj z Tomkiem jeszcze raz. Albo przyjedź do mnie na kilka dni.
Przez kolejne dni chodziłam jak cień samej siebie. Tomek był coraz bardziej nieobecny, a teściowa coraz bardziej wymagająca. Pewnego popołudnia Staś dostał gorączki. Przerażona zadzwoniłam do lekarza i spędziłam pół nocy przy jego łóżku.
Rano przyszła teściowa i zobaczyła mnie bladą i niewyspaną.
– No widzisz? Mówiłam, że powinnaś lepiej dbać o dziecko! – rzuciła bez cienia współczucia.
Coś we mnie pękło.
– Dość! – krzyknęłam nagle. – Proszę już nie przychodzić codziennie! Potrzebuję spokoju!
Teściowa spojrzała na mnie jakby zobaczyła ducha.
– Jak śmiesz tak do mnie mówić?
– Tak śmiem! To mój dom i moje dziecko!
Wybiegła trzaskając drzwiami.
Tomek wrócił wieczorem i od progu zaczął krzyczeć:
– Co ty zrobiłaś?! Mama jest załamana!
– A ja?! Czy ktoś w ogóle widzi mnie?!
Staś zaczął płakać przestraszony naszymi krzykami. Wzięłam go na ręce i wyszłam z mieszkania. Poszliśmy do mojej mamy.
Tam po raz pierwszy od miesięcy poczułam ulgę. Ciepło jej ramion przypomniało mi, że jestem kimś więcej niż tylko żoną i synową.
Tomek dzwonił wielokrotnie, ale nie odbierałam. Musiałam przemyśleć wszystko od nowa: czy chcę wracać do życia w cieniu cudzych oczekiwań?
Dziś siedzę przy oknie i patrzę na śpiącego Stasia. Wiem jedno: już nigdy nie pozwolę sobie wmówić, że jestem niewystarczająca.
Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla cudzych oczekiwań? Czy ktoś jeszcze czuje się tak samotny wśród najbliższych?